Mateusz Klich: W Utrechcie mnie chcieli

East News / PyeongChang  / Na zdjęciu: Mateusz Klich w barwach FC Utrecht
East News / PyeongChang / Na zdjęciu: Mateusz Klich w barwach FC Utrecht

- Wybrałem FC Utrecht, bo bardzo mnie tam chcieli - mówi Mateusz Klich. Po raz trzeci trafił do klubu z holenderskiej Eredivisie. Szuka formy, jaką prezentował kilka lat temu, gdy szanse gry w reprezentacji dawał mu Adam Nawałka.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Jerzy Chwałek, "Piłka Nożna": Z podboju angielskiej Chamionship na razie nic nie wyszło i znów szuka pan wyjścia na prostą w Holandii.
[/b]

Mateusz Klich: Poślizgnąłem się w kolejnej lidze, i to dosłownie, choć byłem optymistą po transferze do Leeds, które bardzo mnie chciało. Kiedy zacząłem już w miarę regularnie grać, zdarzył się niefortunny mecz przeciwko Cardiff. Źle dobrałem obuwie i podczas jednej z akcji poślizgnąłem się na murawie, straciłem piłkę, a rywale poszli z kontrą, która przyniosła im gola. Oficjalnie klubowy menedżer Thomas Christiansen nic mi nie powiedział, ale potem przestał praktycznie do mnie się odzywać i nie powoływał do kadry na kolejne mecze. Mogłem się domyślić, że chodziło o tę sytuację.

W holenderskiej Eredivisie rok temu radził pan sobie świetnie w barwach Twente Enschede, a szczebel niżej w Anglii było dużo gorzej. Czy w Championship jest wyższy poziom niż w holenderskiej ekstraklasie?

Angielska Championship jest inna. Porównywanie lig jest bardzo trudne. Pod względem czysto piłkarskiego poziomu Championship ustępuje Eredivisie, ale pod względem siły, przygotowania fizycznego jest dla piłkarza trudniejsza. Zresztą w 2. Bundeslidze było podobnie.

Dlaczego tak jest? 

Trenerzy w wymienionych drugich ligach zwracają uwagę na inne rzeczy. W zasadzie nie liczy się, jak grasz, bo ważny jest wyłącznie awans. Nikt nie chce długo grać na zapleczu, ale jak najszybciej być w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jako środkowy pomocnik odczuwałem to na boisku. Lubię rozgrywać piłkę, być przy niej, podać do kolegi po ziemi - a takich zagrań jest dużo mniej. Często pokazywałem się partnerom na boisku, a mimo to piłka latała gdzieś nad moją głową.

Pana szkoleniowiec z 1. FC Kaiserslautern Kosta Runjaić, obecnie prowadzący Pogoń, w wywiadzie dla "PN" chwalił pana umiejętności: wyszkolenie techniczne, umiejętność wykonywania podań i rzutów wolnych. Zwrócił jednak także uwagę, że nie potrafi pan przenieść tego wszystkiego z treningów na mecze. Zgadza się pan z tym?

Zgodzę się, ale od razu dodam - gdybym dostał więcej szans od trenera Runjaicia, prawdopodobnie pokazałbym w trakcie meczów to co na treningu. Za jego kadencji zagrałem w pięciu albo sześciu meczach i trudno było mi zademonstrować wszystkie swoje umiejętności. Jeśli piłkarz dostanie więcej zaufania od trenera, jeśli wie, że może sobie pozwolić na więcej ryzyka i na grę, jaką lubi, to będzie się spisywał lepiej. U mnie na pewno ma to znaczenie. W Kaiserslautern wiedziałem, że muszę być najlepszy na boisku, strzelić gola albo przynajmniej mieć asystę, żeby mieć pewność, że w następnym meczu też wyjdę od pierwszej minuty.

Czy Pogoń zrobiła dobrze, zatrudniając Runjaicia?

Pokaże to najbliższa przyszłość. Mogę zdradzić, że szefowie Pogoni pytali mnie o zdanie na temat trenera Runjaicia, zanim go zatrudnili. Mimo że nie grałem dużo u niego w Kaiserslautern, wyraziłem pozytywną opinię o nim. Ten szkoleniowiec zawsze chce, żeby jego drużyna prowadziła grę. Treningi są ciekawe, a że nie wyszło komuś w jednym klubie, nie oznacza, że nie odniesie sukcesu w drugim.

Czy jest prawdą, że zanim dostał pan propozycję z Utrechtu, czołowe polskie kluby, Legia Warszawa i Lech Poznań, były zainteresowane pana wypożyczeniem?

O Legii nie wiem nic. Natomiast Lech był zainteresowany, ale nie było konkretów, a ja nie chciałem czekać zbyt długo. Do żadnych rozmów nie doszło. Temat był otwarty i nie wykluczam, że zdecydowałbym się na powrót do kraju. Zależało mi jednak, żeby znaleźć klub szybko, i cieszę się, że tak się stało.

Również po to, żeby przypomnieć się trenerowi Adamowi Nawałce?

Czekałem na to pytanie. Nie był to jednak główny powód mojego powrotu do Holandii. Przecież w ubiegłym sezonie w barwach Twente też miałem dobry okres, a nie dostałem żadnego powołania na zgrupowanie reprezentacji Polski. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?

A telefony ze sztabu reprezentacji były? Wiadomo, że selekcjoner monitoruje grupę kilkudziesięciu piłkarzy pod kątem przydatności do reprezentacji.

Tak, telefonowano do mnie, ale wolałbym dostać powołanie i pojechać na zgrupowanie kadry, niż porozmawiać telefonicznie. Nie powiem nic odkrywczego, że chciałbym być i grać w reprezentacji, ale jestem realistą. Przyjechałem do Holandii w pierwszej kolejności po to, żeby odzyskać formę i grać tak jak w najlepszym okresie, gdy tutaj byłem. Wiem, że stać mnie na to.

Znajomość Eredivisie ma znaczenie?

Nie mówię, że w Leeds nie wywalczyłbym miejsca w składzie, ale uważam, że w Holandii będzie mi łatwiej, znam ligę i całe jej otoczenie. Znam piłkarzy w Utrechcie, z którymi kiedyś grałem, choćby Niemca Lukasa Goertlera z Kaiserslautern czy holenderskiego bramkarza Nicka Marsmana z Twente.

Jakie są aspiracje Utrechtu? To lepszy zespół od Twente czy Zwolle, w których grał pan wcześniej?

W poprzednim sezonie Twente przegrało z Utrechtem i widziałem, że potencjał tego zespołu jest duży. Potwierdził to w Lidze Europy, gdzie wyeliminował Lecha, a w następnej rundzie odpadł z Zenitem Sankt Petersburg dopiero po dogrywce. Wprawdzie zespół opuścił po poprzednim sezonie najlepszy napastnik Sebastien Haller, który przeszedł do Eintrachtu Frankfurt, ale sądzę, że nasz potencjał nie jest mniejszy niż rok temu, gdy Utrecht zajął czwarte miejsce w lidze.

Na debiut w nowych barwach nie było trzeba długo czekać, już w trzecim spotkaniu przeciwko Excelsiorowi Rotterdam wyszedł pan w podstawowym składzie i zagrał przez 60 minut. Czyżby na więcej nie starczyło sił?

Sił starczyłoby na 90 minut, ale trener Jean-Paul de Jong chce mnie wprowadzać spokojnie do zespołu. Tym bardziej że taktyka polegająca na grze w ustawieniu diamentem w środku pola jest dla mnie czymś nowym. Gramy trzema środkowymi pomocnikami, przed którymi operuje klasyczna dziesiątka. Przeciwko Excelsiorowi właśnie ja odgrywałem tę rolę. Wydaje mi się jednak, że docelowo trener widzi mnie raczej jako jednego z trzech wspomnianych pomocników, operującego nieco z tyłu.

ZOBACZ WIDEO Szał radości w Rochdale. Remis Tottenhamu po dramatycznym meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 2]

Komentarze (0)