Dariusz Tuzimek: Zawsze nas stać na ułańską szarżę (felieton)

Co się stało, że w tak krótkim okresie - od grudniowego losowania mistrzostw świata do marcowych meczów towarzyskich reprezentacji Polski - tak bardzo spadł optymizm w narodzie? - pyta nasz felietonista.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Robert Lewandowski Reuters / Kacper Pempel / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Krzyczeliśmy, że jedziemy do Rosji po medal, dziś huraoptymizm spadł na pysk i kwili: "może choć z Japonią remis uda się wywalczyć?".

Mamy tę przypadłość jako Polacy, że jesteśmy bardzo emocjonalni. Ma to oczywiście swoje lepsze strony, ale i gorsze. Na przykład tę, że nie zachowujemy umiaru w ocenach ludzi i sytuacji. Najczęściej "jeździmy" od ściany do ściany. Albo jesteśmy w niebie, albo w piekle.

Teraz akurat nastroje zadołowały, bo rzeczywiście duża cześć piłkarzy reprezentacji albo się posypała, albo ich forma poszła drastycznie w dół. Na skrzydłach hula wiatr. Błaszczykowski i Makuszewski kontuzjowani. Grosicki pogubił się w klubie na tyle, że Nawałka wysyła mu do Anglii trenera od przygotowania fizycznego i… dietetyka. No to chyba dobrze nie jest, prawda? W środku pola nie lepiej. Krychowiak aktualnie ma kłopot nie tylko z podawaniem ręki trenerowi, ale także piłki partnerom. O formie Mączyńskiego - a i Pazdana z Jędrzejczykiem - dużo do powiedzenia mieliby kibice Legii. Ale czy to wszystko uprawnia nas do myślenia, że nawet nie wyjdziemy z grupy, a powalczyć uda się nam jedynie z Japonią? Bez przesady.

Naprawdę mamy świetne pokolenie piłkarzy. Najlepsze od lat, z zawodnikami z dobrych klubów europejskich (Bayern, Monaco, Juventus, Borussia, Napoli, Anderlecht). Dla większości z reprezentantów to jest topowy moment ich kariery. Są już dojrzali, mają doświadczenie z Euro, a przez ostatnie 3,5 roku nabrali pewności, że coś już w światowej piłce znaczą.

Do mundialu jeszcze trzy miesiące. Jest nadzieja, że wrócą do gry i Kuba, i Makuszewski. Że formę złapie Milik, że ustabilizuje ją Piotr Zieliński. Także legioniści mogą się jeszcze "odkręcić". Zresztą są tacy zawodnicy, którzy w reprezentacji funkcjonują o niebo lepiej niż w drużynie klubowej, jak choćby właśnie Krzysztof Mączyński czy Kamil Grosicki.

Gdyby szukać optymizmu, trzeba by wskazać apogeum możliwości tej reprezentacji. Żeby nie cofać się aż do meczów z Niemcami, z ostatnich eliminacji wskazałbym na spotkanie z Rumunią w Bukareszcie. To był dopiero początek tych eliminacji, nasi rywale byli wśród kandydatów do awansu. Grali u siebie. A jednak drużyna Nawałki pewnie walnęła ich 3:0, nie pozostawiając wątpliwości, że jest jedną z czołowych drużyn Europy. Warto przypomnieć, że to był pierwszy mecz naszej drużyny po wybuchu tzw. afery dywanowej, gdy kilku kadrowiczów mocno przesadziło z alkoholem w czasie zgrupowania. Reprezentanci byli "na musiku" - zdawali sobie sprawę, że jedynym sposobem na uciszenie afery jest wygrana z Rumunią. A że zwycięstwo było efektowne, afera szybko odeszła do historii. Tak jak występy Artura Boruca w reprezentacji.

W meczu z Rumunią dwa gole strzelił Robert Lewandowski, ale bohaterami spotkania byli też dwaj piłkarze, którzy dużo zawdzięczają cierpliwości i wstrzemięźliwości selekcjonera. Po fantastycznej akcji indywidualnej Kamil Grosicki strzelił gola i biegł przez pół boiska - odpychając gratulujących mu kolegów z drużyny - by paść w objęcia Adama Nawałki. Lepszego "przepraszam" i "dziękuję" nie mógł powiedzieć. Dwie asysty miał w tamtym meczu Łukasz Teodorczyk. Ten sam, o którym po aferze dywanowej krążyły legendy. Ten sam, który wieloma swoimi zachowaniami - także w klubie - dał powody do domysłów, że czasami miewa jakieś przerwy w dopływie tlenu do mózgu.

Po co to wszystko przypominam? Bo nasza reprezentacja ma ten charakterystyczny dla Polaków - znany z historii - ułański sznyt. Kiedy jest ciężko, gdy jesteśmy w kryzysie, gdy sprawy wyglądają źle i znikąd nadziei - nagle pojawia się supermobilizacja, jest szaleńczy zryw i zwycięska szarża. Jesteśmy w stanie przeprowadzić ją także na mundialu w Rosji. Szczególnie że mamy takiego "ułana" jak Lewandowski.

Można się martwić, że na dzisiaj nie mamy silnych skrzydłowych, że ponad pół drużyny rozmieniła się na drobne. Ale można też spoglądać w jasną stronę. Bramkarz - to pewne, niezależnie od tego czy Nawałka postawi na Fabiańskiego czy Szczęsnego - będzie naszym silnym punktem. Łukasz Piszczek to jest mentalnie mistrz świata.

Potrafi się zmobilizować i przygotować jak nikt inny w tej drużynie (no poza "Lewym" oczywiście). Kamil Glik poniżej pewnego poziomu nie schodzi, Maciej Rybus też daje radę. Z pomocnikami rzeczywiście na dzisiaj słabiej, ale przecież za 3 miesiące może być dużo lepiej.

Największe pokłady optymizmu płyną jednak z ataku. Na Euro 2016 nasza drużyna zrobiła furorę. Od medalu dzieliło nas jedynie trochę szczęścia w serii rzutów karnych z Portugalią. W tym turnieju Milik i Lewandowski strzelili zaledwie po jednej bramce! Napastnik Napoli fatalnie pudłował, a po "Lewym" było widać, że jest wykończony trudnym sezonem w klubie.

W tym sezonie nasz kapitan gra w Bayernie dużo mniej, sporo odpoczywa, dokupili mu zmiennika. Klub rozsądnie gospodaruje siłami Roberta, który na rosyjskiej mistrzostwa nie pojedzie tak "zajechany" jak na Euro 2016 we Francji.

Na tamtym turnieju reprezentacja Polski dotarła tak wysoko grając bez "Lewego" superstrzelca. Robert co prawda był na boisku w każdym meczu, ale jednocześnie jakby nie był sobą. W tym roku jest regularny do bólu, „ładuje” gola za golem. Wyciągnął wnioski z mistrzostw Europy, drugi tak słaby turniej (słaby jak na możliwości "Lewego") mu się nie przytrafi.

Głowy do góry!

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

Przeczytaj pozostałe teksty tego autora ->

ZOBACZ WIDEO Giovane Elber dla WP SportoweFakty: Musiałem mówić, że Bayern nie potrzebuje Lewandowskiego
Czy reprezentacja Polski odniesie sukces na mistrzostwach świata 2018?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×