Jakub Pyżalski odwołał się od wyroku. Sprawa obrażenia piłkarza Garbarni Kraków będzie mieć dalszy ciąg

Newspix / WOJCIECH KLEPKA / Na zdjęciu: Jakub Pyżalski
Newspix / WOJCIECH KLEPKA / Na zdjęciu: Jakub Pyżalski

W marcu zapadł wyrok w procesie dotyczącym obrażenia przez Jakuba Pyżalskiego piłkarza Garbarni Kraków Petara Borovicanina i jego żony. Sprawa się jednak nie kończy, bo biznesmen i kibic Warty Poznań postanowił się odwołać.

Wydarzenia, których dotyczy proces miały miejsce 15 czerwca 2016. Warta i Garbarnia rozgrywały wtedy najważniejszy mecz w sezonie, którego stawką był awans do II ligi. Niemal cała publiczność była zgromadzona na trybunie od strony Drogi Dębińskiej. Naprzeciwko znajdowała się tylko grupka osób, w tym m. in. Jakub Pyżalski z małżonką, prezes klubu z Poznania Izabellą Łukomską-Pyżalską, a także kamerzysta Garbarni.

Właśnie on zarejestrował zachowanie Pyżalskiego, który w niewybrednych słowach miał obrażać gracza drużyny z Krakowa Petara Borovicanina i jego żonę.

Piłkarz wystąpił na drogę sądową i zażądał od Pyżalskiego zapłaty 1,2 mln zł tytułem zadośćuczynienia za zniesławienie. Potyczka trwała kilkanaście miesięcy, aż w końcu w pierwszej instancji zapadł wyrok obligujący biznesmena do zapłaty powodowi 80 tys. zł.

Będzie druga odsłona

Zasądzona kwota to niespełna 7 proc. wnioskowanej. Mimo to Borovicanin nie złożył odwołania. Zrobił to natomiast Pyżalski, który z wyrokiem się nie zgadza.

- To była próba wyłudzenia 1,2 mln zł, a najlepiej świadczy o tym fakt, że Petar Borovicanin zadowolił się zaledwie ułamkiem tej sumy. Zresztą po odliczeniu kosztów procesu będzie on jeszcze niższy. Mimo to druga strona się nie odwołała, co wiele mówi - podkreśla pozwany w rozmowie z WP SportoweFakty.

Wciąż nie ujawniono całości nagrania

Pełnomocnik Jakuba Pyżalskiego od dłuższego czasu domagał się ujawnienia całości filmu z meczu (do sieci trafił zaledwie dwuminutowy wycinek), co do dziś nie nastąpiło. - Garbarnia twierdzi, że nie wie skąd pochodzi nagranie, a jej kamerzysta nie był obecny na trybunie, bo klub nie posiadał wtedy kamery. Zakupił ją rzekomo dopiero rok temu. To absurd, zwłaszcza że przed meczem barażowym do Warty wpłynęło pismo z krakowskiego klubu, w którym wnioskowano o możliwość zarejestrowania przebiegu gry. Skoro więc Garbarnia nie posiadała kamery, po co ten dokument wysłała? Oprócz tego mamy świadków, którzy słyszeli tuż po spotkaniu, jak pracownicy Garbarni chwalili się nagraniem, na którym zarejestrowali moje zachowanie - mówi biznesmen.

Dlaczego całość zapisu wideo ma takie znaczenie? - Gdyby on wypłynął na światło dzienne, każdy mógłby poznać całe tło, zobaczyć co robiła druga strona i sam ocenić sytuację - dodał.

Pyżalski podkreśla, że pyskówka zaczęła się od tego, że jeden z zawodników Garbarni obraził jego małżonkę. Później natomiast - już po końcowym gwizdku sędziego - Marcin Cabaj celowo odkopnął piłkę w kierunku Izabelli Łukomskiej-Pyżalskiej (ten moment widać na innym filmie z zapisem transmisji spotkania, który wciąż jest dostępny w Internecie). Cabaj wykonuje na nim także gest Kozakiewicza, a potem biegnie w kierunku Pyżalskiego. Do konfrontacji nie dochodzi, zaś cały incydent kończy się w momencie, w którym Pyżalski dołącza do fetujących awans piłkarzy.

Pełnomocnik poznańskiego biznesmena złożył już odwołanie od wyroku pierwszej instancji i wkrótce rozpocznie się druga odsłona sądowej batalii.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Milik uspokaja kibiców. "W tym roku jest o wiele lepiej"

Komentarze (0)