Śląsk - Pogoń: dominacja totalna

PAP / Maciej Kulczyński / Piłkarze Śląska Wrocław cieszą się z gola
PAP / Maciej Kulczyński / Piłkarze Śląska Wrocław cieszą się z gola

Trzy gole strzelone, dwanaście straconych i zero punktów. Takim bilansem legitymowały się Śląsk Wrocław i Pogoń Szczecin po rozegraniu dwóch ostatnich kolejek. Ten stan rzeczy zmienił się w piątkowy wieczór. Wrocławianie wygrali 3:0.

Eksperymentalne ustawienie zespołu gospodarzy było niemałą niespodzianką dla mediów oraz kibiców, którzy na co dzień zwykli oglądać Śląsk Wrocław. Tym razem trener Jan Urban zaskoczył i wobec braku pauzującego za kartkę Igorsa Tarasovsa postawił na Roberta Picha z prawej strony obrony. Do środka przesunięty został Mariusz Pawelec, a pierwszy raz od pierwszych minut zagrali wspólnie Dragoljub Srnić i Kamil Vacek. Zmian szukał też Maciej Skorża - był szkoleniowiec m.in. Legii Warszawa postanowił posadzić na ławce rezerwowych Adama Gyurcso.

Powiedzieć, że mecz nie mógł rozpocząć się lepiej dla gospodarzy to zwyczajna kurtuazja. Nie upłynęło nawet cztery minuty, a świetne podanie Picha wykorzystał eks-szczecinianin Marcin Robak. Gole głową to tylko jedna z wielu specjalności superstrzelca WKS-u. Wystarczyło ledwie trzy miesiące, aby kibice zaczęli regularnie skandować jego nazwisko w przyśpiewkach na trybunie Oporowska.

Oszołomieni goście próbowali odgryzać się głównie za sprawą jedynego pewnego w tym sezonie punktu Pogoni - Adama Frączczaka. Problem w tym, że niespecjalnie pomagali mu koledzy. W ten sposób dość pewny prowadzenia Śląsk tylko czekał na to w jaki sposób jest w stanie spróbować zagrozić bramce Jakuba Wrąbla rywal.

Czekał Śląsk, czekali kibice, czekali telewidzowie. Minuty upływały bardzo powoli, a Stadion Wrocław stawał się coraz bardziej senny. Portowcy obudzili wszystkich z letargu - szkoda tylko, że z zatrważającą skutecznością. Rafał Murawski spróbował chyba jedynego udanego dryblingu w całym meczu ze swojej strony i uderzył mocno po ziemi. Jakub Wrąbel odbił piłkę do boku, gdzie czekał Spas Delew. Reprezentant Bułgarii zamiast trafić do pustej bramki, postanowił sprawdzić jak mocna jest boczna siatka od zewnętrznej strony.

ZOBACZ WIDEO: Manchester United w ćwierćfinale Pucharu Ligi Angielskiej. Zobacz skrót meczu ze Swansea [ZDJĘCIA ELEVEN]

Niewiele trzeba było czekać na odpowiedź miejscowych. Jakub Kosecki znalazł mierzonym podaniem Marcina Robaka. 35-latek sam przed bramkarzem nie zawodzi praktycznie nigdy. 2:0 do przerwy to idealne potwierdzenie klasy napastnika i fatalnej gry szczecińskiej defensywy, która nie potrafiła odnaleźć się we własnym polu karnym.

Druga część spotkania również mogła rozpocząć się mocnym uderzeniem - tym razem gości. Niepilnowany Kamil Drygas zdecydował się na mocny strzał, który z największym trudem odbił Wrąbel. Po chwili znów robinsonada bramkarza uratowała WKS od niechybnej straty bramki. Trzeba przyznać, że 22-latek bywa często elektryczny, ale solidnie zapracował na miejsce w pierwszej jedenastce wrocławskiej drużyny.

Pogoń rzeczywiście przycisnęła i dążyła do zdobycia gola kontaktowego, lecz swoje szanse miał Śląsk. Jakub Kosecki jak za swoich najlepszych lat pokazał swoje dwa główne atuty - szybkość i technikę. Jego błyskawiczny odbiór na 30 metrze, rajd i odegranie piętą mogło zakończyć się asystą kolejki. Tym razem Marcin Robak nie trafił czysto w piłkę, która poszybowała wysoko ponad bramką.

Chwilę później najlepszy aktualnie polski strzelec w Lotto Ekstraklasie zażartował z umiejętności Rumuna Cornela Rapy, przechwycił od niego piłkę z lewej strony boiska i o mało co nie zdobył hat-tricka. Zgubiła go pewność siebie i zbyt długie holowanie piłki w sytuacji oko w oko z Łukaszem Załuską.

Co nie udało się trzeci raz Robakowi, zrobił Arkadiusz Piech. Akcję rozpoczął Kosecki, oddał piłkę atakującemu, który zatańczył z obrońcami Pogoni. Wręcz szokująca była tego dnia indolencja Portowców w defensywie. Jedyne słowo, które opisuje należycie postawę obrony Pogoni to kpina. Fani ze Szczecina przybyli na stadion w większości dopiero na drugie 45 minut. Wolny dzień w pracy i kilkugodzinna podróż nie były chyba tym razem najlepszym pomysłem.

O ile przy dwubramkowej stracie można było jeszcze łudzić się, że goście wywiozą z Wrocławia chociaż punkt (wszak jak mawiał w przeszłości jeden szkoleniowiec, notabene również Pogoni - jest to wynik szalenie niebezpieczny), to trzeci gol w pełni dobił jedenastkę Macieja Skorży. Ostatni kwadrans był już tylko i wyłącznie rozpaczliwą próbą ratowania honoru, z góry skazaną na niepowodzenie. Gospodarze zmiażdżyli szczecinian w każdym możliwym elemencie rzemiosła piłkarskiego, a wynik 3:0 w pełni oddaje to co działo się na murawie przez 90 minut.

A najlepszym podsumowaniem katastrofalnego występu (i bezradności) była czerwona kartka dla Łukasza Zwolińskiego. Były napastnik w dwie minuty zarobił dwie bezsensowne żółte kartki i nie dokończył meczu. 

Śląsk Wrocław - Pogoń Szczecin 3:0 (2:0)
1:0 - Marcin Robak 4'
2:0 - Marcin Robak 35'
3:0 - Arkadiusz Piech 67'

Śląsk: Jakub Wrąbel - Robert Pich, Mariusz Pawelec, Piotr Celeban (K), Djordje Cotra - Dragoljub Srnić, Michał Chrapek (89' Adrian Łyszczarz), Kamil Vacek (91' Maciej Pałaszewski), Jakub Kosecki - Arkadiusz Piech (81' Arkadiusz Piech), Marcin Robak.

Pogoń: Łukasz Załuska - Dawid Niepsuj, Cornel Rapa, Sebastian Rudol, Ricardo Nunes, Rafał Murawski (46' Dawid Kort), Tomasz Hołota, Kamil Drygas (78' Łukasz Zwoliński), Dariusz Formella (46' Adam Gyurcso, Spas Delev - Adam Frączczak.

Żółte kartki: Arkadiusz Piech, Mariusz Pawelec (Śląsk Wrocław), Łukasz Zwoliński (Pogoń Szczecin, dwie).

Czerwone kartki: Łukasz Zwoliński (druga żółta kartka).

Sędzia: Tomasz Kwiatkowski.

Widzów: 12 445

Źródło artykułu: