Widziałem płaczących ludzi na ulicach - rozmowa z Pascalem Mendy, obrońcą FBK Kowno i reprezentacji Senegalu

Jako jedyni w Polsce porozmawialiśmy z 28-letnim zawodnikiem mistrza Litwy. Na łamach Sportowych Faktów Senegalczyk przedstawia swoje piłkarskie plany. Opowiada także o kadrze i znaczeniu futbolu w jego ojczyźnie.

W tym artykule dowiesz się o:

Paweł Patyra: Już niedługo liga litewska zainauguruje rozgrywki. W co mierzy FBK?

Pascal Mendy: Naszym celem jest kolejne mistrzostwo. W każdym meczu będziemy walczyli o zwycięstwo. Na Litwie gra się twardo, ale nie przeszkadza mi to. Liga nie jest aż tak bardzo słaba, chociaż mocne są tylko 3-4 kluby. A w tym gronie oczywiście my jesteśmy najmocniejsi!

Masz chyba bardzo mocną pozycję w drużynie?

- Tak, ale wcale nie aż tak bardzo (śmiech). Na każdym treningu i w każdym meczu daję z siebie wszystko, żeby potwierdzić swoją wartość.

Jak żyje się tobie na Litwie?

- Kowno jest fajnym miastem, ale odnoszę takie wrażenie, że chyba w całej wschodniej Europie nie lubią czarnoskórych. Jest to dla mnie ogromny problem.

Niestety, aktów rasizmu wciąż jest zbyt dużo.

- Nie mówię, że każdy jest rasistą, ale, po tym czego doświadczyłem, to wydaje mi się, że około połowy ludzi. Pod tym względem najgorzej było dla mnie w Rosji, ale co mogę zrobić? Po prostu wykonuję swoją pracę w takich miejscach.

Od dłuższego czasu grasz we wschodniej Europie. Kiedy nadejdzie pora na zmianę?

- Grałem przez 4 lata w Rosji i później przeniosłem się na Litwę. Chciałbym jednak zmienić otoczenie. Kiedy tylko otworzy się najbliższe okno transferowe, chcę wyjechać do innego kraju, na zachód Europy. W dłuższej perspektywie, najlepiej do Wielkiej Brytanii lub Francji.

A może Niemcy? To przecież także Europa zachodnia.

- Nie, ten kraj zupełnie mi nie odpowiada.

Umiejętnościami przewyższasz większość kolegów z drużyny FBK. Czemu wciąż jesteś w tym zespole? Właściciel klubu z Kowna jest szefem także szkockiego Hearts.

- Na razie jestem w Kownie, bo czekam na pozwolenie na pracę. Mam tutaj dobrze przygotować się do rozgrywek. Jeśli tylko otrzymam to pozwolenie, będę chciał zmienić klub i zapewnie będzie to właśnie Hearts.

Grasz także w reprezentacji Senegalu. W ilu meczach już wystąpiłeś?

- Prawdę mówiąc, straciłem rachubę (śmiech).

Zabrakło cię jednak na Pucharze Narodów Afryki. Media w twoim kraju mówiły o tobie, jako wielkim nieobecnym.

- Nie pojechałem na ostatni Puchar Narodów Afryki, bo trener miał bardzo dziwną wizję kadry. Niestety, drużyna zagrała bardzo słabo. Od dawien dawna Senegal bez trudu docierał do fazy pucharowej, a teraz wracaliśmy do domu po fazie grupowej! Dla mojego kraju to była totalna katastrofa! Byłem wtedy w ojczyźnie i widziałem na ulicach płaczących ludzi. Dla nich to było niewyobrażalne!

Futbol jest prawie religią?

- Ludzie w Senegalu kochają piłkę. Interesują się nie tylko reprezentacją czy rodakami zagranicą. Oglądają rozgrywki z zachodu Europy - z Francji czy z Anglii, a nawet z Belgii! Pasjonują się dosłownie wszystkim, co jest związane z futbolem.

Do katastrofy w minionym Pucharze Narodów Afryki doszło pod wodza polskiego trenera - Henryka Kasperczaka.

- Moim zdaniem, to też porażka dla niego. Obiecywał bardzo wiele, a nic nie wykonał. Co więcej, w trakcie turnieju opuścił drużynę i wyjechał. Teraz próbujemy zapomnieć o nim i tym nieudanym starcie. Myślimy już o kolejnym Pucharze Narodów Afryki i eliminacjach mistrzostw świata.

Sporą niespodziankę, ale in plus, sprawił także zwycięzca.

- Wygrał Egipt, gdzie tylko dwóch czy trzech piłkarzy gra poza granicami kraju. Pokazali, że są dobrzy i potrafią stworzyć zespół. Nie trzeba grać na zachodzie Europy, żeby coś osiągnąć w futbolu na poziomie reprezentacji.

W mistrzostwach świata w 2002 roku Senegal dotarł do ćwierćfinału, a teraz nie radzi sobie na własnym kontynencie. Twoim zdaniem, w czym jest główny problem?

- Musimy poważnie podejść do gry w reprezentacji, bo niektórzy piłkarze traktują to niezbyt serio. Kiedy gra się dla kadry, trzeba zapomnieć, że jest się gwiazdą, ciężko pracować i grać jak najlepiej się potrafi. Jeśli tak się stanie, to będziemy mogli powtórzyć sukces z roku 2002. Wtedy każdy piłkarz, który był w kadrze, walczył na boisku. Drużyna tworzyła monolit i potrafiła pokonać Francję, ówczesnego mistrza świata.

Kogo widziałbyś jako nowego selekcjonera? Teraz Lamine N'Diaye jest tylko tymczasowo.

- Obecnie drużynę prowadzi szkoleniowiec z Senegalu i nie mam nic przeciwko temu. Dla mnie osobiście nie ma żadnej różnicy czy trener będzie biały, żółty, czerwony czy czarny. Ważne, żeby był świetnym fachowcem, a nam dobrze się z nim współpracowało.

Niezbędna jest więc dobra atmosfera w zespole. A co poza tym?

- Ważna jest dyscyplina i praca. Lubię piłkarzy, i sam się do nich zaliczam, którzy zostawiają zdrowie na boisku. Trzeba być twardym, bo za to przecież dostaje się pieniądze. Mogę umrzeć na boisku, ale będę grał z zaangażowaniem, bo taka jest moja praca. Przechwyt, podanie, rajd - to jest futbol.

Komentarze (0)