Zbigniew Przesmycki szef polskich sędziów, we wrześniu 2015 roku podjął decyzję o przelaniu na konto nowo powstałej fundacji ponad miliona złotych odłożonego przez polskich arbitrów piłkarskich w ramach Koleżeńskiego Funduszu Pośmiertnego. Fundacja powstała pod koniec 2014 roku. Przesmycki, Ryszard Dolata i Łukasz Mowlik (szef i wiceszef sędziów w Wielkopolsce) wnieśli wkład finansowy w wysokości 1500 zł. Zostali - według statutu - dożywotnimi fundatorami, którzy mają wpływ na wybór rady fundacji.
Prezes nowego podmiotu Łukasz Mowlik z sędziowskich składek przeznaczonych na wsparcie rodzin zmarłych arbitrów kupował telefony, inny sprzęt elektroniczny, sam także otrzymywał pensję. Został odwołany z funkcji, ale przez to, że nie chce teraz współpracować z nowymi władzami (nie przekazał potrzebnych dokumentów), na bankowym koncie zamrożone zostały setki tysięcy złotych. Ile dokładnie - nie wiadomo. Bank bez nowego wpisu do KRS (nie udało się tego zrobić przez ponad pół roku, w poniedziałek rano udało nam się dowiedzieć, że w końcu jest na to zielone światło) nie zezwala obecnym władzom fundacji na dostęp do tych pieniędzy. Na koncie powinno być około 800 tysięcy. Słowa klucze to "powinno" oraz "oby".
- Sędziowie pytają i nie dziwię się, że boją się o te pieniądze. Może się okazać, że na koncie nie zostało 800 tysięcy, a mniej. Nikt nie wie, jakich operacji dokonywał w ostatnich miesiącach urzędowania były prezes - mówi nam człowiek będący bardzo blisko sędziowskich władz. Koniecznie chce pozostać anonimowy (nazwisko do wiadomości redakcji). Aktualny prezes fundacji Andrzej Sękowski nie przebiera w słowach. Mówi o skandalu.
O co w ogóle chodzi?
Koleżeński Fundusz Pośmiertny powstał w latach 60. ubiegłego wieku. Przez dziesięciolecia cel jego istnienia pozostawał niezmienny: niesienie pomocy finansowej rodzinom zmarłych sędziów poprzez udzielanie jednorazowych zapomóg. Aktualnie to 8,5 tysiąca złotych. Każdy sędzia w Polsce - od ekstraklasy po Klasę B - zobowiązany jest płacić 52 zł rocznie (liczba sędziów w Polsce to około 9 tysięcy). W 2015 roku zadecydowano o likwidacji funduszu i przeniesieniu go do nowo założonej Fundacji Kolegium Sędziów Piłkarskich. Pomysłodawcy tłumaczyli zmiany względami podatkowymi i prawnymi, koniecznością dostosowania do współczesnych czasów. Ruch spotkał się wówczas z krytyką części środowiska.
- Przed przejściem na emeryturę byłem w PZPN oddelegowany do prowadzenia funduszu. Opiekowałem się i analizowałem przesyłane dokumenty, przygotowywałem wnioski do wypłaty zapomogi. Któregoś dnia mój przełożony Andrzej Zaręba powiadomił mnie o powstaniu fundacji. Wcześniej nic nie wiedziałem o tej inicjatywie. Wyraziłem swoje krytyczne stanowisko co do sposobu postępowania z długoletnią inicjatywą sędziów. Pomimo mojego stanowiska i faktu, że odmówiłem podpisania protokołu zdawczego, z mojego pokoju zabrano całą dokumentację. W międzyczasie usłyszałem, że przelano już pieniądze - wspomina Krzysztof Rola-Wawrzecki, w przeszłości między innymi kierownik reprezentacji Polski prowadzonej przez Pawła Janasa czy kadry olimpijskiej Janusza Wójcika. – W czasie pomiędzy pozyskaniem informacji o powstaniu fundacji i fizycznym przeniesieniem dokumentacji do Poznania, pytałem o podstawy prawne, w rozmowach z Zarębą i Przesmyckim zgłosiłem swoje wątpliwości, na koniec powiedziałem: to wasza decyzja, róbcie co chcecie. Upoważnienie do konta bankowego miał pan Przesmycki i pan Saks, ja takowych nie posiadałem - dodaje Rola-Wawrzecki.
Na czym polegały wątpliwości? - Sędziowie, starsi panowie, przez całe swoje życie sędziowskie składali pieniądze, powierzyli je PZPN. Wiadomo było, że jeśli coś się stanie, PZPN gwarantuje wypłaty. W momencie, gdy trzech panów - oczywiście związanych w jakimś zakresie ze związkiem, ale jednak osoby indywidualne - zawiązało prywatną inicjatywę, nie było wiadomo, czy sędziowie mieliby zaufanie do takiego tworu. Konto w PZPN przecież zamknięto, pieniądze przelano do fundacji. Druga sprawa, która mi się nie podobała: jeśli czyjeś pieniądze - a ja cały czas uważam, że to czyjeś pieniądze - ktoś chce przekazać innemu podmiotowi, to wypada się zapytać tego człowieka, czy zgadza się na ich przekazanie. A z tym było różnie. Jedni ponoć podpisywali deklaracje przystąpienia do fundacji, inni tego nie zrobili - tłumaczy Rola-Wawrzecki.
Dokumenty, do których dotarliśmy, mówią: fundusz zakończył działalność decyzją Kolegium Sędziów (dysponujemy pismem informującym o tym fakcie regionalne kolegia). W piśmie czytamy także: "Na podstawie decyzji z dnia 10 września 2015 roku, Przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN pana Zbigniewa Przesmyckiego, przelano w dniu 11.09.2015 r na konto Fundacji Kolegium Sędziów Piłkarskich w Poznaniu ul. Bułgarska 17 kwotę 1 034 833,94 zł".
Czy Borski ma uzasadnione pytania?
Sprawa zrobiła się głośna w momencie, gdy pytania drogą e-mailową do Zbigniewa Przesmyckiego skierował Marcin Borski, były sędzia międzynarodowy, a dziś szef KS na Mazowszu. Korespondencja trafiła do wszystkich sędziów szczebla centralnego oraz kierowników drużyn z Ekstraklasy.
- Zwróciłem się z dwoma pytaniami: po pierwsze czy interpretacje przepisów gry w piłkę nożną przesłane do regionalnych KS są interpretacjami jedynie przewodniczącego Przesmyckiego czy też prezentują stanowisko całego Kolegium Sędziów. Po drugie - spytałem o zamieszanie wokół KFP. Co do tej drugiej kwestii nie dostałem jednak jasnej odpowiedzi - mówi nam Borski, ale nie chce szerzej komentować sprawy.
Z Przesmyckim rozmawiamy dwukrotnie. Gdy pierwszy raz staramy się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat, przewodniczący Kolegium Sędziów wybucha, krzyczy do słuchawki, używa wulgaryzmów. Trudno jest dojść do głosu, przekrzykuje pytania.
- To skur***two. Jest paru takich podłych pieniaczy. Wrócił temat, który był już kiedyś wałkowany. Nie ma zamieszania, jest pewnie w głowach niektórych facetów, do których nie docierały żadne argumenty! Oni dostawali informacje, że KFP nie może funkcjonować pod taką postacią, że potrzeba zmian. Pod nazwą KFP nie mogliśmy wypłacać zapomogi, bo naruszalibyśmy prawo - mówi w emocjonalnym tonie Przesmycki. Na pytanie o zablokowane na koncie pieniądze odpowiada: - Jak ktoś ma złodziejski charakter, to się wszędzie wszystkiego doszukuje.
Inne zdanie na temat aktualnej sytuacji w fundacji ma jej obecny prezes, Andrzej Sękowski. - Prezesem fundacji KSP jestem od 1 lipca 2017 roku - mówi nam Sękowski, który został powołany przez radę po odwołaniu Łukasza Mowlika. - Mamy płynność finansową, założyliśmy nowe konto, mamy lokatę terminową, obecnie wypłacamy zapomogi na bieżąco i nie ma żadnego zagrożenia, aby płynność wypłat ustała. Zaległości wypłacane są od końca września 2017, a więc od chwili uruchomienia nowego konta. Poprzedni Prezes fundacji nie wypłacał zapomóg terminowo. Sytuacja nie jest jednak w pełni opanowana. Z dwóch powodów: nie mamy dostępu do konta bankowego fundacji. Pan Mowlik powinien przekazać nam do niego dostęp bez bólu, ale tak się nie stało (fundacja działa tylko dzięki założonemu w 2017 roku, drugiemu kontu - przyp.red.). Drugi powód: nie jesteśmy jeszcze jako nowe władze fundacji zarejestrowani w KRS. Starając się o to, wysłaliśmy wszelkie dane do sądu. Gdy wejdę na konto, będę wiedział, w którym momencie Mowlik przestał go używać. Mógł równie dobrze korzystać z niego w lipcu. Przecież bank nie wie, kiedy przestał być prezesem. Będąc w banku z panem Leszkiem Saksem zablokowaliśmy konto fundacji, ale czy ktoś z niego wcześniej nie korzystał - nie wiem - dodaje Sękowski (swoje wypowiedzi autoryzował nam w piątek). Dzisiejsze problemy mają wynikać z faktu, że Mowlik nie dostarczył nowym władzom wszystkich potrzebnych dokumentów.
Sękowski: - Do księgowości w 2017 roku Łukasz Mowlik dał jedynie wyciągi bankowe za styczeń, luty i marzec. Nie dał ani jednej faktury za 2017 rok, a przecież prezesem był do 30 czerwca. Nie oddał części sprzętu, telefonu komórkowego, iPhonów, iPadów i innych rzeczy. Pana Mowlika nie potrafię w ogóle rozgryźć. Zachowuje się jak dziecko, które schowało się pod łóżko i udaje, że go nie ma. Nie reaguje na moje wezwania. Może coś ukrywa?! To zaniechanie czegokolwiek. Sprawa według mnie powinna być oddana do organów ścigania.
Aktualny prezes ma podjąć w tej sprawie decyzję po zapoznaniu się z dokumentami i stanem konta.
ZOBACZ WIDEO "Swojak" uszczęśliwił Werder Brema. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Telewizor i telefony
Byłemu już prezesowi fundacji zapewniono pensję. To tym ciekawsze, gdy słyszy się od osób będących blisko tematu, że z pomysłem założenia fundacji przyszedł do Przesmyckiego właśnie Mowlik, wspierany przez znajomego prawnika.
- Mowlik dostawał wynagrodzenie w wysokości trochę więcej niż 1500 złotych miesięcznie. Za nic, bo wypłata zapomóg była jego jedynym zadaniem. A i tak były zaległości. W stosunku do kilkunastu osób były zaległości w wypłacie sięgające kilku, a nawet kilkunastu miesięcy. Skandal! - grzmi w rozmowie z nami Sękowski. Były już prezes dokonał także kilku zakupów, których jego następca nie umie logicznie wytłumaczyć.
- Według mnie wydawał zbyt wiele pieniędzy na różne, dziwne, niepotrzebne rzeczy. Potrafił kupić telefon komórkowy za około dwa tysiące złotych, to może rozumiem, ale kupował też iPady i iPhony, tego nie rozumiem. Za rachunki z T-Mobile płaciło się 200 zł miesięcznie. Mam od niego fakturę na około 1000 złotych za aparat fotograficzny. Płacił za "gotowość" mecenasa, gotowość informatyka z działu IT. Dwa laptopy, które kupił, już oddał, tak samo jak rzutnik i telewizor, który stoi teraz nieużywany w PZPN. Po co to fundacji? Nie jest prawdą, jak wieść gminna niesie, że kupił żaluzje. Jest faktura za trzy rolety na około 500 zł. Pytanie, czy to było potrzebne? Po co mu to wszystko było? Do wypłacania zapomóg? - mówi nam Sękowski i dodaje: - Po zmianie prezesa zaoszczędziliśmy średnio ponad 2500 zł miesięcznie: po rozwiązaniu paru umów, między innymi z mecenasem, informatykiem, nie płacimy za abonament telefonu komórkowego, nie kupujemy nowego sprzętu, ja i pan Leszek Saks korzystamy ze swoich telefonów.
Przypomnijmy, że mówimy o podmiocie, którego głównym i jedynym zadaniem było i wciąż powinno być wypłacanie zapomóg pogrążonym w żałobie rodzinom.
Co na to Mowlik?
Mowlik od Sękowskiego telefonów nie odbiera. Od nas odebrał i to trzykrotnie.
Pierwsza rozmowa: - Nie mam nic wspólnego z fundacją od czerwca. Zamrożone pieniądze? Pierwsze słyszę.
Druga rozmowa: - Nie wiem nawet, jaka kwota pieniędzy jest zamrożona i dlaczego. Dowiaduje się o tym od pana. Nie mam dostępu do konta. Przekazałem wszystkie dokumenty. Jeżeli ktoś nie daje sobie z czymś rady, to szuka kozła ofiarnego. Tak to mogę skomentować. Za mojej kadencji zapomogi były wypłacane.
Trzecia rozmowa, już po tym, jak o niezrozumiałych wydatkach powiedział nam Andrzej Sękowski:
- Naprawdę kupował pan takie rzeczy? iPhony? Aparaty?
- Co ja mogę powiedzieć? Zaskakuje mnie pan. Oddałem im co miałem, mam podpisany protokół odbiorczy. Jeżeli ktoś ma jakieś pytania, uwagi, to mogli się interesować tym wcześniej. A nie że po paru miesiącach coś nagle nie gra.
- Z jakich pieniędzy kupował pan te przedmioty?
- Z budżetu, który został zabezpieczony.
- Ale skąd ten budżet?
- Z kapitału, który został wcześniej wygenerowany.
- Chodzi o ten milion złotych z PZPN, na który przez lata zrzucają się sędziowie?
- Jeżeli chodzi o finanse, to nie chcę wchodzić w szczegóły.
O tym, jak wyglądało to w przeszłości, mówi nam Rola-Wawrzecki:- Pieniądze przeznaczane były tylko na pomoc rodzinom, nigdy nie były przeznaczone na cokolwiek innego. Osoby zajmujące się obsługą funduszu otrzymywały nieduże wynagrodzenie, ale nie z kasy funduszu, a z PZPN. W związku zacząłem pracować w 1979 roku. Odkąd pamiętam, robiono to społecznie, PZPN udostępniał lokal, jakieś maszyny do pisania, komputer.
"Dajcie mi spokój"
Podczas drugiej rozmowy telefonicznej ze Zbigniewem Przesmyckim – szefem polskich sędziów, który w 2015 roku przelał pieniądze do fundacji i wraz z Mowlikiem i Ryszardem Dolatą został dożywotnim fundatorem - próbujemy uzyskać komentarz do zablokowanego konta, do zakupów dokonywanych przez byłego już prezesa z pieniędzy fundacji oraz niektórych zapisów statutu.
- Proszę napisać: Przesmycki powiedział, żeby do niego nie dzwonić. Dajcie mi spokój! - powtarza co chwilę. - Jeśli okaże się, że pojawiły się jakieś nieprawidłowości, to na pewno są paragrafy, dzięki którym można będzie Mowlika pociągnąć do odpowiedzialności. Jak chce pan pisać, to niech pan pisze, pan myśli, że mnie przestraszy? To nie jest temat, tylko podłość ludzi, którzy nagle coś wyciągają - dodaje.
W takim razie jak Przesmycki tłumaczy odwołanie Mowlika z funkcji prezesa? - Wydawało mu się, że może robić to dodatkowo. Okazało się że nie, bo zaczął się robić bałagan. Wszyscy mówili też, że skoro fundacja jest ogólnopolska to siedziba powinna być w Warszawie. Zmieniliśmy siedzibę i zarząd. Pewnie się Mowlik trochę obraził, ale nie mógł już dalej pracować, bo czasowo nie dawał rady. Sękowski jest na emeryturze i będzie się zajmował tylko tym - uważa Przesmycki.
Przed wrześniem 2015 fundusz zajmował się tylko pomocą rodzinom po śmierci byłego sędziego. Gdy przegląda się teraz statut widać, że zostały dopisane inne cele i kody działalności gospodarczej, między innymi działalność sportowa i rekreacyjna, działalność wydawnicza, działalność związana z produkcją filmów, nagrań wideo czy nawet reklama, badanie rynku i opinii publicznej.
Kontrowersyjny jest również inny fragment statutu.
- Według statutu fundacji jest pan jej dożywotnim fundatorem - mówimy Przesmyckiemu.
- A jakie to ma w ogóle znaczenie? - bagatelizuje.
Ma. Statut fundacji zakłada, że fundatorzy - w tym przypadku panowie Mowlik, Dolata i Przesmycki - mają dożywotnio wpływ na skład Rady Fundacji, czyli organu kontroli i nadzoru. W jej skład wchodzić mają przewodniczący regionalnych Kolegiów Sędziowskich. Teoretycznie takim zapisem otwiera się furtka do nie wpuszczenia do rady fundacji przedstawicieli mających odrębne zdanie. Mówimy o sytuacji hipotetycznej, ale przez zapisy statutowe - jak najbardziej realnej. Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że taki statut skonstruował mecenas, który od początku współpracował z... Mowlikiem.