Biało-Czerwoni trafili do bardzo egzotycznej grupy MŚ 2018. Każdy rywal z innej parafii. Nieobliczalni Japończycy, ruchliwi Kolumbijczycy, brawurowi Senegalczycy. PZPN zakontraktował takich sparingpartnerów, by zaznajomić się z obcymi stylami gry. Na początek lekcja afrykańskiej piłki.
- Rywal jest nieprzypadkowy. Był dobrany po to, żeby poznać styl tamtejszych reprezentacji - przyznaje obrońca kadry i Monaco, Kamil Glik.
Nigeryjczycy są najlepszym możliwym wyborem. Spośród pięciu afrykańskich finalistów MŚ, tylko Senegalczycy i Super Orły pochodzą z Afryki Zachodniej. Reszta (Maroko, Tunezja, Egipt) to przedstawiciele północy kontynentu, prezentujący odmienny system gry. Nie tak efektowny, w mniejszym stopniu oparty na indywidualnych popisach.
W latach 90. ten momentami szalony, spontaniczny futbol pokochał cały świat. Nigeryjczyków wskazywano jako pierwszy zespół z Afryki w półfinale MŚ. Super Orły porywały tłumy na turnieju w 1994 roku, spektakularna i kolorowa ekipa Jay Jaya Okochy czy Celestine Babayaro zdobyła złoto olimpijskie w Atlancie. W dorosłej piłce niczego wielkiego nie zwojowali. Reprezentacja wpadła w stagnację, targana wewnętrznymi konfliktami zawodziła na wielkich turniejach. Trener Gernot Rohr próbuje postawić kadrę na nogi, a było co sprzątać. Od 2010 roku dziewięć razy dochodziło do zmiany selekcjonera. Niektórzy, jak Paul Le Guen, uciekali jeszcze przed początkiem pracy.
ZOBACZ WIDEO Reprezentanci dostali pytanie o bojkot. Robert Lewandowski: polityka i sport to różne rzeczy
Teraz Nigeryjczycy do potęg nie należą, ale kilku z nich, m.in. Victor Moses z Chelsea i Kelechi Iheanacho oraz Ahmed Musa z Leicester co tydzień ścierają się z przeciwnikami z angielskiej Premier League. Z bliska obserwował ich Grzegorz Krychowiak, aktualnie na wypożyczeniu w West Bromwich Albion. - Są bardzo szybcy, atletyczni. Skupiamy się jednak na całej Nigerii, bo to bardzo wymagający zespół - podkreśla pomocnik Biało-Czerwonych.
Eliminacje przeszli jak burza. Przegrali tylko jedno spotkanie, wyłącznie z powodu walkowera za występ Shehu Abdullahiego, który miał pauzować po nadmiarze żółtych kartek. Za plecami Nigeryjczyków chociażby Kamerun, do niedawna potęga na Czarnym Lądzie. - Awansowali w wielkim stylu, stracili tylko trzy bramki. Mają wielu zawodników z mocnych klubów. To bardzo wartościowy test - uważa selekcjoner Adam Nawałka.
Sprawdzian byłby jeszcze bardziej miarodajny, gdyby do Wrocławia przyleciał John Obi Mikel. Były pomocnik Chelsea - mózg i kapitan kadry - musiał zostać w Chinach, by zająć się formalnościami związanymi z przedłużeniem pozwolenia na pracę. Bez niego Super Orły tracą dużo na wartości. - Gdy gramy z Johnem, rzadko przegrywamy - przypomina trener Rohr.
Dla wielu z piłkarzy Adama Nawałki będzie to pierwszy, tak intensywny kontakt z Afryką. Biało-Czerwoni ostatni raz potykali się z tamtejszymi drużynami w październiku 2012 roku. Do Warszawy przyjechało RPA i przegrało 0:1 po golu Marcina Komorowskiego.
Teraz istotny jest nie tyle wynik, co adaptacja do Senegalczyków, imitowanych w tym przypadku przez Super Orły. Piątkowy mecz we Wrocławiu to jedna z trzech lekcji do odrobienia przed wylotem do Rosji. Pozostałe w Chorzowie (27.03 z Koreą Południową) i Poznaniu (8.06 z Chile).