Przy temperaturze -9 stopni Celsjusza nikt w Poznaniu nie spodziewał się wielkiego widowiska i tak było przez zdecydowaną większość rywalizacji. Trybuny Inea Stadionu świeciły pustkami, a piłkarze na boisku w pełni dostosowali się do tej ponurej atmosfery.
Lech był pod ścianą. Po porażce w Kielcach (0:1) trener Nenad Bjelica zebrał ogrom krytyki, zaczęto nawet spekulować o jego dymisji. Chorwat zareagował istotną zmianą w składzie. Zdecydował się na ustawienie z dwoma napastnikami - Christianem Gytkjaerem oraz Elvirem Koljiciem. To powinien być impuls do ofensywy, jednak w pierwszej połowie Kolejorz atakował bardzo rzadko i stwarzał znikome zagrożenie pod bramką Jakuba Słowika. Koljić mógł dość szybko odpłacić trenerowi za zaufanie, ale choć świetnie odebrał piłkę Timowi Riederowi, to już wykończenie pozostawiało sporo do życzenia i uderzył w sam środek bramki. Na tym popisy Bośniaka się skończyły, bo niedługo później zszedł z boiska z powodu kontuzji. W dalszej części meczu Duńczykowi partnerował w napadzie Ołeksij Chobłenko.
Przed przerwą gra była dość wyrównana, a Śląsk mógł nawet narobić gospodarzom kłopotów. Niechciany przez Nenada Bjelicę Marcin Robak miał dwie kapitalne szanse, ale najpierw fatalnie skiksował, a później próbował lobować Jasmina Buricia strzałem z kilku metrów. Przy tak niewielkiej odległości szanse na powodzenie były znikome i piłka przeleciała nad poprzeczką.
O ile w pierwszej części wrocławianie bez trudu dotrzymywali kroku Lechowi, to po zmianie stron stracili kontrolę nad meczem i balansowali nad przepaścią. Już w 46. minucie fenomenalnej szansy nie wykorzystał Mihai Radut, którego uderzenie instynktownie obronił Słowik.
ZOBACZ WIDEO Walec SSC Napoli przejechał się po Cagliari Calcio. Zieliński dołożył cegiełkę [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Napór Kolejorza trwał i w 80. minucie zespół Nenada Bjelicy dopiął swego. To był bardzo dobrze rozegrany rzut wolny. Centrował niesamowicie krytykowany do tej pory Radut, a głową do siatki trafił Chobłenko. Ukrainiec ma więc premierowego gola w zespole ze stolicy Wielkopolski.
Wydawało się, że nic już nie uratuje Śląska, tymczasem wystarczyło jedno prostopadłe podanie Kamila Vacka, po którym Robak minął wychodzącego z bramki Jasmina Buricia i zdołał umieścić piłkę w siatce z bardzo ostrego kąta między nadbiegającymi obrońcami. Znakomite wykończenie, tyle że ta bramka nic wrocławianom ostatecznie nie dała! Końcówka należała do Kolejorza i to on miał ostatnie słowo. Perfekcyjnym zgraniem popisał się Nikola Vujadinović, a egzekucję wykonał Gytkjaer. Duńczyk nie cieszył się od razu, bo początkowo Bartosz Frankowski odgwizdał spalonego. Po wideoweryfikacji zmienił jednak decyzję i nieco ponad 4 tys. osób na trybunach mogło świętować arcyważne zwycięstwo Lecha. Poznaniacy wykorzystali wtorkowe potknięcie Legii Warszawa i zbliżyli się do niej na odległość dwóch punktów. Tymczasem już w niedzielę bezpośrednie starcie w stolicy!
Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2:1 (0:0)
1:0 - Ołeksij Chobłenko 80'
1:1 - Marcin Robak 82'
2:1 - Christian Gytkjaer 90'
Składy:
Lech Poznań: Jasmin Burić - Robert Gumny, Emir Dilaver, Nikola Vujadinović, Wołodymyr Kostewycz (86' Kamil Jóźwiak), Nicklas Barkroth (59' Mario Situm), Łukasz Trałka, Maciej Gajos, Mihai Radut, Christian Gytkjaer, Elvir Koljić (16' Ołeksij Chobłenko).
Śląsk Wrocław: Jakub Słowik - Mariusz Pawelec, Piotr Celeban, Igors Tarasovs, Augusto, Robert Pich (65' Michał Chrapek), Tim Rieder, Dragoljub Srnić, Arkadiusz Piech (90' Sebastian Bergier), Sito Riera (70' Kamil Vacek), Marcin Robak.
Żółte kartki: Wołodymyr Kostewycz, Mihai Radut, Maciej Gajos (Lech Poznań) oraz Kamil Vacek (Śląsk Wrocław).
Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń).
Widzów: 4376.
Oni to orły tez nie sa.
Hmm wiarygodne zrodlo.