Trzeci raz leczy ten sam uraz, co Arkadiusz Milik. "W takich chwilach czujesz się odrzucony"

East News / AP Photo/Efrem Lukatsky / Na zdjęciu: Arkadiusz Milik
East News / AP Photo/Efrem Lukatsky / Na zdjęciu: Arkadiusz Milik

- Najpierw były pozytywne myśli. Później pytania, kto zawinił. Przy trzecim urazie miałem ochotę rzucić futbol - opowiada Cezary Wilk. Pomocnik Realu Saragossa trzykrotnie zerwał więzadło przednie w kolanie. To samo, co Arkadiusz Milik.

Napastnik SSC Napoli drugi raz w ciągu roku doznał tej kontuzji, tym razem jednak nie w lewej, a w prawej nodze. Wilk aż za dobrze zna to charakterystyczne ukłucie. Od 2015 roku trzy razy zerwał więzadła przednie w prawym kolanie.

- Pierwsze myśli? Złość, zniechęcenie, bezsilność. W takich sytuacjach, mimo wsparcia pracowników klubu, drużyny, rodziny, kibiców, piłkarz czuje się po prostu odrzucony, wypluty przez środowisko. Najgorsze, co można wtedy zrobić, to oglądać mecz z trybun. To dołuje - opowiada pomocnik Realu Saragossa, drużyny z Segunda Division.

Wilk długo nie martwił się o zdrowie. Problemy zaczęły się po transferze z Deportivo La Coruna trzy sezony temu. Od czasu pierwszej kontuzji (październik 2015 r.) zagrał dla Realu w trzech oficjalnych meczach. Dziś ciągle się leczy, a pozytywny scenariusz zakłada, że do treningów z zespołem wróci na początku stycznia. Prawie dziewięć miesięcy po operacji...

Błędy lekarzy 

Po pierwszym zerwaniu więzadeł Wilk był dużym optymistą. Uraz wydawał mu się "czystym przypadkiem", wynikał w końcu ze zderzenia z rywalem podczas meczu.

ZOBACZ WIDEO Milik padł jak rażony piorunem - zobacz moment, w którym odniósł kontuzję [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

- Wierzyłem w szybki powrót, szybko też zaakceptowałem stan rzeczy. Byłem pozytywnie nastawiony. Wtedy raczej nie myśli się negatywnie, ma się dużo zaufania do wszystkich dookoła, sztabu szkoleniowego, doktorów. Byłem spokojny, skupiałem się tylko na ćwiczeniach i czekałem na pierwsze zajęcia z piłką - opowiada.

Wtedy do ćwiczeń z drużyną wrócił po sześciu miesiącach. Przepracował letni okres przygotowawczy, wystąpił w trzech meczach zespołu w sezonie 2016-17 i zabolała go noga. Po badaniach mógł pomyśleć tylko: "dlaczego?"

- Zacząłem się zastanawiać, kto zawinił: ja, czy lekarze? - wspomina. Okazało się, że specjalista wykonujący operację popełnił błąd. Te same więzadła ponownie puściły, druga przerwa od treningów trwała dłużej: aż 7,5 miesięca.

Zawodnik wziął sprawy w swoje ręce, zaczął konsultować się z osobami o podobnych problemach, dużo czytał też o sposobach skutecznej rehabilitacji. To jednak nic nie dało. Czas pokazał, że i trzeci zabieg można było przeprowadzić lepiej.

- Nie będę zgrywał herosa: myślałem wtedy o poddaniu się, o zakończeniu kariery. Najgorszy był fakt, że za każdym razem leczyłem się jak najlepiej potrafiłem. I ciągle wracałem do punktu wyjścia - cofa się pamięcią piłkarz.

Dziś obudzony w środku nocy, na jednym wdechu, mógłby wymienić cały cykl przygotowań. Ćwiczenia na kozetce, basen, jazda na rowerze stacjonarnym, zajęcia w siłowni. Za każdym razem nogę przygotowuje się do użytku w zasadzie od podstaw.

- Najważniejszą kwestią jest odbudowanie mięśnia czworogłowego. Szybko zanika, a jego siła wpływa na moc więzadła. To kluczowe w takich kwestiach boiskowych jak hamowanie, przyspieszanie czy zmiana rytmu biegu - zaznacza.

Opanować emocje

Żeby w ogóle wystartować, trzeba uporządkować myśli w głowie. Negatywne nastawienie to jak samochód bez paliwa. Może odpali, ale zgaśnie zaraz za bramą.

- Robi się przykro, jak nie możesz podbiec do syna, który kopie piłkę czy chociaż wyjść na spacer z psami. Takie uczucia jak żal, poczucie niesprawiedliwości, trzeba szybko wypierać. Kule stały się moim partnerem życiowym, to prawda, ale wolę mówić o tym z uśmiechem - komentuje.

Wilk jest jednak ostrożny, nie chce niczego sugerować ani radzić Arkadiuszowi Milikowi. Napastnik reprezentacji Polski za pierwszym razem wystąpił w meczu już po 130 dniach od urazu. Druga przerwa ma być dłuższa, potrwa prawdopodobnie do sześciu miesięcy.

- Czas rehabilitacji to kwestia indywidualna: jeden potrzebuje spokoju, drugi będzie chciał się wyżyć. Ja na przykład nie odczuwałem potrzeby współpracy z psychologiem, choć oczywiście szanuję to, że inni zawodnicy mogą się na takie rozwiązania decydować. Myślę jednak, że w takich momentach wiele oczekuje się od rodziny. Najbliżsi widzą, w jakim nastroju zasypiasz, budzisz się. Kiedy trzeba porozmawiać, a kiedy wyjść na spacer i zostawić samego. W moim przypadku rodzina odegrała kluczową rolę - mówi.

Moment pierwszego kontaktu z piłką był i dalej jest dla niego dużą motywacją.

- Czeka się na to, żeby przepchnąć się z kolegą na treningu, zrobić zwód, czy kopnąć piłkę. Gorzej, jak sobie człowiek uświadamia, że się ona nogi nie słucha - puszcza oko Wilk.

Pomocnik Realu Saragossa, mimo że sam nie jest najlepszym przykładem wierzy, że Milik ponownie wyjdzie z trudnej sytuacji.

- Arek gra w mądrym, wielkim klubie i ma do dyspozycji najlepszą opiekę medyczną. Nikt go nie zostawi samego. Skoro ja wierzę, że wrócę w grudniu, w pół roku się odbuduję i pogram jeszcze trzy lata, to myślę, że on tym bardziej się nie załamie - puentuje piłkarz.

Źródło artykułu: