W piątkowym spotkaniu z Lechem Poznań (0:1) na szpicy zagrał z konieczności Jacek Kiełb. Wszystko dlatego, że ze składu wypadli Elia Soriano oraz Maciej Górski. - To dziwna sytuacja. Moim zdaniem coś takiego nie powinno mieć miejsca. Trzeba teraz zadziałać tak, by w następnych spotkaniach to się nie powtórzyło. Gdy w ostatniej chwili okazało się, że zabraknie Macieja Górskiego, nie było nawet po kogo zadzwonić, żeby dojechał - przyznał Bartosz Rymaniak.
To kuriozum, że klub z Lotto Ekstraklasy nie ma na pojedynek ligowy ani jednego zdrowego napastnika. - Było dużo czasu, by odpowiednio zadziałać na rynku transferowym i nie dopuścić do podobnych kłopotów - dodał kapitan Korony.
W starciu z Kolejorzem efekt był taki, że mimo niezłej gry kielczanom zabrakło armat i polegli 0:1. - U siebie wygraliśmy ostatnio dwa razy z rzędu, więc do Poznania jechaliśmy z myślą, by zapunktować. Sam mecz nie porwał, ale nie dopuściliśmy rywala do zbyt wielu sytuacji. Zdarzył nam się jeden błąd, po którym straciliśmy bramkę, lecz na drugą połowę wyszliśmy bardzo zmotywowani. Dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce, stwarzaliśmy okazje - stwierdził Rymaniak.
Tę najlepszą - rzut karny po faulu Vernona De Marco na Michaelu Gardawskim - zmarnował Jacek Kiełb, którego strzał obronił Matus Putnocky. - Nic z tym już nie zrobimy. Jacek był bardzo smutny, ale on nam jeszcze wiele razy pomoże. Robił to też wcześniej. Taka jest po prostu piłka nożna. Fajnie, że w środę mamy mecz Pucharu Polski z Wisłą Kraków. Dzięki temu nie będziemy długo rozpamiętywać porażki w Poznaniu. Możemy się szybko zrehabilitować i poprawić - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Lewandowski uczcił jubileusz. Dwa gole Polaka! Zobacz skrót meczu Bayern - Mainz [ZDJĘCIA ELEVEN]