Policja: Nie dostaliśmy z Legii Warszawa informacji o zajściu na parkingu

PAP / Bartłomiej Zborowski / Piłkarze Legii Warszawa wchodzą do autobusu
PAP / Bartłomiej Zborowski / Piłkarze Legii Warszawa wchodzą do autobusu

Od ataku pseudokibiców na piłkarzy Legii Warszawa minęły ponad dwa tygodnie, a teraz na jaw wychodzą bulwersujące fakty. Policja twierdzi, że klub z nią nie współpracował.

W nocy z 1 na 2 października, gdy zespół Romeo Jozaka wrócił z Poznania po meczu z Lechem (0:3), został zaatakowany na klubowym parkingu. Większość piłkarzy padła ofiarą rękoczynów.

Komendant główny policji Jarosław Szymczyk wypowiadał się o tej sprawie podczas konferencji "Bezpieczny Stadion" w Kielcach. - Nawet najlepsza policja świata nie poradzi sobie sama. Na razie nie mamy pomocy ze strony klubów w identyfikacji sprawców. Po nocnych igraszkach na parkingu przed stadionem Legii, wysłaliśmy do klubu CBŚ. Efektów nie było żadnych, nie dostaliśmy żadnej informacji od Legii o tym zajściu - podkreślił.

Minister sportu Witold Bańka potępił taką postawę. - Ze strony klubów musi być współpraca z policją, a nie ciche przyzwolenie na łamanie prawa. Wspaniałe, patriotyczne oprawy, słynne na cały świat to jedno. A pirotechnika, która jest nie tylko w naszym kraju, lecz także w całej Unii Europejskiej penalizowana, to drugie i nie może być na nią przyzwolenia.

Stanowisko przedstawione przez Szymczyka nie jest zgodne z tym, co wcześniej deklarował w ekskluzywnej rozmowie z WP SportoweFakty Dariusz Mioduski. - Policja zajęła się sprawą od razu po wydarzeniu. My przekazaliśmy jej wszystkie materiały - mówił 12 października.

Właściciel mistrza Polski zaznaczył też wtedy, że klub nie mógł nałożyć na sprawców ataku zakazów stadionowych, bo incydent nie miał miejsca w trakcie imprezy masowej.

ZOBACZ WIDEO Boks miłością Szymona Majewskiego. "Jak będę miał sześćdziesiątkę, to będę gotowy na walkę"

Źródło artykułu: