Rafał Kobylarczyk
Przygodę z futbolem zaczął w Harcie Tęgoborze, potem, do 15. roku życia, grał w Sandecji Nowy Sącz. Wtedy doznał kontuzji, która wykluczyła go z przygotowań do sezonu. Żeby pokazać trenerowi, że nie marnuje czasu, zaczął żonglować piłką. Zabawa go wciągnęła.
Zanim na YouTubie pojawił się Krzychu, kilka lat wcześniej niejaki Clyde, który zrezygnował z tradycyjnego futbolu, był jednym z najlepszych football freestylowców w Polsce. Ta młoda dyscyplina sportu, polegająca na podbijaniu piłki i robieniu różnych ewolucji, jest czymś zupełnie innym niż tradycyjny futbol. Szybkie postępy pozwoliły mu już w 2007 zająć trzecie miejsce (ex aequo z Tomaszem Lebiockim) na mistrzostwach Polski w Zawierciu. Rok później wystartował w inauguracyjnej edycji "Mam talent". Debiut trudno jednak było zaliczyć do udanych.
- Już po 30 sekundach jurorzy zakończyli mój występ. Gdy wróciłem po roku i powiedziałem sobie, że mam im coś do udowodnienia, nie chciałem epatować tym samym występem i ubiorem - opowiada. Na drugim castingu pokazał się jako maturzysta z poczuciem humoru, a jurorom udowodnił, że piłkę można podbijać w dżinsach. - Po wcześniejszej edycji nie wiedziałem, na jaką decyzję mogę liczyć - dodaje. Jego przygoda w telewizyjnym show była dużo dłuższa niż rok wcześniej. Odpadł dopiero w półfinałowej dogrywce.
W 2010 roku odniósł największy sukces w głównej kategorii freestylowych turniejów. W konkurencji battle (na scenie dwaj freestylowcy mają trzy wejścia po 30 sekund, oceniają ich sędziowie) został wicemistrzem Europy w turnieju rozgrywanym w Pradze. Zawody, dzięki którym tytułuje się mistrzem świata, odbyły się rok później. Zwyciężył wtedy w konkurencji routine, w której freestylowiec oceniany jest za pokaz przygotowany pod muzykę. Coraz więcej pokazów i uznanie dla jego profesjonalizmu zaowocowało możliwością występowania na stadionach w czasie Euro 2012. Był to szczytowy moment dla 22-letniego freestylowca.
Nauka
Tuż przed pierwszą tak dużą imprezą mistrzowską pokazów było bardzo dużo, piłka była obecna właściwie wszędzie. Kiedy skończyło się Euro, w czasie którego Polacy zagrali poniżej oczekiwań, popyt się skończył. Pasja przestała być zajęciem na pełen etat, Clyde późniejsze wyjazdy zawdzięczał tytułowi zdobytemu w 2011 roku. W kraju mógł liczyć głównie na występy u tych osób, które wcześniej widziały go w akcji i wiedziały, że biorą kogoś sprawdzonego.
W 2014 roku, kiedy Golonka był już na ostatnim roku elektroniki i telekomunikacji, musiał znaleźć sposób na siebie. Starał się ciąć koszty, między innymi przeprowadził się do akademika. To tam nagrywał pierwsze odcinki kanału znanego obecnie jako "Trenuj z Krzychem". Podobnie jak w przypadku jego występu w "Mam talent", nie od razu odnalazł się na YouTubie.
- W związek trzeba się zaangażować, ale nigdy się nie poświęcajcie. Spójrzcie na jajecznicę. Kura się zaangażowała, ale świnia poświęciła – mówił w "Patologii podrywu", filmiku, który opublikował jeszcze przed powstaniem "Trenuj z Krzychem". Z ulgą przyznaje, że filmiku nie można już znaleźć w internecie. Po nieudanym debiucie doszedł do wniosku, że jak już ma coś robić, będzie robić to, co lubi. 24 kwietnia internauci mieli okazję zobaczyć pierwszy filmik ze znanym dziś powitaniem: "No witam Cię, człowieku. Nazywam się Krzysztof Golonka i, w skrócie, podbijam świat z piłką nożną". Golonka wytłumaczył, jak zrobić rainbow flick, wykonany przez Roberta Lewandowskiego. Ale jak Clyde został Krzychem?
- Pomysł wynikał chyba z tego, że chciałem, żeby kanał był polski i bardzo łatwo dostępny. Pierwsza myśl, która się pojawiła i którą też znajomi podpowiadali mi jeszcze na studiach: stwórz kanał pod nazwą "Trenuj z Krzychem". Na początku oczywiście to była forma żartów, ale tak już zostało - wspomina z uśmiechem Golonka.
Pierwsze filmiki na kanale Krzycha to przede wszystkim poradniki kierowane do najmłodszych, którzy chcieli się dowiedzieć, jak zrobić trik Lewego, Ronaldinho lub też sztuczki z reklam Nike. To także dla tych widzów stworzył "Armię Krzycha". W tej serii publikuje filmiki z trikami, które dostaje od widzów. Dla młodych internautów to szansa na pochwalenie się umiejętnościami, a także dodatkowa motywacja do treningów. Oczywiście, generał Golonka wyposażył szeregowych "Armii" w odpowiednie umundurowanie - opaski, koszulki… Na kanale były gadżety, a do życia powołał sklep sportowy.
- Widownia oczekiwała ode mnie, żeby stworzyć koszulki, więc powstały takie ze standardowym nadrukiem. Razem z bratem, który jest wspólnikiem w firmie, założyliśmy, że będziemy wypuszczać tylko te produkty, których jesteśmy w 100 procentach pewni - opowiada Krzychu.
To, co można zauważyć w filmikach publikowanych przez Golonkę, to dowolność, jaką daje widzom. W jego poradnikach można się nauczyć zarówno triku, który przyda się na boisku, jak i tego typowo freestylowego. Chociaż nie bierze już udziału w turniejach, ma pośredni wpływ na to, kto na nie jeździ. Na zawodach można spotkać osoby, które miały za sobą epizod w "Armii Krzycha".
Po jakimś czasie żołnierze Golonki dostali kolejny bodziec do intensywniejszych treningów. Generał zdecydował, że niektórzy jego podopieczni zasługują na to, by raz na jakiś czas pograć z nim na jednym placu. "Trening z Widzem" to seria, w której Krzychu jedzie do wybranych widzów, żeby z nimi potrenować.
Zabawa
Nie samą nauką człowiek żyje. W serii "TurboKrzych" autor spotyka się z youtuberami i osobami z innych dziedzin życia, żeby sprawdzić ich techniczne możliwości z piłką. Byli wśród nich nie tylko youtuberzy: Izak, Ravgor (który także kiedyś był freestylowcem), ale też między innymi raper Quebonafide i oczywiście piłkarze.
Kiedyś zwrotem "Witam Cię, człowieku…" powitał widzów Golonki Lukas Podolski, a w "TurboKrzychu" pojawił się Grzegorz Krychowiak (odcinek można było oglądać na żywo). Wiele filmików było efektem współpracy z różnymi markami. Dzięki nim na kanale pojawiali się między innymi Robert Górski czy Mateusz Borek. Popularność Krzycha pozwoliła mu nagrać wiele reklam, a także poznać Roberta Lewandowskiego.
- Robert podczas ubiegłorocznego spotkania bardzo mnie zaskoczył. Osiem lat wcześniej występowałem na gali Piłkarskie Oscary, gdzie on był nominowanym, jeszcze jako obiecujący gracz Lecha Poznań. I właśnie po tych latach przyznał, że pamięta mój występ z tamtego wydarzenia! - opowiada Golonka i jednocześnie mówi o obawach. - Bałem się, że piłkarze potraktują moją działalność na YouTubie jako słabą dziennikarską robotę, że patrzą na mnie z góry. Okazało się, że możliwość spotkania z nimi na większym luzie, na zapleczu przed nagraniem zupełnie odmienia ich spojrzenie.
Sympatycznym człowiekiem okazał się także Artur Boruc. - W trakcie przerw w nagraniu cały czas próbował mi zabrać piłkę i robić jakieś triki lub założyć mi siateczkę - wspomina Golonka.
"Trenuj z Krzychem" to już nie tylko kanał na YouTubie, ale też marka. Obecnie Golonka pracuje nad nową serią "BallO". Zaczął od piłki o rozmiarze 4,5, która przeznaczona jest do nauki trików przez początkujących. Wprowadza na rynek także odzież, przystosowaną do osób mających włączony tryb piłki, czyli po prostu aktywnych fizyczne. A dodatkowo napisał książkę o tytule identycznym jak jego kanał. Tłumów - w zdecydowanej mierze bardzo młodych osób - które przyszły na spotkanie autorskie w warszawskiej Arkadii, mógłby mu pozazdrościć niejeden autor. Pewnym wyznacznikiem popularności, jaką się cieszy, jest fakt, że niedługo po wypuszczeniu książki na rynek wydawnictwo Znak musiało robić dodruk. A w planach na 2018 rok Golonka ma napisanie kolejnej książki.
Ma do siebie duży dystans, co budzi sympatię. Dodatkowo, początek jego działalności, 2014 rok, to ponowny wzrost zainteresowania piłką. Wpłynęło na to wiele czynników, w tym zwycięstwa kadry prowadzonej przez Adama Nawałkę i sukcesy Lewandowskiego. Krzychu, oprócz przemyślanego działania, ma także szczęście.
Kiedy w jego głowie pojawił się pomysł serii "Od Krzycha do Ronaldo", zgłosiła się do niego "Fabryka Siły" (portal poświęcony treningom), która pomaga mu w realizacji całego działania. Decydując się w tej serii na metamorfozę, dotarł do starszych widzów i przekonał ich, że oni także, przy między innymi jego pomocy, są w stanie się zmienić.
Jak sam mówi, nie wie, kiedy dokładnie z Clyde’a zamienił się w Krzycha. Niektórzy jednak, choćby jego przyjaciel i freestylowiec Paweł Kwit, wciąż mówią do niego freestylową ksywą. - Jesteśmy na co dzień w różnych miastach - opowiada Kwit. - Ale jak zjeżdżamy się przy okazji świąt lub innych, spotykamy się na tradycyjny trening. Sława nic go nie zmieniła.
ZOBACZ WIDEO Świetny występ Zielińskiego, Napoli rozbiło Lazio [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
W latach 80 tych ubiegłego stulecia mistrzem żonglerki był nie jaki CHOMONTEK !
Oto jego osiągnięcia :
W Księdze rekordów Guinnessa mW 1987 podbijając piłkę nożną, pokonał dystans 30 km na trasie z Ustki do Słupska, w czasie 8 godzin i 20 minut
Pokonał rekord Diego Maradony w żonglowaniu piłką – Maradona doszedł do 7 tysięcy, wynik Chomontka to 35 tysięcy
Pokonał dwukrotnie trasę maratonu warszawskiego o długości 42 km i 195 m, czas przejścia 8 godzin 30 minut (piłka podczas bicia rekordu, ani razu nie spadła na ziemię)
W Hiszpanii podczas wystawy Expo żonglował piłką w kwadracie 5 m x 5 m przez 16 godzin
Podczas meczu Polska - Anglia żonglował piłeczką do tenisa ziemnego 4 godzin 20 minut
W czasie trwania programu 5-10-15 podbił piłeczkę ping-pongową 12 tysięcy razy
Dla programu Macie co chcecie przeszedł plażą z Kołobrzegu do Gąsek 20 km ustanawiając kolejny rekord
Pokonał trasę maratonu berlińskiego żonglując – przeszedł 100 km, w czasie 18 godzin (piłka ani razu nie upadła na ziemię)
29 lipca 2007 r. w Łobzie[4] pobił rekord Guinnessa w podbijaniu piłki koszykowej z wynikiem 20432 podbicia w ciągu 2 godzin 11 minut i 3 sekund. Twoje osiągnięcia panie Golonka to nic w porównaniu z żonglerką pana Chomontka Nie warto o tym pisać. Czytaj całość