Śląsk - Wisła: Biała Gwiazda przerywa passę wrocławian

PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Igors Tarasovs (z lewej) i Carlitos (z prawej)
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Igors Tarasovs (z lewej) i Carlitos (z prawej)

Mecz awizowany jako hit soboty miał udowodnić kto lepiej spożytkował przerwę na mecze reprezentacji. W starciu Śląska Wrocław z Wisłą Kraków górą goście, którzy wygrali na Dolnym Śląsku 2:0.

We Wrocławiu i Krakowie zapomniano już o niedawnej przyjaźni kibicowskiej, a mecz anonsowano jako spotkanie podwyższonego ryzyka. Stadion na Maślicach przypominał twierdzę oblężoną kordonami policji. Oprócz służb mundurowych zmobilizowała się również miejscowa publiczność. Trzeba przyznać, że trzeci mecz z rzędu z frekwencją na poziomie ponad 20 tysięcy ludzi to spore osiągnięcie w naszych realiach.

Skład Śląska niewiele różnił się od jedenastek awizowanych w poprzednich meczach. Brakowało jedynie Kamila Vacka, który zaprezentował się dość kiepsko przeciwko Sandecji Nowy Sącz. W zespole gości kolejny raz od pierwszej minuty wystąpił Paweł Brożek mający stanowić zabójczy duet wraz z Carlitosem. Problem w tym, że 34-latek zapomniał jak strzelać bramki. Co innego napastnik gospodarzy Marcin Robak - najlepszy piłkarz Lotto Ekstraklasy za poprzedni miesiąc. Równolatek Brożka jest aktualnie najskuteczniejszym polskim piłkarzem całej ligi.

Kiko Ramirez wiedział co robi. W 9. minucie Carlitos fenomenalnym dryblingiem zmylił obrońców WKS-u, dograł na wolną pozycję do Brożka, a ten minimalnie przestrzelił. Biała Gwiazda od samego początku sprawiała wrażenie zespołu o wiele lepiej poukładanego. Imponowała wysokim pressingiem i organizacją gry. Tymczasem Śląsk w zasadzie nie stworzył sobie groźnej okazji do pokonania Michała Buchalika.

Na pierwszą dobrą akcję ze strony podopiecznych Jana Urbana trzeba było czekać ponad kwadrans. Robert Pich popędził w swoim stylu, zszedł do środka i huknął z dystansu po ziemi. Piłka minęła jednak słupek. Chwilę później zespół Śląska uratował Jakub Wrąbel. Carlitos znów wrzucił na karuzelę Igorsa Tarasovsa i stanął sam przed  golkiperem gospodarzy. W tej sytuacji powinien paść gol. Nie minęło 60 sekund, gdy Arkadiusz Piech w podobny sposób sprawdził formę bramkarza Białej Gwiazdy.

ZOBACZ WIDEO Real uniknął kolejnej kompromitacji. Zobacz skrót meczu z Getafe [ZDJĘCIA ELEVEN]

Dobrych sytuacji wprawdzie nie brakowało, lecz ciężko powiedzieć, że spotkanie rozkręciło się na dobre. Wiślacy nie dominowali już tak wyraźnie jak po pierwszym gwizdku sędziego, zaś Śląsk wyraźnie odstawał od standardów, które wprowadził chociażby w meczach z Legią Warszawa i Lechem Poznań. Przed najlepszą okazją stanął w 33. minucie Sito Riera. Blondwłosy Hiszpan spróbował uderzenia z 16. metra - znów nieskutecznie. Do końca pierwszej połowy nie wydarzyło się nic co byłoby warte odnotowania. Zespoły schodziły więc do szatni z czystym kontem bramkowym.

Po powrocie na boisko goście błyskawicznie zadali pierwszy cios w tym meczu. Swojego debiutanckiego gola w Ekstraklasie zdobył Jesus Imaz, dla którego był to dopiero drugi mecz od pierwszej minuty w barwach Białej Gwiazdy. Ta bramka to kara dla wrocławskiej jedenastki za grę bez głowy w defensywie, a także potwierdzenie wybitnych umiejętności Carlitosa. Takiej asysty nie powstydziliby się najlepsi piłkarze na świecie.

Śląsk długo nie mógł otrząsnąć się po golu. Chaotyczne, a przy tym rozpaczliwe próby doprowadzenia do wyrównania często kończyły się banalnymi stratami i kontrami ze strony gości. Po jednej z takich akcji Imaz mógł podwoić swój dorobek bramkowy, lecz Wrąbel i spółka mogą podziękować opatrzności za niewykorzystanie  wspaniałej okazji.

W 69. minucie niezwykle kontrowersyjną decyzję podjął arbiter Paweł Raczkowski. Po zastosowaniu wideoweryfikacji czyli słynnego VAR-u, sędzia rodem z Warszawy zdecydował o rzucie karnym dla Wisły po niezgodnym z przepisami zagraniu Piotra Celebana. Carlitos bez problemu wykorzystał jedenastkę - to jego 9 bramka w sezonie.

Zespołowi Kiko Ramireza pozostało już tylko obronić fantastyczny rezultat osiągnięty w pełni zasłużenie. Bezradność Śląska dobitnie potwierdza tylko jeden celny strzał w drugiej części gry. Tymczasem Wiślacy nadal nacierali. Niezrozumiałą stratę zaliczył Jakub Kosecki, który domagał się odgwizdania zagrania ręką przez Carlitosa. Gwizdek milczał, a Hiszpan popędził w pole bramkowe po czym kropnął z całej siły. Tym razem Wrąbel stanął na wysokości zadania i uchronił swój zespół od kompromitacji.

W samej końcówce dogodnych okazji dla Śląska nie wykorzystali wprowadzony po przerwie Kamil Vacek oraz Kosecki. Kibice z Wrocławia jak najszybciej muszą wyprzeć z pamięci skandalicznie złe 90 minut w wykonaniu ich pupili. Wielu z nich nie dotrwała do końcowego gwizdka. Wisła przerwała passę dziewięciu meczów bez przegranej z rzędu i w pełni zasłużenie wygrała 2:0.

Lotto Ekstraklasa - 12. kolejka

Śląsk Wrocław - Wisła Kraków 0:2 (0:0)

0:1 - Jesus Imaz 49'
0:2 - Carlitos 71'

Śląsk: Jakub Wrąbel - Mariusz Pawelec, Piotr Celeban (K), Igors Tarasovs, Djordje Cotra - Michał Chrapek (72' Kamil Vacek)., Sito Riera, Jakub Kosecki, Robert Pich - Arkadiusz Piech (72' Łukasz Madej), Marcin Robak

Wisła: Michał Buchalik - Maciej Sadlok, Arkadiusz Głowacki (K), Ivan Gonzalez, Zoran Arsenić - Vullnet Basha, Pol Llonch, Rafał Boguski (75' Jakub Bartosz), Jesus Imaz Balleste (84' Kamil Wojtkowski), Carlitos, Paweł Brożek (74' Victor Perez)

Żółte kartki: Michał Chrapek, Igors Tarasovs, Jakub Kosecki, Piotr Celeban, Sito Riera (Śląsk Wrocław), Arkadiusz Głowacki (Wisła Kraków) 

Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa)

Widzów: 21 503

Źródło artykułu: