Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: Zacznijmy naszą rozmowę od teraźniejszości, zostawmy na chwilę przeszłość za sobą. Czy obecnie w Polsce mecze są ustawiane? Korupcja nadal występuje w piłce nożnej?
[tag=64699]
Dominik Panek[/tag], dziennikarz Polskiego Radia 24 oraz twórca bloga "Piłkarska Mafia": Nie dam sobie ręki uciąć, ale wydaje mi się, że uporaliśmy się z tym zjawiskiem. Jeszcze dwa, trzy lata temu słyszałem tu i ówdzie, iż może dochodzić do handlowania meczami. Podkreślam jeszcze raz: słyszałem. Żadne konkrety, a tym bardziej dowody do mnie nie dotarły. Ponoć miało to się odbywać na zupełnie innych zasadach niż kiedyś. Spotykało się dwóch ludzi, twarzą w twarz, wyjmowali baterie z telefonów, przekazywali pieniądze, nie zostawiali żadnych śladów, rozjeżdżali się, każdy w swoją stronę.
Czyli zupełnie inaczej niż kilkanaście lat temu. Na początku XXI wieku działacze robili to "na bezczela".
Oj tak. Czuli się bezkarni. Korupcja w polskiej piłce była obecna od czasów PRL-u. Za komuny to były bardziej układy resortowe. Górnicy pomogą żołnierzom, aby milicjanci nie zdobyli mistrzostwa. Coś na tej zasadzie. Po przemianach w 1989 roku przeszliśmy do korupcji finansowej. Niektórzy zaczęli się bogacić. Kupowali, sprzedawali, ustawiali, byli pośrednikami. Nie widzieli w tym nic złego.
Od 1 lipca 2003 roku zmieniło się prawo. Korupcja była ścigana i można było trafić do więzienia. Czy piłkarskie środowisko przeoczyło tę zmianę?
Wydaje się, że właśnie tak. Do niewielu klubów dotarło, że polskie prawo ma nowe przepisy. Działacze najprawdopodobniej nie zdawali sobie sprawy, że za kupowanie meczów można iść siedzieć. Ta pierwsza grupa zatrzymanych była w szoku, gdy dowiadywała się o łamaniu prawa.
W 2005 roku na ekranach telewizorów widzimy już akcje policji, która w kajdankach przewozi kolejnych ludzi związanych z piłką do prokuratury we Wrocławiu. A korupcja nadal szaleje. Wtedy to już chyba każdy wiedział, że jest nowe prawo.
Też do końca tego nie rozumiem, dlaczego w momencie pierwszych zatrzymań nie doszło do ograniczenia korupcji. Jeszcze wiosną 2006 ustawiono ponad 30 spotkań. Jak czytam w zeznaniach kolejnych zatrzymanych, mogło chodzić o to, że środowisko czuło się hermetyczne. Ludzie nie sądzili, iż ktoś pęknie, opowie, przekaże policji listę innych uwikłanych w proceder. To trochę jak w mafii: swoich się nie zdradza. Dlatego czuli się bezpiecznie.
ZOBACZ WIDEO Michał Pazdan: W Legii cały czas jest trudny moment
Jaką rolę w całej sprawie odegrał Piotr Dziurowicz, który udzielił słynnego wywiadu "Gazecie Wyborczej", od którego tak naprawdę wiele się zaczęło? To była tylko medialna ustawka, czy jego działania rzeczywiście pomogły prokuratorom?
Były właściciel GKS-u Katowice jest dla mnie jednym z bohaterów tej afery. Pozytywnych bohaterów. Widział, że nie da się uczciwie zarządzać piłkarskim klubem, nie chciał postępować jak jego ojciec w przeszłości, dlatego postanowił wszystko ujawnić. Pamiętajmy, że zgodził się nawet brać udział w udanej prowokacji przekazania pieniędzy jednemu z sędziów. Dlatego go szanuję. Doceniam to, co zrobił. Tak samo, jak wielu innych, którzy też puścili farbę.
Kiedy lawina zatrzymań nabrała rozpędu, wpadli w panikę?
Słyszałem, że w wielu klubach dzień rozpoczynał się od lektury mojego bloga "Piłkarska Mafia", gdzie szukano informacji, kogo tego dnia zatrzymała policja. Potem działacze zastanawiali się, czy jest szansa, że zatrzymany puści farbę i czy mają już mieć przygotowane szczoteczki do zębów. W pewnym momencie panika osiągnęła apogeum. Niektórzy sami zgłaszali się do Wrocławia.
Ponad 600 ustawionych meczów, prawie 450 skazanych osób, 68 klubów zamieszanych w aferę korupcyjną. Spodziewał się pan takich rozmiarów tej afery?
Nikt się tego nie spodziewał. Michał Listkiewicz, ówczesny prezes PZPN, mówił o "jednej czarnej owcy". Trzeba jednak podkreślić, że gdyby nie doskonała praca prokuratorów z Wrocławia, głównie Krzysztofa Grzeszczaka oraz Roberta Tomankiewicza, cała afera zapewne zakończyłaby się na kilku, może kilkunastu zatrzymanych. Im się chciało pogrzebać w tej sprawie i odkryć całe bagno.
Istnieje w Polsce klub, który może z czystym sumieniem spojrzeć w lustro?
Są zespoły, którym nie udowodniono winy, nie zostały oskarżone. Jednak czy to oznacza, że nie były uwikłane w ten proceder? Nie byłbym tego pewien. Może po prostu nie udało zdobyć się mocnych dowodów. Oczywiście na liście klubów zamieszanych w korupcję nie ma pewnych nazw, nie wiem, czy nie ustawiały meczów, czy przestały przed 1 lipca 2003? A może miały po prostu szczęście…?
Od wielu lat jest pan piłkarskim kibicem. Co pan czuje, widząc taką skalę korupcji?
Czuję się oszukany. Mam 47 lat, praktycznie od lat 80. ubiegłego stulecia chodziłem na mecze, oglądałem na żywo moich ulubionych piłkarzy, za niektórych dałbym się pokroić. Po wielu latach okazało się, że część z nich handlowało meczami. Czuję się jak nabity w butelkę. Obrzydliwe! Przepraszam za emocje, ale nadal nie potrafię, mimo upływu tylu lat, mówić o tym całkowicie na chłodno.
Zapewne wszyscy kibice się tak czują.
Nie zgadzam się. Przecież kibice nie odwrócili się od klubów, działaczy, trenerów i piłkarzy, którzy brali udział w korupcji. Dalej je kochają. Mało tego, wielu nawet nie ma pretensji. Ot, przeszli nad aferą do porządku dziennego. A przecież przez lata wydawali pieniądze na bilety, a zamiast na mecz chodzili na wyreżyserowany kabaret.
Gdybyśmy mieszkali w Stanach Zjednoczonych, to zapewne sądy zalałaby lawina wniosków o odszkodowania.
Ludzie nie przeszliby obok takiej afery obojętnie. Doprowadziliby do wielkich odszkodowań. Tutaj nie chodzi nawet o koszt biletów, które kupowali. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Grałem w Totolotka, miałem w danej kolejce trafionych 12 meczów, do głównej wygranej zabrakło mi jednego wyniku. Wyniku, który ktoś ustawił. Oszukał mnie. Zabrał mi szansę na spore pieniądze. Dobry prawnik dałby radę.
Procesy trwałaby pewnie wiele lat. Zresztą podobnie jak te dotyczące korupcji. Od kiedy trwa afera korupcyjna, od 2004 roku?
Tak, to już 13 lat.
I kiedy w końcu zamkniemy sprawę?
Bardzo chciałbym powiedzieć, że na przykład w 2020 roku zapadnie ostatni wyrok. Bardzo, bo nie ukrywam, iż czuję się zmęczony.
Zwłaszcza że obiecał pan działalność bloga aż do ostatniego wyroku.
Przez wiele lat poświęcałem temu po kilka godzin dziennie. Wnosiłem do sądów o przekazywanie mi materiałów, potem to wszystko przepisywałem do komputera, zarwałem wiele nocy. Teraz już nie jestem aż tak aktywny, ale nadal kibice znajdą na mojej stronie najważniejsze informacje.
Dlaczego to tyle trwa?
Nie odkryję Ameryki, jak odpowiem, że nasz polskie sądownictwo jest po prostu ułomne. Mam dla pana zagadkę. 31 lipca 2010 roku do sądu wpływa akt oskarżenia wobec Wojciecha Sz., byłego działacza Widzewa Łódź i Świtu Nowy Dwór Mazowiecki. Niech mi pan powie, kiedy rozpoczyna się rozprawa?
Pewnie za dwa, trzy lata, więc w okolicach 2012-2013.
No właśnie. Niech pan się mocno trzyma, otóż ta sprawa jeszcze się nie rozpoczęła. Niedawno minęło siedem lat!
Ostatnio na pana blogu pojawiają się wpisy o piłkarzach ukaranych za grę w zakładach bukmacherskich. Pojawiła się nowa choroba?
Na razie to nie choroba, a pojedyncze wypadki. PZPN ma dostęp tylko do legalnie działających zakładów bukmacherskich i na podstawie informacji od nich może karać zawodników. Jednak tych firm zagranicznych, które działają w sieci jest całe mnóstwo. Tak naprawdę nie wiemy, ilu polskich piłkarzy obstawia swoje mecze.
Nie ma kolejek cudów.
Teraz u bukmachera można postawić na jedno wydarzenie, np. w której minucie ktoś dostanie czerwoną kartkę, ile będzie żółtych kartek w pierwszej połowie, albo w której minucie padnie bramka. Nie trzeba ustawiać meczu, dogadywać się z innymi piłkarzami, aby coś tam wygrać. Musimy uważać na bukmacherów. Oby nie stało się to, co w tenisie, gdzie azjatyckie grupy przestępcze zarabiają na ustawianiu meczów na mniej ważnych turniejach. Drugiej, wielkiej afery polska piłka mogłaby nie przetrwać.
Miał pan nieprzyjemności związane z tym, że zajmuje się pan piłkarską korupcją. Ktoś panu groził?
Była taka sytuacja, że jeden z oskarżonych na siłę próbował zdobyć mój adres zamieszkania. Ciekawe po co? Były też różne maile czy listy, ale wszystko w granicach rozsądku. Nie odczułem, że zadarłem z mafią.
Czy skazani w aferze korupcyjnej powinni mieć dożywotni zakaz pracy w piłce nożnej, a może w ogóle w sporcie?
Kiedyś myślałem, że tak właśnie być powinno. Sportowe dożywocie powinni otrzymywać z urzędu. Byłem fundamentalistą w tej sprawie. Jednak rok po roku zacząłem podchodzić bardziej liberalnie. Być może kolejne tomy przeczytanych akt tak na mnie podziałały. W korupcji nie mieliśmy tylko dwóch kolorów: czarnego i białego. Były różne odcienie. Dlatego teraz jestem zdania, że osoby skazane nie powinny: grać w reprezentacji kraju, piastować stanowiska selekcjonera oraz pracować z młodzieżą.
To dlatego nie oglądał pan swego czasu meczów kadry narodowej?
Tak. Kiedy Łukasz P., przypomnę: skazany prawomocnym wyrokiem, został kapitanem Biało-Czerwonych, rozpocząłem bojkot. Żeby było jasne, cenię go jako piłkarza, doceniam światowe umiejętności, ale zawsze z tyłu głowy będę miał jego udział w aferze korupcyjnej.
Jak pan przyjął nominację Czesława Michniewicza na stanowisko trenera reprezentacji młodzieżowej?
Michniewicz nie został oskarżony w aferze korupcyjnej.
Doskonale o tym wiem. Ale do legendarnego już "Fryzjera" dzwonił 711 razy.
No właśnie, tego nawet nie trzeba komentować.
A co powiedziałby pan teraz prezesowi PZPN, który go zatrudnił?
Panie prezesie Boniek, czy naprawdę nie mamy innych trenerów?
Czy jest inny kraj na świecie, gdzie udowodniono sprzedaż tylu spotkań?
Nie słyszałem. Myślę, że Polska jest rekordzistą. Przecież w latach 2003-2005 zdarzało się, że niemal wszystkie mecze danej kolejki ligowej były ustawione. Niemal wszystkie! Były afery korupcyjne w innych krajach, np. we Włoszech. Ich kaliber był nieporównywalnie mniejszy.
Możemy zakończyć naszą rozmowę pozytywnie?
Spróbujmy.
Czy jest pan pewien, że po takiej nauczce korupcja już nigdy nie wróci do polskiej piłki?
No to nie zakończymy pozytywnie.