Oto John. Poznaj człowieka, który zabrał radość z futbolu Cristiano Ronaldo

PAP/EPA / PAP/EPA/Javier Lopez / Na zdjęciu: Cristiano Ronaldo
PAP/EPA / PAP/EPA/Javier Lopez / Na zdjęciu: Cristiano Ronaldo

Życzenia śmierci od agencji menadżerskich, groźby od hiszpańskich sędziów oraz złość zdobywców Złotej Piłki. Dla pomysłodawcy Football Leaks są to największe pochwały, które mógł otrzymać za swoją dotychczasową działalność.

Hamburg. Wypełniony po brzegi tysiącami fanów Volksparkstadion. Żaden wśród nich nie przypuszcza, że z krzyku ubranych w jednolite barwy kibiców, wyłania się twarz człowieka poszukiwanego przez największe piłkarskie marki na Starym Kontynencie. Nazywa się John, chociaż sącząc powoli piątą już butelkę piwa, zastrzega, że nie jest to jego prawdziwe imię. Bez chwili zastanowienia przyznaje, iż futbol sprawia mu jeszcze radość, mimo, że poznał jego najgorszą twarz. Skorumpowane oblicze.

Tak rozpoczyna się relacja niemieckiego dziennika "Der Spiegel" ze spotkania z pomysłodawcą bloga Football Leaks. Mężczyzną, który stał się jedną z najważniejszych postaci światowego futbolu. Z pewnością najbardziej z nich tajemniczą. Dla własnego bezpieczeństwa ukrywa się pod fałszywym imieniem John.

W tym miejscu kończą się informacje na jego temat. - W wielu krajach europejskich, rozgrywki kontroluje od dwóch do czterech agentów, a ich brudne zagrywki popierają klubowi prezydenci. Żyjemy w czasach w których piłka nożna zjada swój własny ogon - wyznaje bez skrupułów ukradkiem zerkając na przebieg wydarzeń na boisku.

Stworzona przez niego witryna Football Leaks zawiera niemal dwa terabajty plików z kontrowersyjnymi emailami oraz kontraktami, których treść mógłby pomieścić półmilionowy nakład Biblii.

ZOBACZ WIDEO: Idealne podanie Martineza, "Lewy" dopełnił dzieła. Skrót meczu Bayernu z RB Lipsk [ZDJĘCIA ELEVEN]

Każdy z ponad 18 milionów zebranych dokumentów spowodował gniew najpotężniejszych świata futbolu. John dobrze zdaje sobie sprawę, iż na jego ślad polują byli oficerowie brytyjskich oraz rosyjskich służb specjalnych. Mimo to zdaje się lekceważyć zagrożenie i tłumaczy współpracującym z nim dziennikarzom motywy swojej działalności. - Kibice na całym świecie mają prawo zrozumieć, że kupno każdego biletu, stroju, choćby kanału sportowego, służy jako pokarm dla chorego systemu - mówi.

Po chwili na wzburzonej twarzy rozmówcy pojawia się szeroki uśmiech. W ten sposób John reaguje na wspomnienie swojej pierwszej ofiary - agencji menadżerskiej Doyen Sports. Według opublikowanych we wrześniu 2015 roku zapisków, holenderskie FC Twente pozyskało od agencji część praw do karty zawodniczej Dušana Tadicia. Pomimo podpisu na umowie, klub nie miał jednak żadnej władzy nad piłkarzem. Doyen w przeciągu następnych tygodni wyszukiwał następnych chętnych na usługi piłkarza, a następnie zmuszał klub do wybrania najkorzystniejszej oferty. Odmowa równała się z ogromnymi karami finansowymi. W ciągu pięciu lat, agencja uzbierała w ten sposób ponad 70 milionów Euro.

Właściciele Doyen Sports postawili Football Leaks zarzuty rzekomego hakerstwa. Zapytany o oskarżenia John spogląda na rozmówców podejrzliwym wzrokiem i zmienia ton swojej wypowiedzi. - Jedyne czym się posługuję to sieć świetnych kontaktów. Wszystkie zarzuty kierowane w naszą stronę pochodzą od mafii, którą jest dla mnie m.in.: Doyen Sports.

Dla międzynarodowych organów ścigania, linia obrony Johna jest wystarczająca. Sam Mark Goddard dyrektor FIFA ds. Rynku Transferowego, otwarcie wyraził swoje poparcie dla Football Leaks i potwierdził jednocześnie autentyczność publikowanych dokumentów. - Obecnie wraz z kupnem piłkarza, kluby dostarczają jedynie strzępki informacji. Reszta jest owianą tajemnicą, więc nie rozumiem dlaczego miałbym być przeciw wiarygodnym źródłom, które kreują kolejnych przestępców.

Entuzjazmu Goddarda nie podzielają piłkarscy agenci, dla których publikacja niewygodnego dokumentu, wiąże się ze stratami liczonymi w milionach euro. Dzięki ujawnionym przez Johna dokumentom, Paul Pogba dowiedział się, że jego agent, Mino Raiola, wraz z przejściem Francuza do Manchesteru United, zgarnął bagatela 41 milionów euro.

Jeśli Raiola działał na swoją korzyść w białych rękawiczkach, to metody najsłynniejszego agenta sportowego Jorge Mendesa, John nazywa "stuprocentowym zaspokojeniem satysfakcji klienta". Opinia twórcy Football Leaks znajduje swoje podłoże w działalności firmy Koper Services SA, zlokalizowanej na należących do Wielkiej Brytanii ziemiach Wysp Dziewiczych. To właśnie adres tej spółki Portugalczyk zapisywał przez lata w swoich rozliczeniach z fiskusem. Pewien urzędnik biura podatkowego zainteresował się nieprawidłowościami w rachunkach i prześwietlił budynek. Jak się okazało, była to własność 60-letniej farmaceutki, która łączyła swój biznes z wynajmem mieszkania Portugalczykowi. Jeśli pod podanym przez Mendesa adresem działała jakaś firma, to na pewno nie obracający w miliardy dolarów Koper. Podobny efekt przyniosły śledztwa przeprowadzone w dwóch innych irlandzkich spółkach, zarejestrowanych na nazwisko portugalskiego menadżera.

John jest inteligentnym mężczyzną. Wykształcony, zna pięć języków. Pozostaje świadomy, iż świat futbolu akurat nie jest wstrząśnięty brudami osoby, która steruje swoimi interesami spoza elegancko wystrojonego biurka. Problem zaczyna się, gdy do gry wchodzą piłkarze. W 2015 roku hiszpański rząd zlikwidował artykuł prawny "Lex Beckham", który pozwalał bogaczom spoza Kastylii na opodatkowanie przychodu w wysokości 20 procent. Mendes pragnął więc zadbać o portfele swoich klientów. Nakłaniał on zawodników do dołączenia w czarny proceder, a w ciągu paru tygodni spółki-duchy na Karaibach zarejestrowali: Fabio Coentrao, Ricardo Carvalho, Pepe, James Rodriguez, Jose Mourinho oraz Cristiano Ronaldo.

Zdaniem niemieckiego adwokata specjalizującego się w prawie podatkowym, Rafaela Villeny, "Ronaldo oraz inni podopieczni Mendesa popełnili przestępstwa, gdyż nie zadeklarowali w rozliczeniu z fiskusem, pieniędzy wpłacanych na konto świeżo założonych firm". Pomimo opinii prawnika, hiszpański sąd zdecydował, iż CR7 nie jest odpowiedzialny za działalność spółki i uniewinnił czterokrotnego zdobywcę Złotej Piłki z postawionych mu zarzutów. Sam zainteresowany po ogłoszeniu przychylnego werdyktu oskarżył Football Leaks o "zabranie radości z uprawiania sportu".

John sam odczuwa jednak najmocniej skutki swoich publikacji. Śmiertelne pogróżki, nieudane próby zamknięcia witryny, weszły do codziennego życia rozmówcy. Nieraz groźby przybierały oficjalny wydźwięk, m.in.: gdy hiszpański sędzia Zamarri ostrzegł Football Leaks i współpracujących z Johnem dziennikarzy, iż wyciek następnych dokumentów, które dotknęłyby piłkę na Półwyspie Iberyjskim, będzie skutkował postępowaniem na drodze sądowej.

John nie darzy zaufaniem nawet własnych współpracowników. Nie bez powodu. Ponad półtora roku temu, niejaki Artem Lobuzov skontaktował się z komputera używanego przez Football Leaks, z Neilo Lucasem, jednym z dyrektorów Doyen Sports. Mail wysłany przez Lobuzova brzmiał bardzo klarownie: 500 000 euro i wszystkie dokumenty dotyczące agencji znikną z komputerów portalu. Spytany o tożsamość hakera zwleka z jednoznaczną odpowiedzią, lecz po prostej namowie decyduje się zacytować fragment odpowiedzi Lucasa: - Jestem człowiekiem z charakterem i zasadami. Ludzie tacy, jak ty, zasługują na zemstę i następnym razem ją ode mnie otrzymają.

I gdy właśnie próbuje dokończyć swój wywód, szukając kolejnego przekleństwa oddającego stan dzisiejszego futbolu, John nagle podrywa się z miejsca wraz z tysiącami otaczających go fanów i potrząsa przy tym stojącego obok dziennikarza. - Co za bramka, oby pokazali powtórkę na telebimie - mówi. W końcu piłka nożna ma też swoją piękniejszą twarz, nawet dla ludzi, jak John który poznał jej brzydsze oblicze.

Źródło artykułu: