Zlatan na ratunek Los Angeles Galaxy. Witamy w Ibralandzie

Getty Images / 	Jayne Kamin-Oncea / Stringer / Na zdjęciu: Kibice Los Angeles Galaxy wiwatują na cześć Zlatana Ibrahimovicia
Getty Images / Jayne Kamin-Oncea / Stringer / Na zdjęciu: Kibice Los Angeles Galaxy wiwatują na cześć Zlatana Ibrahimovicia

W uważanym za stolicę światowego show-biznesu Los Angeles Zlatan Ibrahimović atakuje nie tylko piłkarskie szczyty. Witamy w Ibralandzie.

Michał Czechowicz

Zawsze i wszędzie czuł się niedoceniany, tłumacząc ubieranie samego siebie w boskie szaty. W Paryżu widział swój pomnik w miejscu wieży Eiffla, w Szwecji czuł się godny pierwszych dziesięciu miejsc w plebiscycie na sportowca wszech czasów, a w Barcelonie jak nikt kwestionował trenerskie umiejętności Pepa Guardioli. W uważanym za stolicę światowego show-biznesu Los Angeles atakuje nie tylko piłkarskie szczyty. Dlatego utraty pozycji na świeczniku i czerwonym dywanie w Stanach Zjednoczonych powinni się obawiać i David Villa, i Leonardo Di Caprio.

W przypadku Zlatana Ibrahimovicia i Los Angeles Galaxy pytanie nie brzmiało czy, tylko kiedy. Szwed był łączony z klubem z Kalifornii od sześciu lat, od momentu dania twarzy projektowi szejków z Kataru w Paris Saint-Germain. Znowu wzniósł się na szczyt, znowu mógł marzyć o brakującym do kolekcji trofeum za wygranie Champions League, i tak naprawdę Miasto Aniołów nie miało do zaproponowania Ibrze nic, a on bardzo dużo. W 2018 roku ten związek przypomina już małżeństwo z rozsądku, w którym obie strony wcześniej rozpisały punkt po punkcie swoje prawa oraz obowiązki.

Prosty układ

LA Galaxy to marka globalna. Kapitałem rozpoznawalności nie jest pięć rekordowych w historii MLS tytułów mistrzowskich, ale namówienie na porzucenie sportowych ambicji i zajęcie się karierą celebryty przez Davida Beckhama. O tym, że się opłacało, świadczyły rankingi najlepiej zarabiających sportowców. Anglik jeszcze przez lata, już czując na plecach konkurencję rodzących się piłkarsko-marketingowych konsorcjów Cristiano Ronaldo i Leo Messiego, utrzymywał się w topie 3 zawodników z najwyższymi dochodami. Dodatkowo znakomicie czuł się, korzystając z całej otoczki czerwonych dywanów, po których najczęściej spacerował w towarzystwie filmowych gwiazd z Hollywood - Willa Smitha i Toma Cruise'a.

Układ był prosty. Kompletnie niezrozumiały dla kibiców z Europy, dla których Becks do końca sprzedał się dolarom, w stu procentach transparentny dla Amerykanów mogących wreszcie zrozumieć, o co chodzi w tym futbolu z drugiej strony oceanu. Pomysł wpisywał się też w nastawioną na show działalność Galaxy. Klub do dziś pozostaje w rękach prezesa AEG Entertainment Group Philipa Anschutza, który w szczytowym momencie swojej aktywności w MLS był właścicielem połowy zespołów. Po ograniczeniach nałożonych na właścicieli utrzymał właśnie drużynę z Los Angeles – na pierwszy rzut oka kurę znoszącą złote jajka, ale każdy sukces był okupiony ogromnymi inwestycjami. Wydaje się, że Ibrahimović to historia idealnie pasująca do klubowego stereotypu gwiazdy szukającej przyjemnego miejsca w oczekiwaniu na piłkarską emeryturę; podobna do tej Beckhama, a potem Stevena Gerrarda, Robbiego Keane’a czy Ashleya Cole'a. Tyle że Zlatan ma w wieku 36 lat tworzyć Galaxy jutra, co oznacza nie lada wyzwanie.

Prawdziwe zagrożenie

Problemy zespołu sięgają znacznie głębiej niż ostatniego miejsca w tabeli Konferencji Zachodniej w sezonie zasadniczym w 2017 roku. Spadek z olimpu (półfinał konferencji rok wcześniej) był spodziewany po odejściu Landona Donovana i trenera Bruce’a Areny, a w dalszej kolejności Gerrarda i Keane’a. Klub czekała rewolucja i przestawienie na zupełnie inne tory. Od kilku sezonów przygotowywano się do ukazania nowej twarzy Galaxy. Chwalono się klubową infrastrukturą (inwestycje na ponad 200 milionów dolarów), rozbudowaną siatką skautów śledzących największe talenty w Ameryce Południowej, w kadrze miał zostać łapany balans między gwiazdami a dobrze zapowiadającymi się zawodnikami, szukano równowagi doświadczenia i młodości. W rzeczywistości zapowiadany na generała nowej zmiany Curt Onalfo wytrzymał na stanowisku do końca lipca, rządy oddając Sigiemu Schmidowi. Ten szkoleniowiec pochodzący z Niemiec jest jednym z najbardziej cenionych fachowców w USA, renomą ustępuję chyba tylko Arenie, a jego asystentem w Columbus Crew przed laty był Robert Warzycha. Jest człowiekiem do zadań specjalnych: w tym przypadku ratowania Galaxy.

Największym zagrożeniem dla klubu nie były turbulencje w czasie lotu w nowym kierunku. Prawdziwym problemem stało się wejście do gry lokalnej konkurencji. O dołączeniu drugiego klubu z Los Angeles - LAFC – wiadomo było od jesieni 2014 roku. Nie wszyscy wierzyli jednak w rozmach, który udało się osiągnąć władzom nowego tworu. Za klubem stoi znany producent filmowy Peter Guber, który w zawodowym dorobku ma takie pozycje jak "Batman", "Czarownice z Eastwick" i "Rain Man", jego filmy zarobiły ponad 3 miliardy dolarów, zdobywając łącznie 50 nominacji do Oscara.

Grupę inwestorów uzupełniają między innymi znany przed laty koszykarz Earvin Magic Johnson, aktor Will Ferrell i były szef profesjonalnej ligi koszykówki NBA Tom Penn. To, że wychodzą poza tradycyjne ramy, pokazuje pomysł na dystrybucję praw telewizyjnych. Jako pierwszy klub w historii MLS LAFC sprzedał regionalne prawa transmisyjne do meczów portalowi YouTube. Najgroźniejszą bronią w ofensywie konkurencji jest stadion: Banc of California Stadium będzie mógł pomieścić tylko 22 tysiące widzów (oficjalne otwarcie zapowiedziano na koniec kwietnia), a został wzniesiony kosztem aż 250 milionów dolarów. To ultranowoczesne centrum rozrywki z adresem w centrum Los Angeles, wielką przewagą nad wyrzuconymi ze swoją areną
14 kilometrów na przedmieścia Galaxy. Przy okazji niedawnej prezentacji koszulek na nowy sezon klub chwalił się historią z sukcesami sięgającą aż 1996 roku. W USA, dodatkowo w Los Angeles, gdzie rynek rozrywki jest najbardziej konkurencyjny na świecie, w pierwszej kolejności liczy się efekt wow. Tym przed sezonem wygrało LAFC, z tym samym transferem Ibrahimovicia walczyło Galaxy. "Witamy w Ibralandzie" – napisał na jednym w transparentów kibic pozdrawiający gwiazdę, tym hasłem jednocześnie wyrażając życzenie władz klubu co do przyszłości całej ligi.

"Ibra" zrobił swoje

Zlatan przywitał się z Kalifornią, Stanami Zjednoczonymi i całym światem w nowym klubie w swoim stylu. Mówił o tym, że "lew jest głodny" i "Drogie Los Angeles, proszę bardzo", jednocześnie dając do zrozumienia, jak wielką przysługę wyświadczył temu miastu. Ten ruch LAFC mogło przebić tylko transferem CR7, i to jedynie w przypadku, gdyby Portugalczyk wypalił na konferencji prasowej coś kontrowersyjnego. Potem Ibra w swoim stylu wszedł do gry. Zadebiutował w derbach, najpierw strzelając gola na 3:3 z 40 metrów, którego potem odtwarzano pod każdą szerokością geograficzną, wreszcie zdobywając zwycięską bramkę na 4:3 w doliczonym czasie gry. Jak bardzo można z naszej, Starego Kontynentu, perspektywy śmiać się z uczucia Amerykanów do piłki nożnej, to naród zakochany w sporcie. Szczególnie z perspektywy statystyki i analizy, dla których wyczyn Szweda był polem do szerokiej interpretacji.

Mówili, że się nie uda

Ibra przyznał, że był już dogadany z Galaxy latem w 2016 roku, gdy odchodził z PSG.  - Moja głowa była już tutaj. Chciałem tu trafić, ale to tego nie doszło. Jestem jak Benjamin Button - opowiadał. - Mówili, że jestem za stary na najszybszą piłkarską rywalizację na świecie, na Premier League. Ale podjąłem ją i udało się. Po trzech miesiącach ci wszyscy superhejterzy, stali się moimi fanami. Zawsze podejmuję się najtrudniejszych zadań. Miałem 35 lat, a ludzie mówili, że się nie uda, nawet piłkarze, z którymi rozmawiałem. Miałem 20 lat doświadczenia i spróbowałem. Podobnie jest tutaj. Nie muszę niczego udowadniać, chcę osiągnąć jak najwięcej.

W nagłośnieniu przekazu, że - jak uważało wielu w Anglii - po kolejnej kontuzji i straconym dotychczas sezonie w barwach Manchesteru United Ibra się jeszcze nie skończył, pomógł klub. Galaxy ustami rzecznika prasowego w ubiegłym tygodniu wydało komunikat z informacją, że napastnik odrzucił kilkuletnią umowę z chińskiej Super League wartą 100 milionów dolarów. Przepaść w porównaniu do zapowiadanych zarobków w LA. Kontrakt Zlatana w dwa lata ma wynieść tylko 3 miliony dolarów, co w jego przypadku może zbilansować koszty utrzymania stajni samochodów i pokrycie międzykontynentalnych podróży dla rodziny pierwszą klasą. Mało prawdopodobne, żeby amerykańska przygoda jeszcze zwiększyła wpływy z działalności marketingowej i reklamowej piłkarza. Szybciej interes w takim ruchu miało na przykład Volvo - jest globalnym ambasadorem marki - chcące porozpychać się silniej łokciami na wysoko wycenianym rynku USA. W każdym przekazie piłkarz powtarza słowa o nowej motywacji i spełnieniu marzenia o życiu w Kalifornii.

- Przez dwa miesiące trenowałem każdego dnia i dalej nie czułem się na 100 procent gotowy. Wtedy zadzwonił Jovan z propozycją transferu, dzwonił każdego dnia. Rozmawiałem z nim częściej niż z żoną. Sprawił, że zacząłem myśleć o pewnych rzeczach inaczej - to znowu Ibra odsłaniający nieco kulis tego, jak się czuł po kontuzji kolana pod koniec grudnia.

Jovan to Jovan Kirovski, Amerykanin macedońskiego pochodzenia, który młodość spędził w akademii Czerwonych Diabłów. Po tym jak nie przebił się do pierwszego składu zespołu z Old Trafford, trafił do Borussii Dortmund, był członkiem zespołu zwycięzców Pucharu Mistrzów w sezonie 1996-97. Potem grał w Anglii i USA, a od kilku lat jest dyrektorem technicznym Galaxy. To w jego głowie powstał pomysł sprowadzenia Zlatana i to on zdaniem mediów będzie odpowiadał za ewentualny niewypał. Jak duże kontrowersje wzbudza ten transfer, pisał w tekście dla internetowego wydania "The Guardian" Graham Ruthven: - To transfer, który jest przeciwny do obecnego ducha tej ligi, kompromitujący świadomy i zbiorowy wysiłek, aby zerwać z toksyczną i leniwą reputacją z przeszłości.

Wyzwanie większe niż się wydaje

MLS w ubiegłym sezonie chwaliła się drugą najniższą średnią wieku po Bundeslidze po zestawieniu z topem 5 europejskich lig. Po ciężkich czasach drużyny narodowej USA pod wodzą Juergena Klinsmanna i przypływie gotówki do meksykańskiej ekstraklasy w MLS chcą zerwać z rozpasaniem oraz łatką domu spokojnej starości. Przedemerytalne epizody za oceanem Andrei Pirlo, Gerrarda czy kilku innych bohaterów Starego Kontynentu były silnie krytykowane. Jak będzie z Ibrą? To wyzwanie, jakiego mogło mu nie dostarczyć nawet pozostanie na Old Trafford, bo w Stanach jego dotychczasowa kariera znaczy zdecydowanie mniej niż w Europie.

ZOBACZ WIDEO Co za demolka! Nowy mistrz Francji brutalnie pożegnał starego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (3)
Kamil Wierzchowski
18.04.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
TEZ GO LUBIE BARDZO IBRA!!!! 
avatar
Kajlo PL
18.04.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Ibra jest mega gość ... kocham chłopa ... co za człowiek ! co za charakter ! Wzór !!!