Damian Kądzior jest 31. piłkarzem, którego Adam Nawałka wprowadzi do reprezentacji Polski w trakcie swojej blisko czteroletniej kadencji. Powołanie skrzydłowego Górnika Zabrze na październikowe mecze el. MŚ 2018 z Armenią (05.10) oraz Czarnogórą (08.10) i wcześniejsza nominacja dla Macieja Makuszewskiego to dowody na to, że selekcjoner stale dba o dopływ świeżej krwi do drużyny narodowej.
O ile jednak zaproszenie Makuszewskiego na wrześniowe spotkania z Danią (0:4) i Kazachstanem (3:0) można było nazwać niespodzianką, to powołanie Kądziora zasługuje już na miano sensacji. To w końcu zawodnik o bardzo skromnym doświadczeniu w ekstraklasie - w najwyższej lidze rozegrał dotąd łącznie raptem 13 spotkań.
Jeszcze czerwcu biegał po boiskach Nice I ligi i wycofał się z dopiętego na przedostatni guzik transferu do Cracovii w obawie przed współpracą z Michałem Probierzem, a teraz weźmie udział w zgrupowaniu reprezentacji Polski i wszystko wskazuje, że uda się na nie jako lider Lotto Ekstraklasy.
- Wielką niespodzianką jest to, że Górnik jest liderem tabeli, ale to, że selekcjoner zwrócił uwagę na kluczowego zawodnika najlepszej drużyny w lidze jest już czymś normalnym. Górnik wybija się ponad przeciętność przygotowaniem taktycznym i fizycznym, a także nastawieniem samych zawodników - mówi nam Tomasz Hajto, który w 2012 roku jako trener Jagiellonii umożliwił Kądziorowi debiut w ekstraklasie.
ZOBACZ WIDEO Monaco gromi, Glik ostoją obrony. Zobacz skrót meczu z Lille OSC [ZDJĘCIA ELEVEN]
Świeżo upieczony kadrowicz jest wychowankiem Jagiellonii, ale na nazwisko musiał zapracować poza macierzystym klubem. Owszem, zadebiutował w ekstraklasie jako jej zawodnik, ale jego pierwsza przygoda z najwyższą ligą zakończyła się na dwóch występach. Potem na półtora roku został wypożyczony do Motoru Lublin, z którym spadł do III ligi. Po powrocie do Białegostoku nie znalazł uznania w oczach Michała Probierza. Choć brylował w III-ligowych rezerwach, dla których strzelił aż 12 goli w 17 występach, nie dostał prawdziwej szansy w pierwszej drużynie. Nie można za taką uznać trzynastu minut w meczu otwarcia sezonu 2014/2015 z Lechią Gdańsk.
Gra w III lidze nie spełniała ambicji Kądziora i by spróbować sił wyżej, musiał odejść z Białegostoku. W styczniu 2015 roku pomocną dłoń w jego kierunku wyciągnął prowadzący wówczas Dolcan Ząbki Dariusz Dźwigała. Znał go z Jagiellonii, w której był asystentem Hajty. W Ząbkach grał regularnie i ustabilizował formę, ale w przerwie zimowej sezonu 2015/2016 Dolcan, do którego był wypożyczony z Jagiellonii, wycofał się z rozgrywek I ligi. Skrzydłowy mógł jednak liczyć na miękkie lądowanie. Został na zapleczu ekstraklasy, wiążąc się z Wigrami Suwałki, a po powrocie na Podlasie jego talent eksplodował. Po kilku miesiącach suwalski klub wykupił go z Jagiellonii, a Kądzior w barwach Wigier grał tak dobrze, że wygrał plebiscyt "Piłki Nożnej" na najlepszego pierwszoligowca 2016 roku. Nie osiadł jednak na laurach i poszedł za ciosem - w minionym sezonie strzelił 16 goli i zanotował 17 asyst w 39 meczach I ligi i Pucharu Polski. Miał udział w bramce Wigier co 104 rozegrane minuty!
Nic w tym dziwnego, że ustawiła się po niego kolejka chętnych. 13 czerwca wydawało się, że pierwszoligową perłę złowi Cracovia. Klub z Kałuży 1 ogłosił nawet, że porozumiał się z Kądziorem w sprawie warunków czteroletniego kontraktu, który miał wejść w życie po przeprowadzeniu badań medycznych. Świeżo upieczony kadrowicz do szatni Cracovii jednak nigdy nie wszedł. Dzień przed rozpoczęciem przygotowań do sezonu pracę przy Kałuży 1 stracił bowiem Jacek Zieliński, za którego sprawą Kądzior miał trafić do Pasów.
- Zamiast przyjechać na trening, jego menedżer poprosił o spotkanie. Wydaje mi się, że on i jego menedżer czekają na to, kto będzie nowym trenerem. Jego transfer nie został jeszcze sfinalizowany - stwierdził 20 czerwca prezes Cracovii, Janusz Filipiak.
Kądzior obawiał się, że Cracovię przejmie właśnie Probierz, który przed lat nie widział dla niego miejsca w Jagiellonii. Piłkarz miał dobre przeczucie, bo dzień później trenerem Pasów został właśnie Probierz. Nowy opiekun pięciokrotnych mistrzów Polski na pierwszej konferencji prasowej zdradził, że Kądzior przestraszył się rywalizacji o miejsce w składzie, więc jego transfer nie dojdzie do skutku.
- Ojciec Damiana zadzwonił i pytał, jakie są szanse jego syna na grę. Jeśli chłopak ma jakieś obawy, że jak ja będę trenerem, to będzie miał problem, trudno mieć w szatni kogoś nastawionego negatywnie. Dlatego dla mnie i dla niego będzie lepiej, jeśli odejdzie do innego klubu i tak się stanie - tłumaczył Probierz.
Kądzior ze spokojem przyjął decyzję byłego przełożonego. - Gdy miałem przyjść do Cracovii, rozmawiałem z trenerem Zielińskim, dyrektorem sportowym Mirosławem Mosórem. Później okazało się, że nie ma trenera, dyrektor był nieaktywny. Zaczęły się problemy, nie wiedziałem, na czym stoję. Czy się bałem? Czego miałbym się obawiać? Dostałem informację od menedżera, że dla mojego dobra będzie lepiej, jeśli poszukam sobie innego klubu - przyznał w sierpniu na łamach "Dziennika Polskiego".
Wracający na rynek transferowy Kądzior stał się łakomym kąskiem i szybko znalazł nowego pracodawcę. Już 4 lipca podpisał kontrakt z Górnikiem Zabrze.
- Nie ukrywam, że gdy opuszczałem Kraków, byłem trochę zniesmaczony i zmartwiony. Wcześniej szybko dogadaliśmy się, miałem dostać fajny, długi kontrakt w interesującej drużynie i w jeden dzień wszystko się rozleciało. A przecież wcześniej odmówiłem innym klubom, bo wybrałem Cracovię - powiedział 27 września "Przeglądowi Sportowemu", dodając: - Na szczęście szybko odezwał się Górnik i spodobało mi się, jak bardzo był zdeterminowany, żeby mnie zatrudnić. Trener Brosz znał mnie z pierwszej ligi i najwyraźniej cenił.
Przyjęcie oferty z Górnika było strzałem w "10". Bazujący na szybkości i skuteczny w pojedynkach jeden na jeden Kądzior świetnie uzupełnił ofensywę beniaminka Lotto Ekstraklasy i w bardzo dobrym stylu wrócił do najwyższej ligi. Po 13 występach w lidze i Pucharze Polski ma na koncie trzy gole i cztery asysty, i podczas gdy Cracovia jest czerwoną latarnią ekstraklasy, Górnik jest jej liderem i ćwierćfinalistą krajowego pucharu.
- Szkoda, że tak długo czekał na kolejną szansę w ekstraklasie, ale jego przykład pokazuje, że nie wolno nikogo skreślać. Jeden potrzebuje mniej, a drugi więcej czasu na wybicie się w ekstraklasie. Ciężka praca się opłaca - mówi Hajto. - Damian jest mobilny, ma ciekawy drybling, ma dobre ostatnie podanie i nieźle wykonuje stałe fragmenty gry. Ma 25 lat, jest ukształtowany przez pierwszą i drugą ligę, a teraz wyróżnia się w ekstraklasie - dodaje 62-krotny reprezentant Polski.
Oglądaj mecze reprezentacji Polski w Pilocie WP (link sponsorowany)