Sebastian Mila: Głowa nie służy do noszenia żelu

- Każdemu coś się wydaje, a ja w złudzeniach byłem mistrzem - mówi Michałowi Kołodziejczykowi były reprezentant Polski, 35-letni piłkarz Lechii Gdańsk.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Sebastian Mila PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Sebastian Mila

Michał Kołodziejczyk, WP SportoweFakty: Jan Tomaszewski od kilkudziesięciu lat tłumaczy, jak zatrzymuje się Anglię. Wyobraża pan sobie siebie za trzydzieści lat w studiu telewizyjnym przed ważnym meczem, kiedy opowiada o tym, jak strzelił gola Niemcom?

Sebastian Mila, piłkarz Lechii Gdańsk: Mam nadzieję, że tak będzie. Bardzo bym chciał. Za każdym razem założę na siebie najlepsze ciuchy, jakie będę miał w szafie, i popędzę do studia, żeby przeżyć to wszystko po raz setny i tysięczny. Jeśli mój gol strzelony Niemcom ciągle będzie kogoś interesował, to ja akurat mogę o nim opowiadać bez przerwy. Spełniłem swoje marzenie. Ale nie tylko jako piłkarza - także człowieka, dzieciaka, którego każdy z nas ma w sobie. Pamiętam, jak po tym golu dumni byli ze mnie rodzice, jakie szczęście dałem wszystkim dokoła. To była magia.

To prawda, że w czasie gry w ogóle nie dotarło do pana, że strzelił gola?

Nagle znalazłem się w doskonałej sytuacji. W odpowiednim miejscu i czasie. Zobaczyłem, że Robert Lewandowski wygrał walkę o piłkę, że utrzymał się na nogach i zrozumiałem, że będzie chciał mi podać. Bałem się trochę, ale plan był już tylko jeden. Wiedziałem, że nie mogę czekać i kombinować. Trzeba było lutować. Nie wiedziałem, czy mocno i na ślepo, czy delikatnie i dokładnie. Wiedziałem za to, że jest gol dopiero po reakcji kibiców - zobaczyłem, jak wszyscy wyskoczyli w górę i zrobiło się bardzo głośno. Sam rzeczywiście wcześniej tego nie zarejestrowałem. Teraz ludzie często opowiadają mi o tej bramce, o tym jak się wtedy cieszyli, jak padali w ramiona obcym osobom stojącym obok. Doszedłem do wniosku, że to nie jest gol tylko Sebastiana Mili, ale to nasza wspólna bramka. W meczu przeciwko aktualnym mistrzom świata nie zdobyłbym jej sam, więc teraz nie ma sensu zabierać jej tylko dla siebie. Strzeliłem ją razem z tymi ludźmi, którym gol dał tyle radości.

W którymś z wywiadów powiedział pan, że pana kariera była brutalna. A ja mam wrażenie, że pięknie się z panem obeszła i jeszcze na koniec nagrodziła.

Jak patrzę na wszystko po głębokim oddechu i z odpowiedniej perspektywy, to cieszę się, że tak się wszystko potoczyło. Oczywiście, w głowie siedzi taka myśl, że mogło być lepiej, ale trzeba doceniać i szanować to, co dostaje się od życia. Ja na przykład miałem szczęście do ludzi, którzy mi pomagali. Jestem przekonany, że nie doszedłbym do wielu rzeczy, gdybym w odpowiednim czasie nie słuchał mądrych słów życzliwych mi ludzi. Mobilizowali mnie, tłumaczyli, czasem uspokajali.

Moi rodzice mają swoje życie, spotykają się ze znajomymi, a ja jestem ich wizytówką. Za ten czas, który mi poświęcili, za wychowanie, mają prawo do jednego - żeby się za mnie nie wstydzić.


Kto to był?

Nie tylko rodzina. Koledzy z klubu, starsi piłkarze z reprezentacji, trenerzy. Wiedziałem, że nigdy nie potrafiłbym uprawiać sportu indywidualnego, byłem stworzony do życia w drużynie, do czerpania siły ze wspólnych umiejętności. Od każdego starałem się wziąć to, co najlepsze dla mnie i dzięki temu stawałem się lepszym sportowcem i człowiekiem.

Zawsze pan w siebie wierzył?

Fale pewności siebie przypływały i odpływały. Na kilka miesięcy przed tym golem z Niemcami zastanawiałem się, czy Adam Nawałka, który do mnie dzwonił, to rzeczywiście Adam Nawałka, czy raczej jeden z kolegów, który robił sobie żarty.

To znaczy?

Jakiś czas po przejęciu reprezentacji Nawałka zadzwonił do mnie i powiedział, że wszyscy mają szansę dostać powołanie. Obiecywał, że nie będzie patrzył na wiek, ale na formę, na przydatność do jego taktyki. Opowiedziałem to jednemu z kolegów, a on na mnie spojrzał, puknął się w głowę i głośno się śmiejąc stwierdził, że kompletnie zwariowałem. Sam zacząłem się zastanawiać, czy ten telefon nie był jakąś zabawą kogoś z szatni, bo wszystko brzmiało mało realnie. W końcu jednak trener Nawałka zadzwonił jeszcze raz, przed meczem z Gibraltarem, powiedział o kontuzji Michała Kucharczyka i o tym, że ma dla mnie miejsce. A później były Niemcy. Nawałka wysłał piłkarzy pierwszego składu na rozgrzewkę i w swoim zwyczaju zaczął rozmawiać z rezerwowymi. "Sebastian, wejdziesz w końcówce i będzie ci ciężko. Oni będą napierać, a ty będziesz musiał utrzymać piłkę, grać odpowiedzialnie, nie przejmować się tym, że będą atakować, bo jako mistrzowie świata będą mieli taki dominujący styl" - tłumaczył mi, a ja się zastanawiałem jak to jest, że facet w ogóle ma dla mnie czas. I że ja naprawdę mam wejść w meczu z Niemcami na boisko.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×