Dunki chcą traktowania na równi z męską drużyną. Swoje starania rozpoczęły już w lipcu, tuż przed mistrzostwami Europy, wraz z firmą Hummel - oficjalnym sponsorem kadry - wypuszczając krótki film pt. "Gdybym była mężczyzną".
W nim zwróciły uwagę na fakt, że kobiecy futbol jest traktowany po macoszemu i nie może być porównywany ze zmaganiami mężczyzn. "Gdybym była mężczyzną, na koniec kariery miałabym na koncie spore oszczędności" - mówi jedna z piłkarek. Inna stwierdza: "Gdybym była mężczyzną, stać byłoby mnie na wyprowadzenie się z domu rodziców".
Wicemistrzostwo wywalczone podczas Euro w Holandii nie poprawiło jednak znacznie notowań kadry w krajowym związku. Gdy negocjacje zaczęły się przeciągać, Dunki zdecydowały się na radykalny ruch i w ramach strajku odmówiły występu w towarzyskim meczu z Holenderkami.
Federacja dotychczas proponowała piłkarkom podwyżkę stawki za tzw. startowe o 46 proc. Kadra domaga się zwiększenia wypłat o 342 proc.
Starania kobiecej drużyny poparła męska reprezentacja, która w oświadczeniu przesłanym do federacji zrzekła się blisko 67 tysięcy euro (500 tysięcy koron) z tytułu corocznych premii i nakazała przekazanie ich żeńskiemu zespołowi.
W duńskich mediach można znaleźć wypowiedzi pracowników związku, które sugerują, że federacja nie przystanie na żądanie męskiej kadry. To może tylko zaognić konflikt.
W związku z trwającym sporem, pod znakiem zapytania stoi występ kobiecej reprezentacji we wtorkowym meczu eliminacji mistrzostw świata z Węgierkami. Rzecznik DBU Jakob Hoyer przekazał BBC, że albo federacja znajdzie inne zawodniczki chętne do gry, albo będzie musiała wycofać się z rywalizacji.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga. Piotr Adamczak: Ławka to nasza bolączka