Robert Gumny. Kariera jak z książki

Urodził się w Poznaniu, jest wychowankiem Lecha. Robert Gumny to idealny kandydat na przyszłą legendę Kolejorza. Trudno jednak przypuszczać, aby nią został. Piłkarz opowiada nam m.in. o ewentualnym wyjeździe za granicę i wstydliwym meczu w kadrze.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Robert Gumny Agencja Gazeta / Marcin Stępień / Na zdjęciu: Robert Gumny

Konrad Witkowski, "Piłka Nożna": Po raz pierwszy rozmawiałem z panem w październiku ubiegłego roku. Wówczas był pan bardzo nieśmiały, a dzisiaj już wcale nie sprawia wrażenia stremowanego. W ciągu tych kilkunastu miesięcy nabrał pan dużo pewności siebie?

Robert Gumny, piłkarz Lecha Poznań: Cieszę się, że tak to wygląda. Dziennikarze coraz częściej chcą ze mną rozmawiać, a z wywiadu na wywiad nabiera się trochę doświadczenia. Cały czas jednak uważam, że tej pewności siebie mi brakuje. Również na boisku jestem jeszcze trochę za bardzo stremowany. Choć muszę przyznać, że nieco pewniej czuję się podczas występów w reprezentacji młodzieżowej niż w Lechu Poznań. Presja towarzysząca grze w takim klubie jest naprawdę spora.

Skoro wspomniał pan już o reprezentacji Polski - co właściwie wydarzyło się w spotkaniu z Wyspami Owczymi? Trudno w ogóle wracać do tego meczu... Przez całe spotkanie mieliśmy przewagę, rywale praktycznie nie stwarzali sytuacji pod naszą bramką. Oba gole strzelili po stałych fragmentach: pierwszego z karnego, drugiego po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Dobrze, że udało nam się przynajmniej zremisować, chociaż nie ma co ukrywać, że taki wynik w spotkaniu z Wyspami Owczymi to dla nas wstyd.
ZOBACZ WIDEO: Morawiecki: dobrze, że nam Lewandowskiego nie zabrali

Za to niedługo później rozegraliście najlepszy jak na razie mecz w eliminacjach. Co działo się w ciągu tych czterech dni dzielących spotkania w Torshavn i Gdyni?

Remis z Wyspami Owczymi paradoksalnie bardzo nam pomógł w odniesieniu zwycięstwa z Danią. Wszyscy chcieliśmy zmazać plamę, pokazać, że nazywanie nas frajerami było przedwczesne. Duńczycy byli bardzo wymagającym rywalem, ale zagraliśmy mądrze taktycznie i udało się wygrać.

Stać was na bezpośredni awans do finałów mistrzostw Europy U-21?

Udowodniliśmy to zwycięstwem z liderem grupy. Ważne będą spotkania z teoretycznie słabszymi rywalami, jak Gruzja czy Litwa. Duńczycy już pokazali, że nie gubią punktów w takich meczach, więc my też musimy się tego wystrzegać. Zajęcie pierwszego miejsca w grupie jest realne, ale przecież awansować można także po barażach.

Bardzo zmieniło się pana życie po debiucie na poziomie ekstraklasy wiosną 2016 roku?

Od tamtej pory wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko. Wystąpiłem w kilku meczach Ekstraklasy, potem było wypożyczenie do Podbeskidzia. Po powrocie do Lecha właściwie od razu wskoczyłem do podstawowego składu. Na razie wszystko układa się dobrze, jak w jakiejś książce. Moja kariera rozwija się tak, jak ja to sobie wyobrażałem i tak jak zaplanował klub.

Jak to było w przeszłości z grą w hokeja na trawie?

Mój cztery lata starszy brat uprawia tę dyscyplinę sportu i kiedyś chciałem iść w jego ślady. Jako mały chłopak trenowałem przez krótki czas piłkę nożną w Lechu, ale później pojawił się problem z dojazdami na zajęcia. Chodziłem do szkoły podstawowej, która ściśle współpracowała z hokejową sekcją Warty Poznań. W ten sposób w klasach 1-3 grałem w hokeja na trawie. Do futbolu wróciłem jako dziesięciolatek: ciągnęło mnie do piłki, a któregoś razu przechodziliśmy z rodzicami obok stadionu, więc zaproponowałem, że może zapiszę się na treningi do lokalnego klubu Poznaniak. - Idziesz do Lecha albo nie będziesz grał w ogóle - odpowiedział ojciec.

Tata to wierny kibic Kolejorza, więc chyba przy obiedzie często dyskutujecie o pańskich występach?

To fakt, tata często porusza tematy piłkarskie i zwraca mi uwagę na pewne elementy gry. Przyznam jednak, że nie lubię z nim dyskutować.

Mieszka pan jeszcze z rodzicami?

Tak, cały czas mieszkam z rodzicami. Myślałem nawet o wynajęciu czegoś dla siebie, ale tata stwierdził: nie będziesz komuś płacił, a jak zarobisz na własne mieszkanie, wtedy sobie kupisz.

Jako dziecko chodził pan na mecze rozgrywane przy Bułgarskiej?

Oczywiście, ojciec zabierał mnie ze sobą do Kotła. Najczęściej wchodziłem na stadion bez biletu: tacie jakoś udawało się przekonać ochroniarzy, że dla tak małego dziecka wejściówka nie jest konieczna. Później mieszkałem we Wronkach, gdzie na co dzień trenowaliśmy, a w weekendy miałem mecze. Z tego powodu coraz rzadziej mogłem pojawiać się na trybunach.

Rozumiem, że ze względu na osobę taty ewentualne występy w innym polskim klubie w ogóle nie wchodzą w grę?

Obaj jesteśmy bardzo szczęśliwi, że mogę reprezentować barwy Lecha. Gdybym nie miał szans na regularną grę, może pomyślelibyśmy o przejściu do innego klubu. Na szczęście nie ma takiej potrzeby.

Był pan w klasie maturalnej, kiedy przeniósł się pan z Poznania do Bielska-Białej. Czy pod tym względem wypożyczenie do Podbeskidzia nie stanowiło kłopotu?

Poradziłem sobie z tym. Do Podbeskidzia przechodziłem kilka miesięcy przed maturą, więc nie sądzę, żebym w tym czasie zdążył się jeszcze dużo nauczyć. Uczestniczyłem w lekcjach poprzez Skype, rozwiązywałem próbne arkusze maturalne. Ostatecznie wszystko poszło po mojej myśli: zdałem egzamin dojrzałości i na tym etapie chwilowo zakończyłem edukację.

Zabrakło zapału do dalszego kształcenia?

Rozważałem studia, ale przykłady starszych kolegów - choćby Marcina Kamińskiego i Karola Linettego - pokazały, że bardzo trudno jest je pogodzić z profesjonalnym uprawianiem sportu.

A jak pan sobie radził na wcześniejszych etapach edukacji?

W szkole orłem raczej nie byłem, można powiedzieć, że prześlizgiwałem się do kolejnych klas. W liceum raz miałem nawet egzamin komisyjny z matematyki! Pani nauczycielka chyba nie przepadała za piłkarzami - ciągle mówiła, że skoro jeszcze nie gramy na wysokim poziomie, to lepiej, żebyśmy dali sobie spokój i wzięli się za naukę.

W obecnej kadrze Lecha jest dwóch rodowitych poznaniaków, ale tylko pan regularnie występuje w wyjściowej jedenastce. Kibice zwracają uwagę na takie kwestie: czuje pan z tego powodu dodatkową odpowiedzialność czy raczej cieszy się większym kredytem zaufania?

Miło mi, jeśli kibice doceniają fakt, że jestem z Poznania. Raczej nie odczuwam przez to większej odpowiedzialności na swoich barkach. Powiedziałbym, że to mnie dodatkowo mobilizuje do pracy.

Nie jest panu trudno jako jedynemu wychowankowi w podstawowym składzie Lecha? Linetty, Dawid Kownacki, Tomasz Kędziora czy Jan Bednarek mieli chyba trochę łatwiejsze zadanie, bo zawsze obok nich byli rówieśnicy.

To fakt, kiedy grali w Lechu, w składzie zazwyczaj było po dwóch-trzech wychowanków. Teraz sytuacja jest inna i zdarza się, że jestem jedynym tak młodym zawodnikiem w kadrze meczowej. To mi jednak zupełnie nie przeszkadza, bo mam dobry kontakt także ze starszymi piłkarzami. Świetnie dogaduję się choćby z Maciejem Makuszewskim.

Na wypożyczeniu w Podbeskidziu pokazał pan, że potrafi strzelać gole. Ile trzeba będzie czekać na premierową bramkę w Ekstraklasie?

W pierwszej lidze dwukrotnie udało mi się wpisać na listę strzelców, lecz było o to łatwiej, bo czasami występowałem w Podbeskidziu jako skrzydłowy. W tym sezonie miałem już kilka okazji do zdobycia bramki, ale jeszcze brakuje mi opanowania w polu karnym przeciwnika.

Jak długo trzeba trenować, aby wykonać takie dośrodkowanie jak przy golu Macieja Gajosa w meczu z Legią Warszawa?

Dość mocno skupiam się na tym elemencie gry, wykonuję sporo dośrodkowań na każdym treningu. Mam jeszcze jednak trochę do poprawy, bo nie każda wrzutka jest taka, jak bym sobie tego życzył.

Pojawiają się głosy, że ma pan pewne braki pod względem fizycznym, że jako obrońcy przydałoby się panu więcej siły.

Ci, którzy tak mówią, chyba nie widzieli mnie bez koszulki. A na poważnie, pracuję nad tym. Poza treningami regularnie chodzimy wspólnie z Łukaszem Trałką i kilkoma innymi kolegami z drużyny poćwiczyć w siłowni.

Wszyscy otwarcie przyznają, że to pan jest następnym wychowankiem Lecha w kolejce do zagranicznego transferu. Odczuwa pan z tego powodu większą presję?

Dochodzą do mnie takie głosy, jestem tego świadomy. Dodatkowej presji nie czuję, traktuję to raczej jako duże wyróżnienie.

Daje pan sobie jakiś określony czas na pozostanie w Poznaniu? Na przykład około stu występów w barwach Lecha?

A w tej chwili ile mam?

Dwadzieścia pięć w Ekstraklasie.

O, to trochę mało. Wiadomo, że dobrze jest wyjechać do zachodniego klubu, mając odpowiednie doświadczenie zdobyte w Polsce. Nie zakładam jednak w tej kwestii jakiejś konkretnej liczby występów. Jeśli pewnego dnia zgłosi się zagraniczny klub chcący mnie sprowadzić, a ja i Lech uznamy to za dobry kierunek na kontynuowanie kariery, ewentualny transfer może dojść do skutku. W tej chwili nie planuję, kiedy to nastąpi.

W wywiadach wspominał pan, że rzadko ogląda mecze w telewizji i generalnie mało interesuje się piłką nożną. W takim razie jak spędza pan wolny czas?

Zazwyczaj wolne chwile spędzam w towarzystwie dziewczyny, często odwiedzamy kino albo chodzimy do restauracji. Lubię też seriale. Poza tym jestem miłośnikiem gier komputerowych, a jedna z moich ulubionych to "FIFA".

Czy remis z Wyspami Owczymi faktycznie był frajerstwem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×