Co ciekawe, ten sam zawodnik był bohaterem złocisto-krwistych, gdy ci mierzyli się z Legią na jej terenie w ramach 2. kolejki. Wychowanek Energetyka Gryfino zdobył wówczas bramkę na wagę jednego punktu (1:1). Tym razem to jego dwa podania znacząco przyczyniły się do pokonania aktualnego mistrza Polski. Przy takim obrocie spraw można stwierdzić, że Łukasz Kosakiewicz lubi grać przeciwko Wojskowym - chociaż w najwyższej klasie rozgrywkowej zaliczył przeciwko nim dopiero drugi występ.
- Jakoś się tak złożyło, że akurat z Legią strzelam i asystuję. Mam nadzieję, że w następnych meczach to potwierdzę i będzie dobrze - ocenił. Ustawiony na prawej obronie zawodnik nie ukrywał swojego zadowolenia z osiągniętego przez kielczan rezultatu. - Cieszę się, że mogłem dołożyć cegiełkę do tych trzech punktów. Cieszymy się z wygranej, cały zespół zasłużył na pochwałę.
Po meczu okazało się, że niewiele brakowało, a Kosakiewicz nie rozpocząłby pojedynku w wyjściowym składzie. - Możemy zdradzić, że Kosakiewicz jeszcze na dwie godziny przed meczem nie był w pierwszym składzie, bo myśleliśmy o spotkaniu w środę (Korona zagra wtedy rewanż 1/4 Pucharu Polski - przyp. red.). Zdecydowaliśmy, że ma wystąpić i zaliczył dwie asysty w meczu - powiedział podczas konferencji prasowej opiekun Korony, Gino Lettieri.
Mimo końcowego sukcesu gospodarze musieli się mocno napocić, aby przedłużyć serię domowych zwycięstw - aktualnie wynosi ona 6 spotkań. Kosakiewicz przyznał, że mimo szybko straconej bramki zespół grał to, co miał ustalone przed pierwszym gwizdkiem. - Cały czas graliśmy swoją piłkę. Konsekwentnie wierzyliśmy w swoje umiejętności i pokazaliśmy to na boisku. Zdarzają się takie sytuacje, że szybko się traci bramkę, ale podnieśliśmy się po tym - zakończył.
Korona dzięki pokonaniu Legii 3:2 ma na swoim koncie 29 punktów i plasuje się na trzecim miejscu w ligowej tabeli.
ZOBACZ WIDEO: Bartosz Sarnowski o meczu na Legii: Tak nie powinno być