- Ten terminarz wskazuje, że mistrzem będzie... Legia, bo my nikomu nie odpuścimy - śmieje się szkoleniowiec Lechii Tomasz Kafarski. Rzeczywiście scenariusz przedstawiony przez trenera może okazać się prawdziwy, bo zespół z Gdańska nie stoi wcale na straconej pozycji w konfrontacji z Lechem w Poznaniu i Wisłą u siebie. Szczególnie, że drużyna znad morza ma o co grać. Na trzy kolejki przed końcem zajmuje dwunaste miejsce w tabeli, ale ma tylko trzy punkty przewagi nad strefą spadkową i jeszcze nie jest pewna utrzymania w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Niespodziewanie najlepszym strzelcem biało-zielonych jest Łukasz Surma, który w 300 występie w ekstraklasie strzelił trzeciego gola w tym sezonie. Teraz to właśnie na niego najbardziej będą musieli uważać rywale. - Jesteśmy drużyną własnego boiska i Wisła nie będzie miała z nami łatwo - mówi pomocnik w kontekście następnego spotkania. 32-letni zawodnik jest przecież wychowankiem Białej Gwiazdy. Na potwierdzenie jego słów najlepiej jest przedstawić liczby. Lechia z 29 punktów ogółem, aż 24 zdobyła na obiekcie przy Traugutta. To zła wiadomość dla aktualnego mistrza Polski, ale dobra dla Lecha. Na wyjazdach Gdańszczanie spisują się słabo. - Chcemy udowodnić, że w piłkę potrafimy grać nie tylko na Traugutta. Na pewno zdobycia punktów potrzebnych do utrzymania nie możemy odkładać na później, a podejmiemy o nie walkę już w Poznaniu - zapowiada Karol Piątek.
Lechiści chcą sprawić niespodziankę i pokrzyżować plany najlepszym zespołom. W Poznaniu o punkty będzie bardzo ciężko, ale trener Kafarski uważa, że okazje do zdobycia bramek na pewno będą: - To może być mecz z jedną, dwoma sytuacjami strzeleckimi dla nas i tym bardziej trzeba je wykorzystać. Trzeba uniknąć powtórki z Zabrza, gdzie zmarnowaliśmy świetne okazję na gola już w drugiej minucie.