Bartek Przyborek walczy o powrót na boisko. Rak nie wyrok

Bartosz Przyborek był okazem zdrowia. Nic nie dolegało. Teraz też wygląda na zdrowego. Kiedy spojrzy się na 19-letniego studenta AWF i piłkarza warszawskiego Drukarza, trudno uwierzyć, że 2 miesiące temu stanął do walki z nowotworem trzustki.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Bartosz Przyborek Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Bartosz Przyborek

Rafał Kobylarczyk

- Bartek to walczak. Jego charakter pokazuje na przykład trening biegowy. Nigdy nie lubi biec w końcówce grupy, stara się być pierwszy, bez względu na warunki. A zimą naprawdę nie są łatwe. Trenujemy na dworze, jest po minus 15 stopni - opowiada o zawodniku Łukasz Staszczak, trener Drukarza Warszawa. Idolem młodego piłkarza nie bez powodu jest Carles Puyol. Podobnie jak kiedyś Hiszpan, tak i on jest nieustępliwy - w jednym z meczów na drugą połowę chciał wyjść ze złamaną kością śródręcza.

Cisza

Zaangażowanie w futbol kazało mu kiedyś wybrać sparing kosztem badania. Młody piłkarz balansował na granicy pierwszego i drugiego składu - chciał powalczyć o pozycję w drużynie. Wcześniej na badaniach przed pójściem na uczelnię powiedział lekarzowi pierwszego kontaktu, że ma bóle brzucha. Dostał skierowanie na prześwietlenie, ale nie spieszył się, bo nie sądził, że to coś poważnego. Przypilnowali go jednak rodzice. On przyznaje, że boi się lekarzy.

- Nigdy nic mi nie dolegało, rzadko chorowałem. Zdarzały się złamania, ale nie miałem problemów mięśniowych, ale jak już poszedłem na badanie, coś przeważnie wykryto. Idąc do lekarza, zawsze bałem się złej diagnozy - wyjaśnia Przyborek.

Jesienią poprzedniego roku lęk był uzasadniony. Po badaniach okazało się, że cierpi na nowotwór neuroendokrynny głowy trzustki. Sam długo nie chciał uwierzyć w to, co usłyszał od lekarzy. Bóle brzucha wiązał raczej ze stresem w czasie egzaminu dojrzałości. Przez pierwsze dni po diagnozie nie chciał rozmawiać o nowotworze. Jakakolwiek próba podjęcia tematu w domu kończyła się krzykiem lub płaczem. Poza rodziną nikt nie wiedział o diagnozie.

- Na początku nie mówiłem o chorobie nikomu ze znajomych czy kolegom z drużyny. Nie chciałem litości, żeby patrzono na mnie przez pryzmat choroby, żeby trener się nią kierował przy podejmowaniu decyzji. Chciałem, żeby traktowali mnie tak samo - opowiada.

Dokładna diagnoza stanu Przyborka pozwoliła zaproponować lekarzom leczenie chirurgiczne, z możliwością późniejszej farmakologicznej kontynuacji. Konieczne okazały się jednak pieniądze - NFZ nie refunduje zabiegu metodą NanoKnife, opartego na technologii tak zwanej nieodwracalnej elektroporacji metodą IRE. Szybko zapadła decyzja o organizacji zbiórki. Piłkarz Drukarza musiał powiedzieć o chorobie kolegom z drużyny, nie chciał, by dowiedzieli się z internetu. Po wygranym meczu z Ożarowianką 4:1 (strzelił dwa gole) 19-latek poprosił o chwilę ciszy w szatni i poinformował o nowotworze. Nie przewidział tego, co stało się później. Potrzebne do leczenia 37 tysięcy udało się zebrać w dwa dni.

- Fala pomocy, która mnie zalała ze strony kolegów z drużyny, znajomych i innych osób, wlała we mnie dużo pozytywnej energii. Bardziej spodziewałem się słów wsparcia niż tak wielu czynów. Miałem poczucie, że muszę powalczyć, że mam dla kogo walczyć. Do tej pory wiele osób pyta, odzywa się do mnie. Może gdybym wiedział, że otrzymam tak duże wsparcie, łatwiej byłoby mi o wszystkim powiedzieć – dodaje.

W pomoc młodemu piłkarzowi zaangażowali się znajomi, klub i wiele innych osób ze środowiska piłkarskiego. Pieniądze, które udało się zebrać, są do dyspozycji Przyborka aż do pełnego wyleczenia. Kiedy prywatnie zgłaszają się osoby, które chcą go wesprzeć, zachęca do wpłaty na konto fundacji Kawałek Nieba albo sam to później robi.

- Mam nadzieję, że z tej zebranej kwoty będę potrzebować jak najmniej, bo wtedy pieniądze zostaną też dla innych potrzebujących. Są przecież osoby starsze, których nie ma w mediach społecznościowych, nie mają takiego wsparcia jak ja, którym trudno zebrać pieniądze. One też czekają na pomoc - mówi 19-latek.

Na mecz w Mławie

Dzięki zebranym środkom młody piłkarz szybko poddał się zabiegowi. Trzy dni po udanej operacji stanął na własne nogi, a po kolejnych pięciu wyszedł ze szpitala. Chociaż początkowo musiał przyjmować zastrzyki podskórne - wykonywała je mama  - i brać dużo leków, nie narzeka. Wie, że gdyby musiał zdecydować się na chemioterapię, byłby w zdecydowanie gorszym stanie. Tymczasem po dwóch miesiącach od operacji, z zaleceń zostały tylko leki osłonowe.

Przyborek jest w stałym kontakcie z lekarzami. Po operacji poddał się USG, a później pojechał do endokrynologa na trzydniowe badania, po których konsultował kolejne kroki w leczeniu. Chociaż początkowo dostał od lekarzy wskazówki co do przestrzeganej diety, to już na święta mógł spróbować wszystkich dań na stole. Stara się jednak unikać potraw, które mogłyby podrażnić układ pokarmowy. Funkcjonuje już właściwie jak przed chorobą.

- Nic mnie nie boli, ale bardzo brakuje mi gry. Dostałem co prawda pozwolenie na aktywność fizyczną, nie wiem jednak, na ile mogę sobie pozwolić. Wolę nie ryzykować, bo z reguły jak coś robię, to robię na maksa -  tłumaczy.

Jeżeli dwa najbliższe wyniki badań będą pozytywne, niedługo wróci do gry. Nie chce wyznaczać konkretnej daty, ale chciałby znaleźć się w co najmniej meczowej osiemnastce na mecz w Mławie. Nie będzie jednak zły, jeżeli szansę dostanie ktoś, kto przepracuje cały okres przygotowawczy. Bo sam wielokrotnie zyskał dzięki sumiennej pracy. Trener Staszczak wie, że na początku tempo pracy dla młodego piłkarza będą narzucać fizjoterapeuci, zwłaszcza że Bartek stracił na wadze.

Staszczak zachowuje jednak spokój. - Najważniejsze, żeby Bartek mógł trenować z pełnym obciążeniem - mówi. - Wtedy powrót na pewno będzie bardzo szybki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×