To już trzeci z rzędu mecz, kiedy Armando Sadiku nie pojawił się w kadrze meczowej Levante UD. Albańczyk po transferze z Legii Warszawa miał już szansę zagrać przeciwko Realowi Madryt, Valencii i Realowi Sociedad. Media nawet zapowiadały, że przeciwko tej ostatniej drużynie "może nadejść czas Sadiku". Tak się nie stało.
- Na pewno byłem rozczarowany, że nie dostałem więcej szans. Nie osiągnąłem założonego celu, co do liczby bramek, ale jak miałem to zrobić, gdy nie grałem? Nie mam jednak do siebie pretensji. Zrobiłem wszystko, co mogłem, dobrze pracowałem podczas treningów - mówił w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" po odejściu z Legii. - To, że nie grałem, to jakby mieć ferrari i trzymać je w garażu, zamiast nim jeździć - dodał.
To właśnie ta ostatnia wypowiedź sprawiła, że o Sadiku zrobiło się ponownie głośniej. W Legii zagrał 25 razy, strzelił tylko siedem goli. Wynik marny, jak na oczekiwania w Warszawie. Sadiku najczęściej rozczarowywał, a dużo lepiej prezentował się młody Jarosław Niezgoda.
Mimo to Legii udało się sprzedać Sadiku do Primera Division, ale tam 26-letni napastnik także nie gra. Levante po 24. kolejkach zajmuje 17. miejsce i ma dwa punkty przewagi nad strefą spadkową.
ZOBACZ WIDEO Kuriozalny "swojak", Inter Mediolan na łopatkach [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]