El. LM. Michał Kołodziejczyk: Droga donikąd (komentarz)

PAP / Leszek Szymański / Piłkarze Legii po kompromitującej porażce w El. LM ze Spartakie Trnava (0:2)
PAP / Leszek Szymański / Piłkarze Legii po kompromitującej porażce w El. LM ze Spartakie Trnava (0:2)

Nie wiem, ile jest w stanie znieść polski kibic piłkarski, ale właśnie przeżywa lato wielkiej próby.

Porażka Legii Warszawa ze Spartakiem Trnava 0:2 na własnym boisku w walce o Ligę Mistrzów jest jak uderzenie się swoim wiosłem w czoło na starcie wyścigu kajaków. To kompromitacja ośmieszająca nie tylko mistrzów Polski, ale całą ekstraklasę i pokazująca, że polska piłka idzie właśnie na czołowe zderzenie ze ścianą.

Podobno do wszystkiego można się przyzwyczaić. Legię w drodze do Ligi Mistrzów w zeszłym sezonie zatrzymali Kazachowie, a Ligę Europy wybili jej z głowy Mołdawianie. Od polskich klubów lepsze bywały już także te z Azerbejdżanu, Islandii, Rumunii, Litwy, Łotwy czy Białorusi, nie dostaliśmy jeszcze od nikogo z Andory i Wysp Owczych, ale po prostu oszczędzono nam tych rywali w losowaniach.

Co roku poraża jednak naiwność polskiego kibica, którego głowa rozgrzana po kilku dniach nad morzem zaczyna wierzyć, że przez te kilka tygodni, kiedy nikt nie patrzył, w rodzimym futbolu doszło do wielkiej przemiany. Że obrodziło talentami na zamkniętych dla dzieciaków Orlikach, a zagraniczne gwiazdy zamiast petrodolarów wybrały naszą gościnność i pierogi. Że konieczność systemu szkolenia została słusznie obśmiana, bo w piłce najważniejszy jest charakter. Że PZPN dba o ciągły rozwój naszych trenerów, dlatego kiedy mistrza Polski oddaje się już w ręce obcokrajowca to tylko z tak bogatym CV, że mogłoby kupić jacht od Abramowicza.

Znowu okazało się jednak, że po całym sezonie emocjonujących zmagań w śniegu i wietrze, przy latających ogrodzeniach i gazie łzawiącym, kiedy daleko w tyle zostawiło się Piasta, Sandecję i Termalicę, kiedy udało się udowodnić wyższość nad Jagiellonią, Lechem i Górnikiem, udało się wywalczyć tylko prawo do międzynarodowego wstydu.

Zaczynamy swój wyścig, gdy prawdziwa piłka jeszcze śpi, gdy piłkarze w poważnych klubach zbierają się po urlopach, kończymy grę w Europie w sierpniu, jakby zarezerwowana była dla uczniów podstawówek i liceów, którzy od września nie mieliby czasu jej oglądać. Z każdym rokiem lecimy niżej i zamiast zacząć oglądać się czy daleko zostało do dna, bez żadnych podstaw patrzymy w górę psiocząc, że UEFA nas nie rozstawia i każe grać kwalifikacje do kwalifikacji przed kwalifikacjami.

Czas zrozumieć, że to i tak dobrze, bo jeśli piłka ma pozostawać rozrywką, być może polskich klubów powinno się do europejskich pucharów nie dopuszczać. Dać zakaz stadionowy, na kilka lat, a później sprawdzić w jakimś egzaminie bez publiczności czy już nauczyliśmy się, co to futbol.

Michał Kołodziejczyk

ZOBACZ WIDEO Zbigniew Boniek: Jestem pewien, że dokonałem dobrego wyboru. Żaden polski trener nie ma wielkiego CV

Źródło artykułu: