W sobotę, w meczu z Widzewem wydawało się, że łęczyński zespół wreszcie prezentuje się na miarę pokładanych w nim nadziei. Mit ten padł w trakcie drugiej połowy, gdy gra Górnika straciła polot i skończyło się to porażką 1:2. W środowym pojedynku ze Stalą Stalowa Wola piłkarze znów zaprezentowali się słabo. - Parę dni temu graliśmy w Łodzi z Widzewem. I chociaż przegraliśmy ten mecz, to w naszej grze coś drgnęło. Byliśmy chwaleni przez wielu ludzi za naszą postawę. Teraz nie da się nic dobrego o nas powiedzieć. Wróciło to na złe tory. To, że my długimi momentami utrzymywaliśmy się przy piłce, to nic nie daje, bo często nadziewaliśmy się na kontry. Drużyna Stali stworzyła sobie więcej sytuacji, po których mogła strzelić bramkę i wygrać to spotkanie - ocenia trener Wojciech Stawowy.
Szkoleniowiec nie ucieka od odpowiedzialności za taki stan rzeczy. Nie ukrywa on smutku z powodu nie spełnienia oczekiwań. - Nie chciałbym, żeby miano do mnie pretensje, że zniszczyłem drużynę. Nie po to tu przychodziłem. Jest mi przykro z tego powodu, że zawodzę zarząd i kibiców, którzy przychodzą na stadion i są sfrustrowani - ja ich w pełni rozumiem - podkreśla.
Trener Stawowy stara się reagować na słabą postawę piłkarzy i korygować ją, lecz nie przynosi do efektu. Do rezerw odesłał kilku graczy, na czele z Jakubem Grzegorzewskim oraz Rafałem Niżnikiem, ale bez nich drużyna prezentuje się nawet gorzej. Szkoleniowiec rozważa więc złożenie rezygnacji z pełnionej funkcji. - Muszę poważnie zastanowić się nad swoją przyszłością. Próbuję różnych rozwiązań, żeby uzdrowić sytuację, jaką mamy od początku rundy. Być może komuś wadzę. Muszę porozmawiać z zarządem i zastanowić się, jak ma to dalej wyglądać. Przyznam szczerze, że po raz pierwszy spotykam się z taką sytuacją, gdzie mój przekaz kompletnie nie przechodzi do zespołu. Nie wiem czym to jest podyktowane. Na pewno nie niechęcią zawodników, bo oni bardzo chcą. To widać, że są oni podenerwowani, spięci. Ja jako trener powinienem pozbawić ich tej presji. W meczu ze Stalą nic nam się nie kleiło. Za takie rzeczy przede wszystkim odpowiada trener - zauważa Stawowy.