Czytaj w "PN". Witajcie w Ibralandzie!

WP SportoweFakty / PAUL BUCK / Na zdjęciu: Zlatan Ibrahimović
WP SportoweFakty / PAUL BUCK / Na zdjęciu: Zlatan Ibrahimović

Zlatan Ibrahimović w stolicy show-biznesu, czyli Los Angeles atakuje nie tylko piłkarskie szczyty. Dlatego utraty pozycji na świeczniku i czerwonym dywanie w Stanach Zjednoczonych powinni się obawiać i David Villa, i Leonardo Di Caprio.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Czechowicz

W przypadku Ibrahimovicia i Los Angeles Galaxy pytanie nie brzmiało czy, tylko kiedy. Szwed był łączony z klubem z Kalifornii od sześciu lat, od momentu dania twarzy projektowi szejków z Kataru w Paris Saint-Germain. Znowu wzniósł się na szczyt, znowu mógł marzyć o brakującym do kolekcji trofeum za wygranie Champions League, i tak naprawdę Miasto Aniołów nie miało do zaproponowania Ibrze nic, a on bardzo dużo. W 2018 roku ten związek przypomina już małżeństwo z rozsądku, w którym obie strony wcześniej rozpisały punkt po punkcie swoje prawa oraz obowiązki.

LA Galaxy to marka globalna. Kapitałem rozpoznawalności nie jest pięć rekordowych w historii MLS tytułów mistrzowskich, ale namówienie na porzucenie sportowych ambicji i zajęcie się karierą celebryty przez Davida Beckhama. O tym, że się opłacało, świadczyły rankingi najlepiej zarabiających sportowców. Anglik jeszcze przez lata, już czując na plecach konkurencję rodzących się piłkarsko-marketingowych konsorcjów Cristiano Ronaldo i Leo Messiego, utrzymywał się w topie 3 zawodników z najwyższymi dochodami. Dodatkowo znakomicie czuł się, korzystając z całej otoczki czerwonych dywanów, po których najczęściej spacerował w towarzystwie filmowych gwiazd z Holly-wood – Willa Smitha i Toma Cruise’a.

Układ był prosty. Kompletnie niezrozumiały dla kibiców z Europy, dla których Becks do końca sprzedał się dolarom, w stu procentach transparentny dla Amerykanów mogących wreszcie skumać, o co chodzi w tym futbolu z drugiej strony oceanu. Pomysł wpisywał się też w nastawioną na show działalność Galaxy. Klub do dziś pozostaje w rękach prezesa AEG Entertainment Group Philipa Anschutza, który w szczytowym momencie swojej aktywności w MLS był właścicielem połowy zespołów.

Po ograniczeniach nałożonych na właścicieli utrzymał właśnie drużynę z Los Angeles – na pierwszy rzut oka kurę znoszącą złote jajka, ale każdy sukces był okupiony ogromnymi inwestycjami. Wydaje się, że Ibrahimović to historia idealnie pasująca do klubowego stereotypu gwiazdy szukającej przyjemnego miejsca w oczekiwaniu na piłkarską emeryturę; podobna do tej Beckhama, a potem Stevena Gerrarda, Robbiego Keane’a czy Ashleya Cole’a. Tyle że Zlatan ma w wieku 36 lat tworzyć Galaxy jutra, co oznacza nie lada wyzwanie.

Problemy zespołu sięgają znacznie głębiej niż ostatniego miejsca w tabeli Konferencji Zachodniej w sezonie zasadniczym w 2017 roku. Spadek z olimpu (półfinał konferencji rok wcześniej) był spodziewany po odejściu Landona Donovana i trenera Bruce’a Areny, a w dalszej kolejności Gerrarda i Keane’a. Klub czekała rewolucja i przestawienie na zupełnie inne tory. Od kilku sezonów przygotowywano się do ukazania nowej twarzy Galaxy.

Chwalono się klubową infrastrukturą (inwestycje na ponad 200 milionów dolarów), rozbudowaną siatką skautów śledzących największe talenty w Ameryce Południowej, w kadrze miał zostać łapany balans między gwiazdami a dobrze zapowiadającymi się zawodnikami, szukano równowagi doświadczenia i młodości.

ZOBACZ WIDEO Geniusz Messiego dał zwycięstwo FC Barcelona z CD Leganes, Suarez pudłował [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 1]

W rzeczywistości zapowiadany na generała nowej zmiany Curt Onalfo wytrzymał na stanowisku do końca lipca, rządy oddając Sigiemu Schmidowi. Ten szkoleniowiec pochodzący z Niemiec jest jednym z najbardziej cenionych fachowców w USA, renomą ustępuję chyba tylko Arenie, a jego asystentem w Columbus Crew przed laty był Robert Warzycha. Jest człowiekiem do zadań specjalnych: w tym przypadku ratowania Galaxy.

(...)

[b]Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".

[/b]

Komentarze (0)