Historyczny gol, niedoszły transfer i miano antybohatera. Jagiellonia to szczególny rywal dla Kolewa
Aleksandar Kolew po raz pierwszy zaprezentuje się w Gdyni meczem z Jagiellonią. Tej, do której mógł trafić 3 razy. To w starciu z nimi rok temu strzelił pierwszą ekstraklasową bramkę w historii. A w innym nie wykorzystał rzutu karnego na wagę remisu.
Kolew przygodę z futbolem rozpoczynał w juniorach słynnego rodzimego Lewski Sofia. Ale największy wpływ na jego rozwój sportowy miał wyjazd do KFC Dessel Sport w wieku 15 lat. Dość szybko się zadomowił i nauczył języka flamandzkiego (obecnie biegle mówi także po polsku i angielsku). Po pewnym czasie przebił się do seniorów, dzięki czemu w jednym ze spotkań pucharowych zagrał przeciwko Romelu Lukaku. - Był niezwykle silny. Wszyscy odbijali się od niego - wspominał później Bułgar, który latem 2014 roku zdecydował się wrócić do ojczyzny.
Czas w Botewie Płowdiw nie był jednak dla niego udany. Już sam początek to zresztą zwiastował. Zawodnik zdecydował się na transfer, ponieważ trenerem drużyny był legendarny Ljubosław Penew, który bardzo chciał go w drużynie. A ten po tygodniu wspólnej pracy odszedł. - Zabrakło pieniędzy, by go zatrzymać - ubolewał piłkarz. Bułgarię sam opuszczał po 1,5 roku z dorobkiem zaledwie 5 goli. - Sporo przeszkodziło zerwanie więzadeł krzyżowych - wytłumaczył zawodnik, który w czerwcu podpisał dwuletni kontrakt z Arką.
Zanim jednak Kolew go parafował, mógł trafić do Jagiellonii. Działacze w Białymstoku otrzymali propozycję pozyskania ówczesnego zawodnika Sandecji zaraz po zakończeniu sezonu Lotto Ekstraklasy. Z uwagi na dość mocno obsadzoną pozycję napastnika, wicemistrzowie Polski odrzucili jednak możliwość podjęcia rozmów. Co ciekawe, nie był to pierwszy raz, gdyż temat Bułgara pojawił się w Białymstoku już w przerwie zimowej sezonu 2015/16, kiedy ten rozwiązywał swój kontrakt z Botewem. Ostatecznie jednak nie zdecydowano się go zatrudniać. Podobnie było rok później, gdy zawodnika zaoferował Jadze jego menadżer.
Po kilku tygodniach napastnik wylądował w pierwszoligowej Stali Mielec. Strzelił tam 7 bramek w rundzie wiosennej i otrzymał kilka ofert z lepszych klubów. Tak trafił do Sandecji, w której historii zapisał się praktycznie "na dzień dobry". Wszystko dzięki wspomnianej na wstępie bramce. Był to bowiem także premierowy gol w dziejach biało-czarnych w najwyższej klasie rozgrywkowej. Teraz na podobnie ważne trafienia czekają kibice w Gdyni. - Cieszę jak strzelam bramki, bo od tego jestem, ale najważniejsze dla mnie jest, żeby pomóc drużynie - podkreślił Kolew.
ZOBACZ WIDEO Jerzy Brzęczek o Jakubie Błaszczykowskim w kadrze: Sprawy rodzinne nie przysłonią zawodowych