Punkty śnią nam się po nocach - rozmowa z Piotrem Rzepką, trenerem Odry Opole

- Nie wolno załamać się psychicznie - mówi w wywiadzie udzielonym portalowi SportoweFakty.pl trener Odry Opole Piotr Rzepka. Jego zespół wiosną jeszcze nie wygrał, zaliczając cztery porażki i jeden remis. Tym samym - po odjęciu decyzją PZPN-u - czterech punktów z jesiennego dorobku niebiesko-czerwoni spadli na dół ligowej tabeli, a ich strata do miejsc barażowych wynosi już siedem oczek. - Musimy w końcu wygrać mecz i zrobić serię, taką jak teraz porażkami. Po trzech zwycięstwach i dziewięciu punktach gwarantuję, że będziemy rozmawiać zupełnie inaczej - zapowiada jednak odważnie opiekun opolan.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Dębowicz: Panie trenerze to chyba bardzo frustrująca sytuacja, kiedy wszyscy chwalą za grę, a mimo to zespół ciągle przegrywa i okupuje ligowe dno?

Piotr Rzepka: Na pewno w piłce seniorskiej gra się tylko na punkty. Często mylnie natomiast mówimy, że juniorzy i młodzi piłkarze grają też wyłączenie o punkty, nie zwracając uwagi na ich rozwój i styl gry. My nie możemy już na to patrzeć w taki sposób i nas interesują wyłącznie punkty. Swoja drogą, jeżeli będzie się grać dobrze to i wyniki w końcu przyjdą. Warunkiem jest jednak to, że nie wolno załamać się psychicznie. U nas ta zła seria trwa już za długo. Jeżeli jest coś takiego przez dwa, trzy tygodnie to ok, ale gdy czas tych wszystkich stresujących sytuacji trwa tak długo, to mogą zacząć się problemy i moją rolą będzie to, żeby zespół się nie załamał.

Ale na papierze wasza szanse na utrzymanie są naprawdę niewielkie. Tracicie siedem punktów do barażów, a ogółem możecie zdobyć 30 oczek. Można to już nazwać mission impossible.

- Nigdy nie można tak mówić, chociaż czasami o szansach mówi się tylko, żeby stworzyć pozory, że się wierzy. Osobiście nie wyobrażam sobie, żeby przed meczem, gdzie obie drużyny obowiązują te same przepisy, kiedy wychodzi się 11 na 11 zakładać od razu porażkę czy ciężko wywalczony remis. W naszej sytuacji wystarczy wygrać dwa, trzy mecze i sytuacja się gwałtownie zmieni. Taką nadzieję żyjemy. Przed nami kolejny ciężki mecz z gatunku tych, które musimy wygrać, ale taka sama presja będzie na Wartę. Może to wpłynie na rywali i sprawi, że będą jacyś spięci. Pamiętajmy, że nam szczególnie brakuje właśnie luzu, a niektóre sytuacje, których nie wykorzystujemy, nie są efektem umiejętności piłkarskich, ale czegoś w głowie. Przy okazji sami tracimy głupie bramki, których nikt nam nie chce sprezentować.

Apropo prezentów to dwa razy rywalom podarował je Mateusz Sławik. Czy w takiej sytuacji szansę dostanie Jakub Bella?

- Za wcześnie, żeby o tym mówić. Robimy wszystko, żeby zawodnicy na treningach dawali z siebie wszystko, dlatego o takich decyzjach jeszcze nie mówię. Ale po głowie coś mi na pewno chodzi.

Rozmawiał pan już ze Sławikiem o tych błędach?

- Jeszcze nie. Widać, że Mateusz bardzo to przeżywa, bo to ambitny zawodnik i nikomu nie życzę takich stanów ducha, jakie on przeszedł przez te święta. Czasami tak jest, że decydują pojedyncze błędy. On swoje na pewno cierpi, ale na rozmowę też przyjdzie czas, jak nie w tym tygodniu to na początku przyszłego.

Ta przewaga reszty stawki nad wami to też efekt dobrej gry drużyn z dołu tabeli na wiosnę. Jest pan tym zaskoczony?

- To jest dowód na to jak bardzo wyrównana od kilku lat jest ta liga. Między zespołami jest spora dysproporcja, jeżeli chodzi o pieniądze, ale na boisku tych różnic nie widać, a najważniejsze stają się cechy wolicjonalne Ta runda pokazuje jak trudno być faworytem i daje szanse dla tych zespołów z dołu czy środka tabeli, które jeszcze na wiosnę nie przegrały. To spłaszczyło tabelę, ale na naszą niekorzyść. Bo różnice punktowe na górze stały się mniejsze, a na dole zaczęły się robić dziury. To jest dla nas kolejny sygnał, że jeżeli mamy coś jeszcze tutaj zdziałać to musimy zacząć dopisywać punkty.

Chyba najlepsza okazja za tydzień w Opolu. Motor jako jedyny zdobył mniej bramek od was.

- Oni remisują mecze, które my przegrywamy 0:1. Już wcześniej mówiłem, choć to paradoksalne, że na pięć dotychczasowych meczów pięć mogliśmy wygrać i mieć 15 punktów. Nawet w Zniczu, gdzie przegraliśmy wprawdzie z liderem 0:2 to my pierwsi mieliśmy setkę i to my pierwsi wbiliśmy sobie samobója. Każda minuta sprawiałaby, że Znicz byłby bardziej zdenerwowany, a my moglibyśmy spokojnie pilnować tego korzystnego rezultatu. A wyszło tak, że to my musieliśmy się odkryć. Wyszedł brak doświadczenia. Zimą przy sparingach wiedziałem już, że nie będzie wielu z piłkarzy, ale byli Marcel Surowiak, Marek Tracz czy Michał Filipowicz. Ci młodzi chłopcy mogli wtedy ich uzupełniać, a tacy doświadczeni gracze mogliby brać ciężar na siebie. Gdy ich zabrakło nastolatkowie muszą ciągnąć zespół i jeszcze trudniej o ten spokój. Czas pracuje jednak na ich korzyść. Wtedy na pewno, gdy się odblokujemy, do stylu dorzucimy punkty. Chcę, żeby mój zespół grał ładnie i skutecznie i teraz muszę jeszcze więcej poświecić na to drugie. W moim myśleniu o piłce zawsze dominowało przekonanie "grajmy dobrze, punkty przyjdą same". Teraz gramy dobrze, a ich nie ma. Będę więc musiał trochę zrównoważyć i mówić głównie o wyniku. My bardzo chcemy, momentami aż za bardzo, ale teraz musimy myśleć wyłącznie o punktach.

Wspomniał pan o byłych zawodnikach. Kto by się teraz najbardziej przydał?

- Cała trójka. Oni odgrywali ważną rolę ze względu na to swoje doświadczenie. Odeszli jednak z klubu i nie wiedzie im się tak, jakby sobie tego życzyli. Marcel nie gra, bo urazy i inne problemy, Michał w Sosnowcu też ma jakąś zapaść z wynikami. Marek wybrał spokój, ale liga zdecydowanie jest za niska jak dla niego. Nie idzie im więc tak, jak marzyli, a tutaj odegraliby ważną rolę z tym doświadczeniem i cwaniactwem, bo tego nam najbardziej brakuje

Tego brakuje chyba szczególnie w środku pola. O ile Odrzywolski prezentuje się bardzo dobrze, o tyle Filipe ma spore problemy z przestawieniem się na nową pozycję.

- Na to też potrzeba czasu. Do tego Filipe jakby brakowało wartości motorycznych, bo w pomocy biega się więcej, ale i inaczej niż w obronie. Dlatego z braku doświadczenia robi za dużo zbędnych kilometrów i w momencie, gdy ma piłkę to tych sił już mu trochę brakuje. To jest jednak inteligentny i dobrze wyszkolony zawodnik, który jest w stanie załapać od końca, o co chodzi na tej pozycji. Tego się nie zrobi z dnia na dzień, bo z obrońcy stworzyć środkowego pomocnika jest o wiele trudniej niż w drugą stronę.

Do tego nawet nie ma pan pola manewru, bo w obwodzie są sami juniorzy.

- A do tego doszły kontuzje Pawła i Adama. Nie dość więc, że ta kadra jest tak wąska, a wszyscy są po różnych przejściach piłkarskich, to jeszcze mamy te urazy. Nie znaczy to jednak, że szukam tutaj jakiegoś usprawiedliwienia, tylko wytłumaczenia, bo to są trudne tematy. To też dowód na to, że w piłce nie można zaniedbać żadnego z etapu i trzeba być cierpliwym i czekać na efekty. Tylko tacy coś osiągają, a w naszym przypadku będą tym punkty. One nam się już śnią po nocy.

Mówi pan o urazach Króla i Orłowicza - czy oni w najbliższym czasie wrócą na boisko? Do tego Marcin Kiciński nosi kołnierz ortopedyczny.

- Piłka nożna jest niestety grą kontaktową i gdy się bardzo chce to się nie kalkuluje. Do tego niektórzy nie grali dawno tylu minut pod rząd. Najgorzej jest z Adamem, bo wciąż nie możemy tego zlokalizować. Ciągle czuje ból. Tutaj może pomóc tylko czas. Ma różne zabiegi, ale my nie możemy tego przyśpieszyć. Do składu wróci dopiero, gdy go przestanie boleć. Pawła tak potraktowali w Pruszkowie, że przez chwilę wydawało się, że może być połamany, ale to był tylko mocny uraz mechaniczny i ta opuchlizna już mu schodzi. Siniaki ciągle są, ale wygląda na to, że do środy będzie gotowy. Kiciński jeszcze w czwartek normalnie uczestniczył w zajęciach, ale coś mu tam strzeliło i zaczął się ból, ale ten kołnierz jest założony bardziej profilaktycznie.

Nie macie takiego poczucia, że to już nie ma sensu, że klimat dla Odry się skończył? Sponsorów nie ma od dawna, a teraz brakuje nawet chętnego do roli kuratora upadającego klubu.

- Również walczymy o to, żeby nie zauważać tego, co się dzieje obok, żeby się skupić na treningu i meczu. Zawodnicy mają być zawodowcami, do każdych zajęć podchodzić maksymalnie skoncentrowani i przygotowani i rozwijać się indywidualnie, bo im lepiej będzie wyglądał każdy z osobna, tym lepiej będzie się prezentował zespół. Także kompletnie izolując się od tego wszystkiego, chcemy dobrze wykonywać swoje obowiązki.

Bez sześciu punktów w meczach z Wartą i Motorem chyba nie ma co liczyć na utrzymanie. Potem będzie już tylko trudniej, bo czekają was Zagłębie, Górnik Łęczna czy Widzew.

- Ale ile oni mają punktów na wiosnę? Przecież są zespoły typu Katowice, które mają od nich więcej. Ale niech nas zaatakują i wreszcie będziemy mogli zagrać z kontry. Tak się gra łatwiej, a my nie dość, że mamy swoje przejścia to jeszcze musimy prowadzić atak pozycyjny. Niech Lubin czy Widzew to zrobi i zobaczymy co z tego wyjdzie. Tak to czasami jest w piłce, że patrząc na skład można się przestraszyć, ale trzeba walczyć. Teraz chcemy jak najlepiej przepracować czas do Warty, wyjść na boisko, niczego rywalowi nie ułatwić. Najwyżej niech oni nam pomogą. Gdyby wcześniej nie ryzykował to może mielibyśmy dwa punkty więcej, ale człowiek jest tylko człowiekiem i emocje działają. Z Katowicami może niepotrzebnie zaryzykowałem, ale i tak my byśmy mieli tylko jeden punkt więcej i sytuacja byłaby ciągle taka sama. Musimy w końcu wygrać mecz, zrobić serię, taką jak teraz porażkami. Po trzech zwycięstwach i dziewięciu punktach gwarantuję panu, że będziemy rozmawiać zupełnie inaczej.

Komentarze (0)