Zaryzykuję stwierdzenie, że Witold Bańka to najlepszy człowiek na tym stanowisku od lat. I jeden z niewielu w obecnym rządzie, którego można ocenić wyłącznie pozytywnie.
Może dlatego, że pracuje na uboczu, spokojnie, z dala od mediów politycznych, nie uczestniczy w wojnie polsko-polskiej?
Zdaję sobie sprawę z tego, że może to być odebrane jako laurka, jednak z Bańką niewiele mnie łączy. Zrobiliśmy kilka krótkich rozmówek, nawet trudno powiedzieć, że wywiadów. Staram się spojrzeć na niego ponadpartyjnie. Zresztą raczej trudno przypisać mnie do jego obozu politycznego. "TVP" staram się nie oglądać, "wSieci" czytam sporadycznie. Jesteśmy od siebie tak daleko jak Nowa Zelandia od Hiszpanii. To tak, żeby było jasne. Podkreśliłem to bardzo zdecydowanie, gdyż dopiero co czytałem hagiograficzny artykuł byłego dziennikarza na temat premiera Morawieckiego. Okazało się, że panów łączyły nie tylko stosunki dziennikarsko-polityczne, ale też finansowe. Dlatego uznałem, że ta asekuracja jest istotna.
Tyle tylko, że to właśnie Bańka zrobił coś, o czym inni nie mieli pojęcia - program oparty o najlepsze brytyjskie wzory, który może dać nam doskonałe wyniki w przyszłości.
Może dlatego, że jest byłym sportowcem i zna problemy środowiska - nie wiernym towarzyszem, któremu trzeba było dać jakieś solidne stanowisko. A więc w pierwszej kolejności usprawnił działanie związków sportowych poprzez przesyłanie im dotacji na początku roku kalendarzowego. A to znaczy, że pozwolił na spokojne planowanie budżetów.
Sztandarowym projektem jest "Team 100". Najbardziej utalentowani młodzi sportowcy są utrzymywani przez jakiś czas przez państwo. Dzięki temu nie muszą się martwić o byt, tylko spokojnie zajmują się planowaniem kariery. Koncentrują się na treningu. To był ogromny problem w biednym polskim sporcie.
I na koniec: SKS-y, "Program Klub" oraz Narodowa Baza Talentów. Ta krótka kadencja doprowadziła do przywrócenia Szkolnych Klubów Sportowych, co pozwala wyodrębnić najlepszych uczniów, którzy chcą czegoś więcej niż tylko lekcji Wychowania Fizycznego. To pierwszy etap naboru najlepszych sportowców. Coś zaniedbanego przez tyle lat. Po drugie, dotacje dla klubów, które mogły poprawić swoją infrastrukturę. I po trzecie, baza wyników. Na razie obejmuje tylko część dzieci, ale pozwoli śledzić postępy najzdolniejszych, monitorować i pomagać najlepszym z najlepszych. Dla naszego sportu może być to skok w nadprzestrzeń.
Programów jest więcej, wymieniłem te, które są moim zdaniem przełomowe.
Nie jest powiedziane, że za 10 lat będziemy w czołówce klasyfikacji medalowych igrzysk olimpijskich, ale jest szansa na to, że będziemy szli mocno w górę, nie w dół. W 1996 roku zajmowaliśmy w klasyfikacji medalowej 11. miejsce. Od tej pory 14., 23., 16., 24. i w końcu w 2016 - 33. Ktoś powie, że tu zabrakło centymetra, tu ktoś spalił i tak dalej. Ale czy można zmierzyć sport lepiej niż medalami?
Dlatego programy wyławiające i wspomagające talenty są kluczowe.
A więc proste rozwiązania dla poprawy poziomu sportu profesjonalnego teraz i w przyszłości - kiedy sukcesy będzie mógł sobie przypisać jakiś kolejny minister, może z zupełnie innego rządu.
ZOBACZ WIDEO: AS Roma bez zwycięstwa, znakomite parady Sorrentino. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Nie bardzo rozumiem, jakie ma wyniki w rządzie pani minister Streżyńska? Internet w Polsce jak był powolny tak jest, nie wprowadziła elektronicznej możliwości głosowania (poprzez inter Czytaj całość