Czytaj w "PN": Dogrywka z Bartoszem Rymaniakiem. Pierwszy spadkowicz
Kiedy Bartosza Rymaniaka do Korony sprowadzał trener Marcin Brosz, kibice z Kielc wcale nie byli zachwyceni. Dziś trudno wyobrazić sobie Koronę bez Rymaniaka, a piłkarz po cichu marzy nawet o powołaniu do kadry Polski.
Denerwowało pana bycie obiektem drwin niektórych dziennikarzy?
To bywa irytujące, ale jechali ze mną goście, którzy mnie nie znali, nie widzieli. Po spadku Zagłębia Lubin z ekstraklasy znaleziono sobie kozłów ofiarnych w gronie polskich piłkarzy. Nie było nas wielu, a dziennikarze zawsze doczepią się do swoich, nie cudzoziemców, którzy – po tym jak po prostu nie wyjdzie – pójdą sobie gdzie indziej i niczym się nie będą przejmować. W CV ten spadek jest i to mi na każdym kroku wypominano. Momentami moja gra budziła zastrzeżenia, sam to wiedziałem, ale nie do końca zgadzałem się z krytyką. Nieuzasadniona krytyka boli, jednak musiałem dalej robić swoje. Nie mam awersji do dziennikarzy, z większością mam bardzo dobre kontakty, a z tymi, którzy pisali źle na mój temat, nie miałem styczności, ba, nawet nie widziałem ich na oczy. Co tu gadać, w każdym środowisku są lepsi i gorsi ludzie, jedni w porządku, inni nie. Przykre, gdy się z kimś spoufalisz, myślisz, że to twój kolega, a on wyciąga na światło dzienne tematy, których nie powinien. Rozmawiam tylko z godnymi mojego zaufania.
Jest pan lepszym piłkarzem niż za czasów gry w Cracovii?
Zdecydowanie tak. W Koronie mi zaufano, poczułem się pewniej, złapałem luz. Jeden błąd nie sprawia, że trenerzy sadzają mnie na ławce rezerwowych. W Cracovii nie grałem pięć kolejek, a gdy znów dostawałem szansę, wiedziałem, że i tak zaraz znowu wrócę na ławkę. Na pewno też poprawiłem sporo elementów w grze, doszło doświadczenie, postrzegam pewne sprawy inaczej.
Wielu zawodników łamie sobie kariery przez brak zaufania szkoleniowców?
Marcin Brosz mnie nie znał, a z ławki rezerwowych Cracovii wskoczyłem do pierwszej jedenastki Korony. Odpłacałem mu się dobrą postawą, ale nigdy nie zapomnę, że na zakręcie w mojej przygodzie z futbolem postawił na Rymaniaka. Kolejni szkoleniowcy w Kielcach byli przekonani, że nadaję się do ekstraklasy i do zespołu Korony.
Na czym polega ten fenomen szatni Korony?
W pierwszym dniu pobytu w Kielcach, przed podpisaniem kontraktu, spotykałem się z dowodami sympatii. Na korytarzu mijali mnie panowie od boiska, sprzątaczki i każdy mi życzył powodzenia. Takie przyjęcie działa na psychikę piłkarza i jest mu łatwiej. Korona to jedna wielka rodzina, a to wcale nie zdarza się w każdym klubie.
Korona to idealne miejsce dla zawodników po przejściach?
Można się tu odbudować, udowodnić, że nieprzypadkowo znalazłeś się w ekstraklasie. Atmosfera pomaga lepiej wejść w zespół, skupić się na obowiązkach. Korona na boisku nie ma kompleksów i chce pokazywać fajny futbol. Jak równy z równym walczymy z zespołami złożonymi z piłkarzy z lepszym CV, choć z drugiej strony w Koronie też nie brakuje grajków o wielkim potencjale. W ekstraklasie można wygrać z każdym i nie wolno się kogokolwiek bać. Jestem dumny, że w tym sezonie Korona jest tak dobrze postrzegana i widzę ciekawe perspektywy przed zespołem i klubem, który walczy o zerwanie łatki pierwszego spadkowicza, choć chyba już nikt nas tak nie postrzega.
(...)
Cała rozmowa do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".
ZOBACZ WIDEO: Inter pokonał Sampdorię. Gol Kownackiego obudził drużynę [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]