W felietonie dla portalu "sport.tvp.pl" Rafał Rostkowski analizuje zachowania Sergio Ramosa w finale Ligi Mistrzów (Real Madryt wygrał z Liverpoolem FC 2:1).
- Ramos udowodnił światu, że "przepisy gry" lub przynajmniej ich oficjalne interpretacje wymagają ponownej rewizji, bo "nieumyślne spowodowanie kontuzji" lub "nieumyślne wypaczenie przebiegu meczu" w piłce nożnej czasem pozostają całkowicie bezkarne - pisze doświadczony arbiter.
Najwięcej kontrowersji wzbudza sytuacja z 25. minuty. Wtedy to Mohamed Salah stoczył walkę o piłkę z Ramosem. Hiszpan powalił swojego rywala na ziemię. Zawodnik Realu nie ucierpiał w żaden sposób. Za to Egipcjanin ze łzami w oczach po kilku chwilach schodził do szatni. Fani Liverpoolu twierdzą, że obrońca Realu chciał zrobić krzywdę Salahowi, najlepszemu zawodnikowi Liverpoolu.
- Przypuszczalnie Ramos nie planował wyeliminowania Salaha z gry w taki sposób, próbował tylko osłabić go tak bardzo jak to możliwe, ale blokując rękę upadającego przeciwnika musiał (albo co najmniej powinien) zdawać sobie sprawę, że może spowodować jego kontuzję - uważa Rostkowski.
Kolejna kontrowersyjna sytuacja miała miejsce w 49. minucie. Wtedy to Hiszpan wbiegł w pole bramkowe i prawdopodobnie uderzył łokciem w twarz bramkarza angielskiej drużyny Lorisa Kariusa. - To był ewidentny faul, ale sędziowie go niestety nie zauważyli - przyznaje polski arbiter.
- W sobotę Ramos po raz kolejny dał piłkarzom na całym świecie fatalny przykład, jak można faulować, eliminować z gry przeciwników lub przynajmniej znacząco ich osłabiać, samemu nie narażając się choćby na żółtą kartkę. Nie ma paragrafu - nie ma kary, czyli piłkarska zbrodnia doskonała jest możliwa - przyznaje Rafał Rostkowski.
ZOBACZ WIDEO Brudziński chce zakazu sektorówek na meczach. Boniek: nie jestem od oceniania, co jest dobre, a co złe