Lechia - Arka: gdańszczanie wznieśli się ponad marzenia. Demolka w I połowie derbów Trójmiasta

PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Flavio Paixao
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Flavio Paixao

W Trójmieście bez zmiany. Lechia Gdańsk, której w tym sezonie jak dotąd nie wychodziło prawie nic potwierdziła, że na lokalnym podwórku nie ma sobie równych. Do przerwy prowadziła już 4:0, by ostatecznie wygrać 4:2.

W ostatnim czasie piłkarze Arki zaczęli grać tak, jak ich kibice marzyli przez lata. Zdobyty Puchar Polski, Superpuchar Polski, ostatnie zwycięstwo z Legią Warszawa - to wszystko cele, które jeszcze niedawno nie były nawet w zasięgu marzeń kibiców z północnej części Trójmiasta.

Derby były jednak ostatnim bastionem Lechii Gdańsk. Lechii, która w tym sezonie zawodziła na całej linii. Lechii, wokół której atmosfera gęstniała z każdą kolejną porażką. Piłkarze z Gdańska potrafili się jednak zmobilizować i zrobili coś, o czym tym razem to fani Lechii nie mogli marzyć.

Od początku spotkania gdynianie grali inaczej niż w poprzednich meczach derbowych, z większym przeświadczeniem o swoich piłkarskich umiejętnościach. Okazało się, że był to ich gwóźdź do trumny. Lechia - pomimo miejsca w tabeli - nie zapomniała jak się gra w piłkę nożną.

Demolka rozpoczęła się już w 14. minucie, a Flavio Paixao zaczął udowadniać, że zawieszenie w prawach zawodnika jego brata nie wpłynęło negatywnie na formę drugiego z bliźniaków. W ciągu 25 minut, Paixao strzelił trzy gole dla Lechii! W międzyczasie jedną bramkę wsadził Sławomir Peszko i zapowiadało się najwyższe zwycięstwo Lechii w historii meczów derbowych.

Arka Gdynia grała mocno elektrycznie, a każde kolejne nieudane zagranie pogrążało zespół Leszka Ojrzyńskiego. Arkowcy tracili piłki na potęgę, a Lechiści nie znali słowa litość. Do przerwy gdańska drużyna prowadziła 4:0.

Tempo drugiej połowy było dużo niższe, wprost nie przystające do rangi spotkania derbowego. Swoje trzy grosze dołożyli tutaj kibice Lechii, którzy dwukrotnie odpalali pirotechnikę, przez co arbiter musiał przerwać mecz. W końcu Arka Gdynia strzeliła kontaktowego gola. Luka Zarandia oddał strzał rozpaczy z niezwykle ostrego kąta, a kompletnie zdezorientowany Dusan Kuciak musiał wyjmować piłkę z siatki. Wyszedł z tego cudownej urody gol.

Lechia prowadząc wysoko zaczęła grać na czas i kompletnie zeszło z niej powietrze. Arka Gdynia miała wiele okazji do strzelenia kolejnych goli, jednak to zdecydowanie nie był mecz gdynian. W samej końcówce na 4:2 strzelił jeszcze Enrique Esqueda. Niewiele to jednak zmieniło, Trójmiasto wciąż należy do Lechii!

Lechia Gdańsk - Arka Gdynia 4:2 (4:0)
1:0 - F.Paixao 14'
2:0 - Peszko 25'
3:0 - F.Paixao 28' (k.)
4:0 - F.Paixao 39'
4:1 - Zarandia 67'
4:2 - Esqueda 90+9'

Lechia Gdańsk: Dusan Kuciak - Paweł Stolarski, Steven Vitoria, Michał Nalepa, Jakub Wawrzyniak (63' Mato Milos) - Lukas Haraslin (78' Joao Nunes), Daniel Łukasik, Simeon Sławczew, Sławomir Peszko (67' Milos Krasić) - Patryk Lipski - Flavio Paixao

Arka Gdynia: Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Michał Marcjanik, Frederik Helstrup, Adam Marciniak - Luka Zarandia, Andrij Bohdanow (46' Enrique Esqueda), Michał Nalepa (84' Patryk Kun), Grzegorz Piesio (46' Marcus Vinicius da Silva), Mateusz Szwoch - Maciej Jankowski.

Żółte kartki: Peszko, Łukasik (Lechia).

Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).

Widzów: 22 871.

ZOBACZ WIDEO Paris Saint Germain szczęśliwie uniknęło porażki, pudło sezonu Edinsona Cavaniego [ZDJĘCIA ELEVENS SPORTS 2]

Źródło artykułu: