Do nieszczęśliwego wypadku doszło na jednym z zeszłotygodniowych treningów, gdzie Malinowski zderzył się z Arturem Błażejewskim.
- Szpitale zawsze omijałem szerokim łukiem. Dlatego byłem taki nerwowy przed operacją. Z tą moją kontuzją to był wyjątkowy pech, decydowały ułamki sekund. Od razy wyprostowałem sprawę i powiedziałem, że nie mam do Artura żadnych pretensji. Po pierwszym prześwietleniu byłem załamany i zastanawiałem się, czy będę mógł dalej grać. Lekarz klubowy Ryszard Zakrzewski pocieszył mnie, że to nie jest kontuzja, przez którą się kończy karierę. Specjaliści w Bielsku-Białej potwierdzili to - komentuje sprawę 33-letni wychowanek Gwarka Zabrze.
Malinowski ma na swoim koncie ponad 250 występów w polskiej ekstraklasie. Nic więc dziwnego, że nie zapomnieli o nim koledzy z boiska i to nie tylko ci z drużyny. - Dostałem masę SMS-ów i telefonów, dzwonili też piłkarze z innych klubów, na przykład Marcin Radzewicz z Polonii Bytom i Piotrek Gierczak z Górnika Zabrze.