Dariusz Tuzimek: Mam nadzieję, że to nie było jego tylko pięć minut (felieton)

2017 rok był na tyle beznadziejny w polskim futbolu, że gdyby wyjąć z niego naszą reprezentację, która awansowała do mistrzostw świata w Rosji, resztę trzeba by odbierać w kategorii porażek lub kompromitacji.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Tomasz Hajto Agencja Gazeta / Michał Łepecki / Na zdjęciu: Tomasz Hajto

Na porządne rózgi zasługują polskie kluby, które gremialnie dostały lanie w europejskich pucharach. Młodzieżówka okazała się nadmuchanym balonem propagandy sukcesu, który pękł z hukiem, wstydem i smrodem. Podobnym do tego, jaki rozniósł się po kontrowersyjnej nominacji na trenera młodzieżówki Czesława "711 połączeń z Fryzjerem" Michniewicza. Ale kompromitowali się nie tylko działacze PZPN. Także ci klubowi. Szaleństwo zwalniania trenerów wystawia jak najgorsze świadectwo nie szkoleniowcom, ale właśnie prezesom i właścicielom klubów. Ogólnie - gdyby nie Lewandowski i spółka, mielibyśmy 2017 rok mało udany.

Ale że o Robercie w podsumowaniu roku nie ma co pisać, bo jego można przecież chwalić pod koniec każdego grudnia, to zwrócę uwagę na jednego, może nie oczywistego, wygranego. Tomasza Hajtę.

Że jest wygranym mogę obiektywnie i spokojnie napisać, bo ani to mi brat, ani swat, ani jakiś szczególnie bliski kolega. Nie łączą nas też żadne biznesy, jakie dziś zapętlają różnych menedżerów piłkarskich z niektórymi dziennikarzami. Hajto jest niepowtarzalny, niepodrabialny, oryginalny. Po prostu telewizyjny fenomen. W dzisiejszych mediach, w których przecież wszystko już było, znalazł się ktoś, kto komentuje mecze inaczej niż wszyscy. Można by powiedzieć, że jest prekursorem nowego stylu, ale to nie byłaby prawda. Bo jego sposób opowiadania o meczu jest tak charakterystyczny i osobisty, że ktoś, kto chciałby Hajtę skopiować, tylko by się ośmieszył. Ten styl jest zarezerwowany wyłącznie dla niego. Potrafi zaskoczyć, zdenerwować, rozśmieszyć. Na przykład w meczu z Kazachstanem dopisał nowe zakończenie polskiego przysłowia. W pewnym momencie Mateusz Borek zaczął: "Im dalej w las...", a Hajto wypalił: "Tym większe drzewa!". Od razu powstało mnóstwo memów, a kibice opowiadają sobie nie to, co powiedział Nawałka albo Lewandowski, ale że Hajto przeszedł samego siebie.

Zazwyczaj błędy i wpadki językowe stają się podstawą do krytyki i powszechnego hejtu. Ale w nie przypadku Hajty. Tym razem zyskały mu sympatię widzów.

Lapsus językowy "truskawka na torcie" stał się nie tylko znakiem rozpoznawczym oryginalnego komentatora, ale zakorzenił się na tyle, że czasem potrzebuję chwili, żeby zastanowić się, który owoc w tym powiedzeniu jest prawidłowy: truskawka czy wisienka. 


ZOBACZ WIDEO Kownacki idealnie obsłużył kolegę - skrót meczu Sampdoria Genua - SPAL [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 2]

Miarą skali popularności powiedzonek Hajty jest fakt, że jakiś cwaniak zaczął robić koszulki z tymi lapsusami. Szkoda, że bez wiedzy i zgody samego komentatora. Zresztą Hajto też dostał propozycje reklamowe.

- Masz swoje pięć minut - podsumował całe to "zamieszanie" w "Cafe Futbol" w Polsacie Mateusz Borek. 
- To moje pięć minut trwa już 25 lat! - odpowiedział ze śmiechem Hajto. Dla jednych bufon, dla innych oryginał. Ale znają go wszyscy, stał się marką. Chyba bardziej medialną i już nawet celebrytą, niż - póki co - menedżerską. Ale agentem piłkarskim jest przecież od niedawna. Natomiast wygląda na to, że jego kariera trenerska - krótka przecież - to już zamknięty rozdział. Sam opowiadał, jak się zraził do pracy szkoleniowca w klubach. 
- Zwolnienia trenerów to raz, ale i mentalność polskich piłkarzy pozostawia wiele do życzenia. Jak ściągam do klubu zawodnika, żeby był konkurentem dla piłkarza, którego mam w zespole, to on - zamiast myśleć jak się podciągnąć, jak stawać się lepszym zawodnikiem - odbiera to jako zamach trenera na jego osobę. Zaczyna myśleć: dlaczego trener mi to robi - opowiadała swoje doświadczenia Hajto. A gdy w studio "Cafe Futbol" satyryk Marcin Daniec zaczął go "wklejać" do sztabu kadry Adama Nawałki, komentator zaprotestował. Oczywiście w charakterystyczny dla niego, nieco bufoniarski sposób: - Zaraz, zaraz. Dlaczego ja miałbym być czyimś asystentem… Ja nie jestem na poziomie asystentów Adama… Raczej nie czułbym się dobrze w tej roli - rozstrzygnął Hajto.

Dziś ma komfort pracy, a przecież nie było to takie oczywiste. Bo gdy się ekspertowi takiemu jak Hajto kończy robota w Eurosporcie, bo stacja traci prawa do Bundesligi, a w Polsacie kończą się prawa na reprezentację, Hajto mógł stać się klasycznym Janem bez ziemi. A jednak wykorzystał szansę do maksimum. Nie było oczywiste, czy dostanie nową szansę w telewizji, bo nie podążył do nowej stacji za prawami do pokazywania Bundesligi, choć był taki temat i nawet pokłóciło się o niego wówczas dwóch dziennikarskich bufonów.

Miał Hajto lepsze i gorsze momenty zarówno w karierze, jak i w życiu. W programie u Kuby Wojewódzkiego twierdził, że przepuścił 20 milionów złotych, co było oczywistym blefem, ale widzowie to kupili. Co też pokazuje, że Hajto wie, jak funkcjonują media.
Już dziś wielu twierdzi, że po tym, jak reprezentację przejęła TVP, szybko zatęsknimy za "truskawką na torcie" i duetem Borek-Hajto. Ale na rynku medialnym żywe są też teorie, że obu komentatorów znów usłyszymy przy meczach kadry i to szybciej niż się wszystkim wydaje.

Ale to już opowiadanie na przyszły, 2018 rok. W 2017 wygranym był dla mnie Hajto. 
Wszystkiego dobrego!

Dariusz Tuzimek,
Futbolfejs.pl

Tomasz Hajto zasłużył na miano wygranego roku 2017?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×