Za kilka tygodni minie dokładnie rok od zamachu na autokar, który przewoził drużynę Borussii Dortmund. Zawodnicy jechali na mecz z AS Monaco w Lidze Mistrzów. Na trasie doszło do wybuchu. Na szczęście nieznacznie ucierpiał tylko Marc Bartra. Potem jednak okazało się, że niewiele brakowało, a doszłoby do jeszcze większej tragedii.
Niedługo później zatrzymano zamachowca. Siergiej W. przyznał się do winy i tłumaczył, że nie chciał nikogo skrzywdzić. Bomba miała doprowadzić do odpadnięcia BVB z europejskich pucharów. Teraz przesłuchiwani są świadkowie. Na sali sądowej pojawił się Thomas Tuchel, który wówczas był trenerem niemieckiego klubu.
Szkoleniowiec przyznał, że zamach miał wielki wpływ na jego przyszłość. Od tamtej chwili zepsuły się relacje między nim a prezesem Hansem-Joachimem Watzke. Tuchel nie chciał grać od razu z Monaco, a innego zdania był szef Borussii. 44-latek kilka miesięcy później został zwolniony.
- Założę się, że dalej pracowałbym w Borussii. Duże znaczenie miał fakt, że w autokarze siedziałem ja, a nie Watzke. To sprawiło, że mieliśmy zupełnie inny pogląd na tę sytuację. Jestem też absolutnie przekonany, że zamach miał wpływ na formę piłkarzy - zeznawał Tuchel.
W roli świadków byli także piłkarze. Marcel Schmelzer mówił o strachu w drużynie i o swoich problemach ze snem. Roman Weidenfeller z kolei dodał, że nadal nie wszyscy sobie poradzili z tamtymi wydarzeniami.
- To wciąż jest temat w drużynie. Wiem, że niektórzy gracze nadal cierpią z powodu ataku. To zmieniło także moje życie. Od tego zdarzenia korzystam z pomocy psychologicznej. Cały czas się boję - zeznał bramkarz.
Zeznania złożył także Sven Bender, który dziś jest graczem Bayeru Leverkusen i zdradził, że atak zamachowca skłonił go do zmiany klubu. On także przyznał, że do dzisiaj wracają do niego traumatyczne wspomnienia, a także poparł Tuchela, że po ataku jego drużyna nie powinna grać z Monaco.
ZOBACZ WIDEO RB Lipsk zakończył passę Bayernu. Wejście "Lewego" nie pomogło [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]