Spór o to, czy Jakub Świerczok dobrze robi, idąc do bułgarskiego Ludogorca Razgrad, to tylko kolejna informacja dla nas, ludzi futbolu, kibiców, działaczy, dziennikarzy - tak bardzo zapatrzyliśmy się w siebie, że kompletnie straciliśmy kontakt z rzeczywistością.
Żeby było jasne - sam ruch Świerczoka oceniam pozytywnie. To mądra decyzja. Raz się odbił od Zachodu, wtedy tej mądrości zabrakło, zwyciężyła młodzieńcza fantazja i chyba buta. Teraz ma swoje doświadczenia, idzie do klubu ułożonego, grającego w pucharach, rywalizującego z najlepszymi. Jest to awans sportowy. Nie ryzykowny skok młodego piłkarza, ale właśnie rozsądny krok człowieka, który swoje przeszedł. Transfer z takiego klubu do solidnej europejskiej ligi powinien być łatwiejszy. A Świerczok skończył dopiero 25 lat, więc ma jeszcze sporą szansę na grę na wysokim poziomie. Pewnie, że zawsze jest jakieś ryzyko, ale też bez przesady.
A więc o co chodzi? Wciąż jakoś trudno mi pogodzić się z tym, że właśnie transfer polskiego piłkarza do Bułgarii to dla niego wielka szansa i sportowy awans. Dlaczego żadnego polskiego topowego klubu nie stać na to, by zatrudnić ligowej gwiazdy? Gdzie jesteśmy?
Jeszcze 15 lat temu, gdy polskie drużyny jeździły grać w pucharach do byłych republik Związku Radzieckiego, przypisywaliśmy im z automatu awans, będąc przekonanymi, że Azerbejdżan czy Kazachstan to jakiś trzeci świat. Z czasem powoli zaczęliśmy się przyzwyczajać, że łatwo nie będzie. Polska powoli zaczęła się wtapiać w tłum maruderów.
W ciągu ostatnich 15 lat polskie drużyny mierzyły się w Lidze Mistrzów i Lidze Europy z zespołami szeroko rozumianego wschodu (postradzieckiego) 70 razy. Bilans (wliczając dwumecze z faz grupowych) nie jest zły: 45 do 25. W lidze z krajami z byłego Związku Radzieckiego (nie licząc Rosji i Ukrainy, której topowe kluby są poza naszym zasięgiem), jesteśmy w czubie. Czasem wygrywamy z zespołami z Azerbejdżanu, czasem przegrywamy. Jesteśmy dużo lepsi od krajów bałtyckich czy tych z małych krajów powstałych po rozpadzie Jugosławii. Czy o to nam chodziło? Czy chcieliśmy być liderem trzeciej Europy? Czy gonimy Europę czy może po prostu wtapiamy się powoli w tłum maruderów? Czy właśnie o taki stan rzeczy chodzi kibicom w 40-milionowym kraju z tradycjami piłkarskimi?
Porównajmy się z innymi w miarę podobnymi krajami z byłego bloku wschodniego w krótszym okresie, na przestrzeni ostatnich 5 lat.
Polska - 1 raz w Lidze Mistrzów/4 razy w Lidze Europy/1 raz w fazie play-off lLgi Europy.
Bułgaria - 2/2/2
Rumunia - 1/5/2
Czechy - 1/10/4
Wygląda to tak sobie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że są to kraje o znacznie mniejszym potencjale. Transfer Świerczoka to nie jest jakiś przełom, ale kolejny znak, który utwierdza mnie w przekonaniu, że nie potrafimy spojrzeć na świat futbolu z pewnej odległości, ocenić realnie naszej wartości. Piękne stadiony, ładnie opakowana liga, zażarte dyskusje na Twitterze, związek, który przekonuje, że jest coraz lepiej, wyniki reprezentacji. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest dobrze jak nigdy.
Tymczasem jeden z najlepszych piłkarzy polskiej ekstraklasy idzie do topowego klubu... Bułgarii i w kraju nad Wisłą zaczyna się kolejna dyskusja o tym, że ta Bułgaria to wcale taka zła nie jest, że to awans sportowy. Dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze?
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #9. Czy trenerzy i piłkarze wiedzą jak działa system VAR?
Jeszcze trzy lata temu właściciel Ludogorca deklarował w jednym z wywiadów, że budżet klubu to 6 milionów euro. 1,5 roku temu, a więc już po dwukrotnym awansie do Ligi Mistrzów, było to według francuskiej prasy 10 milionów.
Nie chodzi tu więc o to, by śmiać się z Bułgarów, deprecjonować ich osiągnięcia. W końcu oni zagrają wiosną w Lidze Europy z Milanem, a żaden z naszych klubów nawet nie wszedł do fazy grupowej. Chodzi tylko o to, by w końcu dojrzeć do tego, by zdjąć różowe okulary i zastosować się do pierwszej rady kultowego trenera futbolu amerykańskiego, Vince'a Lombardiego: "Zadawaj sobie trudne pytania".
to "porno dla ubogich" i podniecać się nią mogą tylko idioci