Nie pierwszy to taki incydent i raczej nie ostatni. Polski futbol od lat trawi rak tzw. rozmów wychowawczych. Wszyscy o nich wiedzą i jednocześnie... nikt ich nie zauważa.
Tzw. kumaci to nie jest problem Legii Warszawa. To jest problem wielu (może nawet większości) polskich klubów, które są zakładnikami kiboli. Zresztą nie tylko w Ekstraklasie. Tajemnicą środowiska jest, że kluby od wielu lat - w ten czy inny sposób - płacą haracz za spokój na trybunach. Nastroje tłumu można łatwo rozhuśtać, a straty i kary nakładane na klub są na tyle wysokie, że taniej jest opłacać "porządkowych".
W jakiej formie? A to płacić za ochronę, a to dokładać się do wyjazdów czy opraw, a to gościć kiboli w samolotach i luksusowych hotelach na wyjazdowych meczach drużyny na europejskie puchary. Dziś w Polsce potrafi dojść już nawet do przejęcia klubu przez kiboli.
Po wydarzeniach na Łazienkowskiej wszyscy się dziwią, że jacyś kibice weszli na stadion Legii niezatrzymani i dlaczego w ogóle ochrona ich wpuściła. A nie dlatego, że zawsze ich wpuszcza? Rok temu mocna grupa poszła - kompletnie niezatrzymana - na trybunę kibiców Borussii Dortmund. Jak? Zagadka. A przerwany mecz z Jagiellonią Białystok? Jak kibice dostali się na sektor gości? Kolejna zagadka.
ZOBACZ WIDEO Rozmowa WP SportoweFakty: W Legii przerażenie. To co się stało jest skandalem
Kilka lat temu "z liścia" dostał Jakub Rzeźniczak. Też na stadionie. A wizytę w autokarze piłkarze Legii przeżyli już po pamiętnej porażce z Lechią w Gdańsku w 2012 roku - jeszcze za Macieja Skorży - która de facto oznaczała przegranie mistrzostwa Polski. Nie ma sensu grzebać głębiej, bo też by się takie incydenty znalazły.
Nie chcę absolutnie powiedzieć przez to, że takie "akcje" były, są i będą. Chcę powiedzieć, że zmieniają się właściciele, zarządy, prezesi, a kibole zawsze swoją robią. Dlaczego właściciele z tym nie walczą? Bo zostali zostawieni sami. Opuszczeni przez państwo, przez Ekstraklasę czy PZPN. Łatwiej jest wypinać piersi po ordery za sukcesy Roberta Lewandowskiego, trudniej pomóc polskiej piłce tam, gdzie ona jest brutalnie duszona i oddawana we władanie półświatka. Można udawać, że się nie zna problemu, że się tego nie widzi. Ale czyżby nikt nie widział nigdy w transmisji, jak po przegranym meczu piłkarze są wzywani do kiboli na rozmowę wychowawczą?
Wszyscy widzieli. Problem jest trudny, wymaga uczciwej pracy, tu się nic nie rozwiąże puszczając złośliwe wpisy na Twitterze. Potrzeba woli rozwiązania problemu. Ale to musi być wola nie tylko właścicieli klubów, którzy miotają się miedzy wykrwawiającą walką (jak ITI) a płaceniem haraczy. Musi być wola państwa, jego służb, ale też PZPN, Ekstraklasy. Jest co robić.
Dziś problem ma Legia. Pogrążona w chaosie, pobita sportowo i niesportowo. Aż dziw, że konflikt właścicieli tak szybko rozłożył na łopatki klub, który rok temu grał w Lidze Mistrzów i remisował z Realem Madryt po świetnej grze. Niby wszyscy chcieli dobrze dla Legii, ale dziś trudno powiedzieć, że czyny potwierdziły te deklaracje. Zwyciężyły męskie ambicje. Legia walczy z własną niemocą jako organizacja. Ale bądźmy uczciwi: silny ośrodek zewnętrzny zdecydowanie i systematycznie pracuje nad rozkładem klubu. Trzeba przyznać, że z sukcesami. Niech ten ośrodek popatrzy w lustro i sam siebie zapyta, czy czuje się z tym dobrze.
Bo dzisiaj spotkałem wielu ludzi, którzy mają Legię w sercu, ale nie chcą mieć z tym wszystkim nic wspólnego. Ani z pogubioną Legią, ani z tymi, co szczują na klub w kryzysie. Ani z kumatymi i ich zasadami. Ba, chcą odpocząć od Legii.
Pytają: "dlaczego miałbym się tym syfem interesować? Bo lubię piłkę? Przecież mogę spokojnie włączyć telewizor i zobaczyć, jak prawdziwi piłkarze uprawiają futbol. Coś co cieszy oko, co nie jest dziadostwem, nie jest podszyte podłością ani agresją".
Trudno mi jakoś znaleźć przekonujące kontrargumenty.
Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl
Celny i potrzebny artykul