Dla selekcjonera reprezentacji Polski, Adama Nawałki, jest absolutnie kluczowym piłkarzem. Trener nie krył, że to właśnie zejście Łukasza Piszczka w meczu z Czarnogórą zdezorganizowało grę całej formacji defensywnej.
W rozmowie z "PS", Piszczek wspomina moment zderzenia z Wojciechem Szczęsnym i co za tym idzie, kontuzji. - Na wypadek złożyło się kilka błędów. Byłem skoncentrowany na rywalu, którego goniłem. Z kolei Wojtek źle obliczył, gdzie może spaść piłka. Dodatkowo zrobił tzw. pajacyka. Na szczęście wpadłem na niego gdy już spadał na murawę. Nie wpakował mi się w nogę całym ciężarem. Później napisał mi SMS-a, że też obejrzał tę akcję i jest mu przykro. Niepotrzebnie. Absolutnie nie mam pretensji - mówi Piszczek.
Piszczek przyznaje, że mogło być znacznie gorzej. - Szczęście w nieszczęściu, że nie zderzyliśmy się z Wojtkiem pół sekundy wcześniej. Mogło skończyć się poważniejszym urazem - przyznaje Piszczek. I dodaje, że szybko odetchnął z ulgą. - Doktor kadry szybko wykluczył najgorsze - uraz przedniego i tylnego wiązadła. Wiadomo, martwiłem się. Inni się cieszyli, a ja w tamtym momencie niekoniecznie myślałem o mundialu. Wiedziałem, co mnie czeka w najbliższym czasie. Bałem się dokładnej diagnozy.
Przerwa Piszczka potrwa trzy miesiące, co oznacza, że wróci w 2018 roku. Nie ma więc zagrożenia, że nie wystąpi na mundialu w Rosji.
ZOBACZ WIDEO: Ogromny błąd rywala dał bramkę Napoli, Zieliński blisko trafienia. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]