"Moja mama wiecznie żyć nie będzie". Niepełnosprawny kibic walczy o samodzielność

Materiały prasowe / Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Artur Leszek podczas rehabilitacji
Materiały prasowe / Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Artur Leszek podczas rehabilitacji

- Czuję się jak piłkarz, który doznał kontuzji i z niej wychodzi - mówi Artur Leszek. 26-letni kibic ze Śląska większość życia spędził na wózku, ale ostatnio stawia już pierwsze kroki. By efekty się utrwaliły, musi przejść kosztowną rehabilitację.

Artur przyszedł na świat jako wcześniak. W siódmym miesiącu ciąży. Z jednym punktem w skali Apgar. - Z niedotlenieniem okołoporodowym. W inkubatorze dostał wylewu krwi do mózgu. Rokowania były takie, że będzie rośliną - mówi jego mama Jolanta Piotrowska.

Przy tak poważnym schorzeniu - mózgowe porażenie dziecięce - lekarze dawali mu niewielkie szanse na przeżycie. Diagnoza była błędna. Dziś Artur Leszek jest 26-letnim mężczyzną. Pełnym pozytywnej energii. Bardzo zmotywowanym. Facetem z pasją. I z jednym wielkim marzeniem. - Być samodzielnym - podkreśla w rozmowie z WP SportoweFakty.

Ból, wysiłek i 17 kg mniej

Tą pasją jest dla Artura piłka nożna. Mówi wprost, że to jego życie. Przepłakał wiele nocy, wiedząc, że nie będzie mógł w przyszłości zostać piłkarzem. Przez wiele lat poruszał się na wózku inwalidzkim. Ostatnio pojawiła się jednak szansa, by stanął na nogi. Artur jest już po pierwszym etapie specjalistycznej rehabilitacji z wykorzystaniem ReWalk - innowacyjnego sprzętu neurorehabilitacyjnego. Efekty przerosły najśmielsze oczekiwania.

- Czuję się jak piłkarz, który doznał kontuzji i powoli z niej wychodzi. Robię pierwsze kroki o kulach, jestem w stanie samodzielnie się poruszać. Kosztuje mnie to wiele wysiłku, ale daje mi ogromną radość i satysfakcję. Ćwiczę trzy razy w tygodniu: dwa razy po dwie godziny, raz trzy godziny. Schudłem 17 kilogramów. Jestem z siebie dumny, że osiągam takie efekty - mówi nam Artur.

Najważniejsza jest teraz kontynuacja specjalistycznego leczenia. Nawet tygodniowa przerwa w rehabilitacji oznacza problem. - Gdy byłem chory i przez tydzień nie chodziłem na zajęcia, to pojawiły się przykurcze - opowiada. - Potrzebuję co najmniej 1,5 roku, żeby efekty mojej pracy się utrwaliły. Już teraz poruszam się bez wózka, ale ten chód nie jest jeszcze taki, jaki być powinien. Za 1,5 roku będzie prawidłowy, jeśli uzbieram środki na rehabilitację - dodaje Artur Leszek.

"Jest moją dumą"

Specjalistyczna rehabilitacja neurologiczna jest bowiem bardzo kosztowna. Cena - w zależności od liczby i rodzaju zabiegów - waha się od 350 do 1000 zł. Za jeden dzień. Artur musi ćwiczyć pod okiem fachowców przynajmniej trzy razy w tygodniu. Na taki wydatek jego rodziny nie stać, dlatego prowadzona jest zbiórka środków na portalu siepomaga.pl (bezpośredni link TUTAJ).

Zbiórka potrwa do 20 marca. Do osiągnięcia celu brakuje ponad 50 tysięcy złotych.

- Dziękuję za każde wsparcie. Mam bardzo wielką nadzieję, że uda mi się stanąć na nogi. Dam z siebie wszystko. Nigdy tak nie wierzyłem w swoje możliwości jak teraz. Czuję się silniejszy i psychicznie, i fizycznie. Marzę o tym, by nie być uzależnionym od innych. Mam już swoje lata, a moja mama, która się mną opiekuje, nie będzie żyć wiecznie - podkreśla.

- Artur to jest moja duma - mówi mi ze wzruszeniem w głosie Jolanta Piotrowska.

Artura wspiera środowisko piłkarskie. Zawodnicy - m.in. Mariusz Stępiński czy Sebastian Mila - udostępniają w mediach społecznościowych informację o zbiórce. Do akcji włączają się także kibice. I to z różnych klubów, nie tylko fani Ruchu Chorzów, którego Artur jest zagorzałym sympatykiem. Wpłaty pochodzą również od kibiców Górnika Zabrze czy Widzewa Łódź. Zbiórki na rzecz Artura prowadzone były podczas meczów PGNiG Superligi Kobiet w piłce ręcznej (w Chorzowie i w Szczecinie). Legia Warszawa przekazała mu dwie koszulki na licytacje.

17 lutego Artur obchodził 26. urodziny. Piłkarze, trenerzy i komentatorzy telewizyjni sprawili mu niespodziankę, nagrywając taki oto film.

- Wzruszyłem się - zawiesza głos Artur. - Byłem w totalnym szoku. Nie spodziewałem się, że także zawodnicy, którzy grają poza granicami kraju - jak Mariusz Stępiński - podogrywają się do tego filmu. Pamiętają mnie i lubią. Tak jak ja ich wspierałem podczas meczów, tak teraz oni mnie wsparli - dodaje kibic z Siemianowic Śląskich.

Kibicuje Realowi, ceni Messiego

O Arturze Leszku być może słyszeliście już z innego powodu. Siemianowiczanin jest kolekcjonerem koszulek piłkarskich. Zbiera je od 2009 r.

Gdy poznałem Artura, przed prawie czterema laty, jego kolekcja liczyła 35 koszulek. Później szybko się powiększała. Doszło do tego, że trzeba było zrobić w jego pokoju mały remont. - Wzmocniłem karnisz. Musiałem powiększyć miejsce na koszulki. Teraz mam ich około 120 - mówi.

Fot. Archiwum Artura Leszka
Fot. Archiwum Artura Leszka

Pisze listy do klubów, pisze także bezpośrednio do piłkarzy za pośrednictwem mediów społecznościowych. Czasem pomoże… kobieta. Tak było w przypadku Artura Sobiecha. Siemianowiczanin zwrócił się do jego ówczesnej dziewczyny, a obecnie żony Bogny, która sama także uprawia sport (jest piłkarką ręczną, reprezentantką Polski). Wkrótce dostał przesyłkę z dedykacją. "Od Artura dla Artura" - podpisał koszulkę Hannover 96 Sobiech (który obecnie gra w SV Darmstadt 98).

Za najcenniejszą zagraniczną koszulkę Artur uważa tę z Katalonii. - Od Leo Messiego. Co prawda bez nazwiska, ale za to z autografem. Zwróciłem się z prośbą do Fundacji FC Barcelona. Przysłali mi jedną koszulkę na aukcję, a drugą do kolekcji - opowiada Artur, który z dwóch hiszpańskich potęg woli… tę drugą, z Madrytu. - Moim ulubionym zagranicznym klubem jest Real Madryt, staram się o koszulkę Cristiano Ronaldo. Ale Leo Messiego bardzo cenię - zaznacza.

Na Cichej jest praktycznie zawsze

Największy polski skarb w kolekcji kibica z Siemianowic ma wymiar historyczny. W 1989 r. Ruch Chorzów zdobywał czternaste mistrzostwo Polski (do tej pory ostatnie). Artura Leszka nie było jeszcze wówczas na świecie. Bramki "Niebieskich" strzegł Ryszard Kołodziejczyk. Po ostatnim meczu sezonu 1988/89 ("Niebiescy" wygrali z Górnikiem Wałbrzych 4:1, co dało im tytuł mistrzowski) jeden z fanów wręcz zerwał żółtą bluzę z bramkarza. Po latach uznał, że powinna ona trafić do Artura. Na koszulce Kołodziejczyka widnieją podpisy piłkarzy z mistrzowskiej drużyny oraz trenera Jerzego Wyrobka.

To właśnie koszulki z niebieską "eRką" - jak przystało na wiernego kibica Ruchu - przeważają w kolekcji Artura. Po raz pierwszy zobaczył na żywo mecz "Niebieskich" w 2007 r. - z Kmitą Zabierzów, w ówczesnej drugiej lidze. Teraz na Cichej spotkać go można praktycznie podczas każdego spotkania. Coraz częściej dopinguje drużynę na wyjazdach. W kibicowanie wciągnął siostrę, która mu towarzyszy. Artur jeździ również na spotkania reprezentacji Polski. - Bardzo cenię Łukasza Fabiańskiego. Jego koszulkę także mam w swojej kolekcji - kontynuuje.

Artur z koszulkami: Bartosza Kapustki i Łukasza Fabiańskiego (z kadry) oraz Mariusza Stępińskiego (z FC Nantes). Fot. Archiwum Artura Leszka
Artur z koszulkami: Bartosza Kapustki i Łukasza Fabiańskiego (z kadry) oraz Mariusza Stępińskiego (z FC Nantes). Fot. Archiwum Artura Leszka

Z niektórymi piłkarzami jest na stopie przyjacielskiej. Maciej Sadlok sprezentował mu kiedyś nie tylko dwie koszulki, ale także psa "Czikę". Z obecnej kadry Ruchu Artur zakumplował się z Chorwatem Vilimem Posinkoviciem. A na odwiedziny Krzysztofa Kamińskiego - byłego bramkarza Ruchu, który od kilku lat gra w japońskim Jubilo Iwata - może liczyć każdego roku, w okolicach świąt Bożego Narodzenia. "Kamyk" wpada do Artura na kawę i… na FIFĘ. Kto wygrywa? - Z Krzysiem mecze są zawsze "na styku", remisowe - uśmiecha się kibic ze Śląska.

Źródło artykułu: