Nokaut po przerwie - relacja z meczu Odra Opole - Zagłębie Lubin

Tylko przez pierwsze 45 minut Odra Opole mogła mieć nadzieję na remis w meczu z faworyzowanym Zagłębiem Lubin. Złudzeń piłkarzy Piotra Rzepki renomowani rywali dotkliwie pozbawili jednak tuż po wznowieniu gry i golu Ilana Micanskiego. W dalszej części meczu gospodarzy dwoma bramkami dobił jeszcze Szymon Pawłowski. - Z przebiegu gry nie zasłużyliśmy na tak wysoką porażkę - powiedział po spotkaniu pomocnik niebiesko-czerwonych Artur Monasterski.

Mateusz Dębowicz
Mateusz Dębowicz

Gdy tylko dziennikarzom rozdano składy, wszyscy od razu zwrócili uwagę na niespodziewane absencje w wyjściowym składzie Odry. Nawet ma ławce rezerwowych nie zasiedli Mateusz Cieluch i Marcin Kiciński, którzy od początku rundy są podstawowymi graczami zespołu Piotra Rzepki. - To wszystko są urazy mechaniczne spowodowane wielkim zaangażowanie w poprzednich meczach - tłumaczył na konferencji prasowej opiekun gospodarzy. Do boju posłał natomiast Jakuba Bellę, który z założoną na złamaną rękę blokadą znowu rozegrał dobry mecz. Do pełnej dyspozycji w drużynie gości wrócił natomiast Michał Stasiak, który w trakcie poprzedniego spotkania lubinian z powodu urazu głowy musiał zostać odwieziony do szpitala.

W pierwszych minutach spotkania nie było widać przepaści dzielącej oba zespoły w tabeli. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że początek meczu należał do Odry, która miała dwie okazje na strzelenie bramki. Najpierw Piotr Adamczyk nie trafił w piłkę dobrze zagraną w pole karne, a potem Filipe minimalnie niecelnie uderzał z okolic 23 metra. W międzyczasie po raz pierwszy groźnie było również po drugiej stronie boiska, gdzie efektowną szarżą popisał się Robert Kolendowicz, którego podanie do wbiegającego w szesnastkę partnera w ostatniej chwili dobrze przeciął Paweł Król. Warto tutaj nadmienić, że była to jednak z niewielu udanych akcji skrzydłowego Miedziowych, który nie mógł sobie poradzić z ambitnie i bez kompleksów grającym Kamilem Kowalczykiem. 18-latek będący w trakcie egzaminów maturalnych wykazywał się wielką dojrzałością i rywale nie mieli co liczyć na skuteczne ataki lewą stroną boiska.

Jeżeli więc nie skrzydłem to może środkiem? Tak pewnie pomyślał sobie nękany przez opolskiego młodziana Kolendowicz, który po jednym z rzutów uderzał z 25 metrów. Jego próba była jednak kompletnie nieudana. Wcześniej interweniować na musiał Bella, który uprzedził na przedpolu Golińskiego, a parę minut później ponownie błysnął klasą broniąc strzał z 14 metrów w wykonaniu najlepszego tego dnia na boisku Szymona Pawłowskiego.

Odpowiedzią gospodarzy mógł być jedynie strzał Piotra Adamczyka, ale był on równie nieudany, co cały występ byłego zawodnika Stali Stalowa Wola. Za jego przykładem poszli też rywale, a z coraz gorszym skutkiem na bramkę Belli uderzali Jasiński, Jackiewicz oraz Costa. Do przerwy na tablicy wyników widniał więc w pełni satysfakcjonujący gospodarzy bezbramkowy remis.

Przed drugą połową trener Orest Lenczyk przeprowadził kluczową - jak się miało później okazać - podwójną zmianę. W jej efekcie na lewą stronę w miejsce zastąpionego przez Piotrowskiego Kolendowicza został przesunięty Pawłowski. Roszada ta sprawiła, że dobrze radzący sobie do tej pory Kowalczyk zaczął mieć problemy z utrzymaniem porządku po swojej stronie. Efekt przyniosło to już po czterech minutach. Przesunięty na lewe skrzydło reprezentant Polski zagarnął piłkę spod linii końcowej i dobrze dograł na głowę Micanskiemu, który z kilku metrów dopełnił tylko formalności i skierował piłkę do siatki. - Myśleliśmy, że futobolówka wyjdzie na róg, a tymczasem rywal świetnie dośrodkował - mówił po spotkaniu Monasterski. Nie była to jednak pierwsza szansa gości w tej połowie po zaraz po rozpoczęciu gry bliski strzelenia gola był Goliński, którego strzał z rzutu wolnego minimalnie minął słupek opolan.

Potem przez prawie 15 minut kibice mogli spokojnie zając się konsumpcją kiełbasek czy rozmowami o ładnej pogodzie, bo na boisku nie działo się kompletnie nic, jeżeli nie liczyć niecelnego strzału Kowalczyka z 25 metrów. Oba zespoły nie miały pomysłu na grę, a piłkę gubili to jedni, to drudzy. Fani gości ożywili się dopiero w 72 minucie, kiedy to przez stadion przewinął się jęk zawodu, bo po dośrodkowaniu Marcina Rogowskiego z rzutu wolnego i główce Króla gości przed stratą bramki uratowała tylko poprzeczka. Dwie minuty po tym zdarzeniu opolanie przypomnieli sobie stare piłkarskie porzekadło, mówiące o tym, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. W roli egzekutora tym razem wystąpił Goliński, a asystował mu Pawłowski, który po efektownym rajdzie i wejściu w pole karne odegrał piłkę na 11 metr do reprezentanta Polski, który bez trudu umieścił ją w siatce.

Ten gol podłamał już słabnących opolan, którzy nie byli już w stanie stworzyć zagrożenia pod bramką Aleksandra Ptaka. Lubinianie natomiast zwietrzyli swoją szansę i starali się podwyższyć prowadzenie. Ze strzałami Hanzela i Micanskiego dobrze poradził sobie Bella, który w 87. minucie był już jednak bezradny. Wtedy to gospodarzy pogrążył swoim drugim trafieniem Goliński, który został świetnie obsłużony przez jednego z partnerów i w sytuacji sam na sam strzałem w długi róg pokonał golkipera Odry. Szansę honorowe trafienie miał Jakub Syldorf, ale zaraz po wejściu na boisko trafił tylko w słupek.

Porażko opolan mogła być jednak jeszcze bardziej dotkliwa. Bramkarz gospodarzy w doliczonym czasie gry po raz czwarty musiał wyciągać piłkę z siatki, ale sędziowie dopatrzyli się w tej akcji pozycji spalonej Pawłowskiego. - Moim zdaniem to był błąd sędziego, ale trudno. Ważne, że potrafiłem też dostrzegać partnerów, a moje podania umożliwiły im zdobycie goli - mówił po zakończeniu spotkania bohater tego pojedynku. - Dzięki postawie lidera, jakim była dla nas dzisiaj Szymek udało nam się wygrać ten mecz - komentował opiekun Zagłębia Orest Lenczyk.

Dla opolan ten wynik oznacza praktycznie pożegnanie z I ligą. - Nie będziemy patrzeć już teraz na tabelę czy matematyczne możliwości utrzymania. Będziemy się starali się zbierać jak najwięcej tych punktów - deklarował trener Rzepka, dodając: -Dzisiaj Zagłębie wygrało zasłużenie.

Na koniec warto wspomnieć o świetnej postawie kibiców obu drużyn. Od dawna pałają oni do siebie sympatią w związku z czym spotkanie to określano "meczem przyjaźni" i na trybunach takim ono rzeczywiście było. Fani Miedziowych zjawili się w liczbie około tysiąca i razem z miejscowymi stworzyło doskonałą oprawę tego widowiska. - Jestem pod wrażeniem. Chciałbym jak najczęściej uczestniczyć w takich spotkaniach, gdzie nie ma ani jednego przekleństwa pod adresem rywali, a sporo takich chamskich zachowań w karierze już widziałem - skomentował zachowanie sympatyków obu ekip Orest Lenczyk.

Odra Opole - Zagłębie Lubin 0:3 (0:0)
0:1 - Micanski 49'
0:2 - Goliński 74'
0:3 - Goliński 87'

Składy:

Odra Opole: Bella - Kowalczyk, Odrzywolski, Król, Monasterski (65' Steczek), Kalinowski, Jaskólski, Filipe, Rogowski (89' Syldorf), Adamczyk (82' Szwarga), Uchenna.

Zagłębie Lubin: Ptak - Costa, Stasiak (80' Ganowicz), Kocot, Jasiński, Bartczak, Goliński, Jackiewicz (46' Piotrowski), Pawłowski, Kolendowicz (46' Hanzel), Micanski.

Żółte kartki: Filipe (Odra) oraz Stasiak, Kocot (Zagłębie).

Sędzia: Rafał Greń (Rzeszów).

Widzów: 3000.

Najlepszy gracz Odry: Filipe.

Najlepszy gracz Zagłębia: Szymon Pawłowski.

Piłkarz meczu: Szymon Pawłowski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×