Męczarnie z outsiderem - relacja z meczu Pelikan Łowicz - Nida Pińczów

Już nawet piłkarze Pelikana Łowicz przyznają, że nie wierzą w to, że mogliby jeszcze pokusić się w tym sezonie o awans do I ligi. Mimo to biało-zieloni byli zdecydowanym faworytem meczu z przedostatnią w ligowej tabeli Nidą Pińczów. Delikatnie mówiąc łowiczanie swoją grą dzisiaj nie zachwycili i długo męczyli się, ale ostatecznie udało im się zgarnąć komplet punktów.

Nikłe szanse na awans, wczesna godzina rozgrywania meczu, nie najlepsza pogoda - to wszystko złożyło się na niską frekwencję podczas niedzielnego spotkania. Pojedynek Pelikana Łowicz z Nidą Pińczów oglądało około 700 widzów co na łowickie warunki jest słabym wynikiem. Jednak ci kibice, którzy nie stawili się na stadionie nie mają specjalnie czego żałować. Mecz nie był porywającym widowiskiem, ataki gospodarzy przypominały bicie głową w mur, w dodatku gry miejscowym nie ułatwiała trójka sędziowska z Grzegorzem Wnukiem na czele, która była dzisiaj najsłabsza na murawie. - Wydaje mi się, że popełnili dużo błędów. Nigdy sędziów nie oceniam, ale rzut karny ewidentny w pierwszej połowie, kilka takich decyzji niezrozumiałych. Także troszeczkę nerwy puściły - ocenił arbitrów doświadczony Robert Wilk.

Przez pierwsze minuty żaden z zespołów nie miał wyraźnej przewagi. Przebieg gry kontrolowali gospodarze, ale nie potrafili dostać się pod bramkę Konrada Majcherczyka. Po raz pierwszy sędzia swoją decyzją wzbudził poważne kontrowersje w 11. minucie. Wtedy to piłka po strzale Piotr Grzelczaka odbiła się od obrońcy i trafiła pod nogi Krzysztofa Piosika. Napastnik Ptaków nie zmarnował tego prezentu i umieścił piłkę w siatce, ale sędzia odgwizdał spalonego.

Na domiar złego chwilę wcześniej kontuzji nabawił się Tomasz Lewandowski i musiał opuścić boisko. Warto zaznaczyć, że trener Jarosław Araszkiewicz nie mógł tego dnia skorzystać z usług aż siedmiu piłkarzy. Na placu gry zameldował się, więc 39-letni Robert Wilk. Dla wychowanka Pelikana były to pierwsze minuty rozegrane w rundzie wiosennej. - Nie spodziewałem się, że zagram wiosną w II lidze. Duża niespodzianka, ale zawsze powtarzałem, że jeśli będę potrzebny to zagram. Akurat dzisiaj się tak złożyło, że kontuzja Lewandowskiego spowodowała, że grałem - powiedział pomocnik.

Potem gospodarze ponownie nie mogli sobie stworzyć dogodnej sytuacji. Po niespełna półgodzinie gry po raz kolejny "bohaterem" akcji został arbiter. Po zagraniu z głębi pola w sytuacji sam na sam znalazł się Grzelczak. Napastnik Pelikan minął już bramkarza rywali, ale ten wyraźnie złapał go za nogę i przewrócił na murawę. Sędzia nakazał jednak grać dalej. Ta sytuacja chyba podrażniła łowiczan, bo zaatakowali śmielej. Aktywny na prawej stronie był Paweł Kozub, ale zarówno jego strzały jak i dośrodkowania były niedokładne.

Doskonałą sytuację w pierwszej połowie zmarnował Piosik. Po podaniu Roberta Wilka znalazł się sam przed bramką. Nie spojrzał jednak jak są ustawieni powracający obrońcy i trafił w jednego z nich. Wydaje się, że Wilk lepiej by się zachował gdyby w sytuacji sam na sam z Majcherczykiem zdecydował się na strzał, a nie podanie. - Z mojej perspektywy trochę inaczej to wyglądało. Bramkarz skrócił kąt. Wydawało mi się, że Krzysiek jest dobrze ustawiony, piłkę zagrałem mu raczej dobrą. Tam było blisko do bramki, myślałem, że to wykorzysta. Nie udało się niestety - opisywał po meczu Wilk. W końcówce pierwszej połowy po raz kolejny w dobrej sytuacji znalazł się Piosik, ale tym razem pomylił się o kilka centymetrów.

W przerwie na pewno w szatni obu zespołów były prowadzone burzliwe rozmowy. Gospodarze razili nieskutecznością, a Nida w pierwszych trzech kwadransach ani razu nie zagroziła poważniej bramce Marcina Ludwikowskiego. Gdy piłka zmierzała już w światło bramki to były to raczej podania do bramkarza niż strzały napastników. Rozmowy przyniosły efekt, bo w drugiej odsłonie gry kibice w końcu doczekali się bramek, a przyjezdni zaatakowali odważniej.

Pierwsze minuty drugiej połowy należały do piłkarzy z Pińczowa. Jednak raz Sylwestra Patejuka w ostatniej chwili zatrzymał Zbigniew Czerbniak, a za drugim razem ten sam piłkarz ładnie uwolnił się spod opieki obrońców, ale uderzył za lekko z 20. metrów, aby zaskoczyć Ludwikowskiego. Po chwili pomocnik Nidy chciał zaskoczyć golkipera łowiczan i uderzył na bramkę z boku boiska. "Ludwik" w ostatniej chwili sparował piłkę na rzut rożny. Strzał z powietrza oddawał również Sławomir Kłos, ale trafił wprost w bramkarza Ptaków.

Trzeba przyznać, że początek drugiej połowy należał do ambitnie grającej Nidy. Ataki gości były jednak szarpane, a strzały oddawane z pozycji nieprzygotowanych. Gdy któryś z zawodników z Pińczowa znalazł się w lepszej sytuacji to było to zazwyczaj dziełem przypadku albo gapiostwa defensywy Pelikana.

Pelikan w drugiej połowie po raz pierwszy groźnie zaatakował w 71. minucie. Po dośrodkowaniu w pole karne z 6. metrów uderzał Grzelczak, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W odpowiedzi w sytuacji sam na sam znalazł się rezerwowy Mariusz Gnyla. Uderzał jednak z ostrego kąta i przeniósł piłkę nad bramką. Dla Gnyli była to okazja do rewanżu. Jeszcze w zeszłym sezonie, gdy Pelikan grał klasę wyżej, był zimą na testach w Łowiczu, ale nie przekonał do siebie ówczesnego szkoleniowca.

Gospodarze przebudzili się na ostatni kwadrans spotkania. Groźne strzały oddawali Piotr Grzelczak i Cezary Stefańczyk. Niewiele zabrakło przede wszystkim po uderzeniu tego drugiego. - Nawet nieźle to wyszło. Szkoda, że nie leciało w światło bramki bo byłby gol, a tak trudno - opisywał defensor. W 79. minucie łowiczanie objęli prowadzenie. Piłkę na rzecz Piotra Grzelczaka na własnej połowie stracił Patejuk. Napastnik gospodarzy zagrał w pole karne do Wilka, który odegrał na lewo do Piosika. Sprowadzony z Nowego Sącza gracz po raz kolejny zmarnował wyśmienitą sytuację, ale najsprytniejszy okazał się Grzelczak, który dobił ten strzał i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie.

Łowiczanie nie zwalniali tempa. Raz po akcji Grzelczaka o mały włos piłkę do własnej bramki skierowałby Dariusz Rolak. W 90. minucie po zagraniu z głębi pola sytuację sam na sam wykorzystał rezerwowy Radosław Stencel. Po kilku sekundach szybki atak przeprowadziła Nida i dośrodkowanie na bramkę zamienił 17-letni Dominik Sobczyk. Na więcej gościom nie starczyło czasu. Zaraz po tym jak Pelikan wznowił grę Grzegorz Wnuk zakończył spotkanie.

Pelikan Łowicz - Nida Pińczów 2:1 (0:0)

1:0 - Grzelczak 79'

2:0 - Stencel 90'

2:1 - Sobczyk 90+1'

Składy:

Pelikan Łowicz: Ludwikowski - Czerbniak, Mójta, Kozub (54' Stencel), Marcinkiewicz, Bolimowski, Bojaruniec, Lewandowski (11' Wilk), Piosik (91' Sut), Stefańczyk, Grzelczak.

Nida Pińczów: Majcherczyk - Cieślak (62' Myca), Głuc, Szafraniec (21' Sobczyk), Rolak, Zezuła, Janowski, Kłos (71' Gnyla), Mika, Patejuk, Zaręba.

Żółte kartki: Bolimowski, Bojaruniec (Pelikan) oraz Myca (Nida).

Sędzia: Grzegorz Wnuk (Rzeszów)

Widzów: 700.

Najlepszy piłkarz Pelikana: Piotr Grzelczak.

Najlepszy piłkarz Nidy: Dominik Sobczyk.

Najlepszy piłkarz meczu: Piotr Grzelczak.

Źródło artykułu: