Akcja wywołała spore zdziwienie wśród zawodników Lecha Poznań, choć może "zdziwienie" nie jest tu słowem odpowiednim. Kilku postawnych zamaskowanych mężczyzn w kominiarkach właśnie wyprowadzało ich trenera bramkarzy z klubu jeszcze przed porannymi zajęciami. W jednym z dzienników z tamtego okresu można przeczytać, że człowiek zwany dotychczas "księciem" był blady jak ściana i nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Po 10 latach od tego wydarzenia wciąż nie chce. Nie odebrał telefonu, nie odpisał na sms. Jego prawo, choć trudno nie zadawać pytań, skoro nagle Andrzej Woźniak stał się poważnym kandydatem do trenowania bramkarzy w reprezentacji Polski. On sam powiedział już nawet na łamach łódzkiej "Gazety Wyborczej", że selekcjoner Jerzy Brzęczek do niego dzwonił z propozycją.
Zbigniew Boniek, prezes PZPN, zaczął nawet pośrednio przekonywać, że nie należy sprawy z oskarżeniami wobec Woźniaka rozpamiętywać. Jednak musimy pamiętać, że nie był to żaden drobny incydent.
Reprezentowanie kraju zobowiązuje
Woźniak został zatrzymany w kwietniu 2008 r. pod zarzutem korupcji i możliwości ustawiania meczów piłkarskich, a następnie skazany na 2,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata oraz 30 tysięcy złotych grzywny. Ale to nie wszystko. Dodatkowo PZPN skazał go na 4 lata zawieszenia (początkowo było 5, ale karę złagodzono) oraz 10 tysięcy złotych kary. To wszystko za wydarzenia z sezonu 2003/04, gdy był asystentem trenera Dariusza Wdowczyka w Koronie Kielce.
Nie do końca wiadomo, kto był osobą wiodącą w duecie "WW". - Andrzej W. przyznał się do winy i złożył obszerne wyjaśnienia - komentował 10 lat temu Marek Kuczyński, wówczas prokurator z Wrocławia, dziś pracuje przy wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej.
"Książę Paryża" w ciągu jednego dnia stał się "księciem Wrocławia". Pewnie on sam, czytając gazety i książki, woli te sprzed zatrzymania, zawierające głównie sformułowania o tym, że był po prostu znakomitym bramkarzem. Trudno mu tego odmówić. W 1996 roku był jednym z głównych architektów tytułu mistrzowskiego dla Widzewa. Wtedy był już w Polsce uważany za króla na swojej pozycji. A to dzięki wspaniałemu spotkaniu reprezentacji Polski na Parc des Princes w Paryżu (1:1), gdy pomógł nam zremisować mecz z Francją, obronił m.in. rzut karny wykonywany przez Bixente Lizarazu. A było to 20 lat temu, gdy obrona jedenastki zdarzała się zdecydowanie rzadziej niż obecnie. Ci, którzy widzą szklankę do połowy pustą, zapamiętają mu też mecz z Anglią, gdy prowadziliśmy 1:0 po bramce Marka Citki, ale ostatecznie przegraliśmy 1:2. Woźniakowi przypisywano gola wyrównującego, gdy niepotrzebnie wyszedł z bramki.
W tym czasie był już zawodnikiem FC Porto. Zastąpił sprzedanego do Barcelony Vitora Baię, jednego z lepszych bramkarzy tamtych czasów. W Porto Woźniakowi szło nieźle, ale tylko przez chwilę. Z czasem usiadł na ławkę, potem trafił do Sportingu Braga, aż w końcu wrócił do Polski, do Lecha Poznań. Karierę kończył w łódzkim Widzewie, z którym zawsze jest kojarzony, choć to w drużynie lokalnego rywala, ŁKS-ie, grał znacznie więcej. Dziś pracuje w Łodzi jako trener bramkarzy. I może by sobie spokojnie pracował dalej, nie niepokojony przez nikogo, gdyby nie ta propozycja od selekcjonera Brzęczka. To, że swoją karę Woźniak odcierpiał i jest dziś czysty, dla wielu osób nie jest przekonującym argumentem.
Dominik Panek, dziennikarz zajmujący się korupcją w futbolu, uważa, że Woźniak nie powinien pracować z Biało-Czerwonymi. - Wszyscy, którzy byli zamieszani w korupcję, nie powinni być dopuszczani do reprezentacji w żadnej grupie wiekowej. W klubie co innego, naturalne jest, że ma prawo wrócić i normalnie pracować. Natomiast kadra to dobro nas wszystkich. Jeśli ktoś chce pracować dla kadry, powinien być czysty. A z pewnością nie może mieć do czynienia z najpoważniejszymi futbolowymi przestępstwami. Przecież część z tych osób, które nie chciały uczestniczyć w korupcji, miało zniszczone kariery. Nie twierdzę, że nie powinien nigdzie pracować. Piłka jest pojemna. Ale reprezentowanie kraju zobowiązuje - uważa Panek.
Z zarzutów wynika, że rola Woźniaka nie była marginalna, choć trzeba pamiętać, że prokuratura większości osób przypisała jak najcięższe przewinienia. Prawdopodobnie Woźniak był w ośrodku decyzyjnym.
"Jak maczał palce, trzeba go odsunąć"
To nie pierwszy raz, gdy prezes PZPN Zbigniew Boniek myśli o zatrudnieniu trenera zamieszanego w korupcję. Wiele lat temu sondował, za pośrednictwem zaprzyjaźnionego portalu, możliwość zatrudnienia na stanowisku selekcjonera Dariusza Wdowczyka. Reakcja opinii była gwałtowna, dlatego ostatecznie pracę dostał Adam Nawałka.
- Myślę, że Woźniakowi robiona jest duża krzywda. Ludzie, którzy podejmują takie decyzje, muszą mieć świadomość, że nagle pojawią się oskarżenia - uważa Panek.
Ale Woźniak ma też wielu obrońców. W rozmowie z "Onetem" Roman Kosecki stwierdził: "Odpowiem panu w ten sposób: jestem od wielu lat w sejmowej Komisji Sportu, w przeszłości zajmowaliśmy się m.in. sprawą korupcji w naszej piłce. Ciągle działa w niej wiele osób, które uczestniczyły w procesie korupcyjnym, a do dziś się nie ujawnili. Nieraz widzę ich w telewizji. Może zajmijmy się takimi osobami, zamiast rozmawiać o Andrzeju Woźniaku? Woźniak przyznał się do winy, odpokutował i temat jest zamknięty. Andrzej jest solidnym trenerem bramkarzy. Co do jego warsztatu nikt nie ma żadnych wątpliwości. A ci, co go kopią, niech uważają. Tak jak powiedziałem, w polskiej piłce działają osoby, które mają nieczyste sumienia. Gdy widzę tych ludzi, chce mi się śmiać".
Zbigniew Boniek skomentował ten wywiad krótkim "Brawo Roman". Od razu jeden z dziennikarzy wyciągnął wypowiedź Bońka dla "Gazety Wyborczej" z października 2008 roku: "Jeśli ktokolwiek maczał w korupcji palce, trzeba go od polskiej piłki odsunąć raz na zawsze. Nie ma dla takich ludzi miejsca". Jak więc widać, Boniek zmienia zdanie.
W poniedziałek 23 lipca Jerzy Brzęczek ma ogłosić skład swojego sztabu.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Deschamps zapanował nad kadrą. "Francuzi często mieli problem z przerośniętym ego"