Zlatan Alomerović. Uchodźca wojenny z sercem do gry

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Zlatan Alomerović
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Zlatan Alomerović

- Skaut Borussii Dortmund powiedział mojemu tacie, że chcą mnie zaprosić na testy. Ojciec podał mu zły numer. Myślałem, że go zabiję - opowiada nam Zlatan Alomerović, bramkarz Lechii Gdańsk.

Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Urodził się pan w Serbii w gorących czasach. Gdy miał pan 8 lat, w 1999 roku na ten kraj zaczęły spadać bomby. Przeżycia musiały być mocne? 

Zlatan Alomerović, piłkarz Lechii Gdańsk: Dzieciństwo wspominam bardzo dobrze. Żyło mi się fajnie i beztrosko do momentu, gdy musieliśmy z całą rodziną opuścić Serbię. Moja miejscowość co prawda nie została zniszczona, ale gdy pierwsze bomby zaczęły spadać na Belgrad, moja rodzina zdecydowała się wyemigrować do Niemiec. Z pewnością nie zapomniałem skąd pochodzę. Rokrocznie odwiedzam Serbię.

Czy w Niemczech łatwiej było zostać piłkarzem, niż w innym kraju? 

Trudno mi teraz gdybać co by wówczas się stało. Ja od najmłodszych lat kochałem piłkę nożną i myślę, że niezależnie gdzie bym się znalazł, z pewnością wybrałbym tę dyscyplinę sportu.

Czy ośmioletniemu uchodźcy z kraju ogarniętego wojną trudno jest zaadaptować się do nowego państwa? To przecież inny język i społeczeństwo.

Dla mnie nie było to trudne dlatego, bo po prostu nie zwracałem na to dużej uwagi. Byłem dzieckiem, od razu poszedłem do szkoły i bardzo szybko nauczyłem się języka. Na pewno nie było mi aż tak łatwo jak tym, którzy w Niemczech się urodzili, jednak nie zamierzam narzekać i mówić, że miałem jakieś problemy z tego tytułu, że jestem Serbem.

A jak pana koledzy ze szkoły patrzyli na przybysza z innego państwa?

Jak jesteś nowy i nie rozumiesz wszystkiego co się do ciebie mówi, to zawsze tworzy się jakaś bariera i skłamałbym gdybym powiedział, że jej nie było. Szkoła jednak mocno mi pomogła, a koledzy mieli pozytywny wpływ na moją adaptację w Niemczech.

Jakie były największe różnice pomiędzy Serbią, a Niemcami?

Przeniosłem się do Niemiec jak byłem jeszcze bardzo młody. Wówczas brakowało mi z pewnością moich przyjaciół, których poznałem za najmłodszych lat. Pamiętam, że moi rodzice mieszkali w Serbii na wsi i nie musiałem martwić się o to, że potrąci mnie samochód. W Niemczech sytuacja była inna. Wszystko było bardziej uporządkowane, znalazłem się w żyjącym swoim rytmem mieście. Brakowało mi takiej dziecięcej wolności, że robi się co się chce.

Wielu sportowców z krajów bałkańskich robi duże kariery. Jaka jest recepta na sukces ludzi z byłej Jugosławii? 

Według mnie kluczem jest tu technika. Jak grasz na Bałkanach, to przywiązujesz olbrzymią wagę właśnie do tego aspektu, według mnie dużo większą, niż w reszcie świata. Drugą sprawą jest mentalność. Nie wiem czy spotkałem kiedykolwiek osobę z Bałkanów, która powiedziałaby że wszystko jej jedno czy wygra, czy przegra. Mamy serce do gry i nie chcemy by ktoś mówił, że on jest lepszy ode mnie. To nas charakteryzuje.

Czy jako uchodźca wojenny czuł pan, że piłka nożna może być jedyną drogą do dużych pieniędzy i kariery? Z pewnością determinacja była większa niż u kogoś, kto nigdy w życiu nie musiał się o nic martwić.

Coś w tym jest. Ja jednak chciałbym podkreślić, że przede wszystkim zacząłem grać w piłkę nożną dlatego, bo kocham ten sport i nigdy nie chcę przegrywać. Jak z tego wszystkiego pojawiły się jakieś pieniądze, był to dla mnie wielki zaszczyt. Są ludzie, którzy mają wszystko, ale w cieplarnianych warunkach trudno jest być zdeterminowanym na tyle, by konsekwentnie walczyć o swój rozwój. Może to był mały plus, ale myślę że nie główny powód.

ZOBACZ WIDEO Jerzy Brzęczek o Jakubie Błaszczykowskim w kadrze: Sprawy rodzinne nie przysłonią zawodowych

Zaczynał pan karierę w małych niemieckich klubach. Czy pamięta pan dzień, w którym piętnastoletni Zlatan Alomerović, zawodnik FSV Witten dowiedział się, że będzie piłkarzem Borussii Dortmund?

Doskonale pamiętam tę sytuację. Mieliśmy mecz i skaut Borussii Dortmund podszedł do moich rodziców. Powiedział im: "Obserwujemy państwa syna i chcemy zaprosić go testy. Proszę o podanie numeru telefonu". Mój ojciec totalnie się zestresował, gdy to usłyszał i podał zły numer! Zorientował się dopiero po 30 minutach i zaczął szukać skauta Borussii, który był po drugiej stronie stadionu. Gdy tata opowiedział mi tę historię w samochodzie, gdy wracaliśmy do domu, myślałem że go zabiję! Nie wierzyłem, że mógł w takiej sytuacji pomylić numery. To była przecież moja wielka szansa. Bardzo cieszę się, że w odpowiednim czasie doszło do niego co zrobił. Ta sytuacja była dla mnie olbrzymim wyróżnieniem. Czułem się niezmiernie szczęśliwy, że chce mnie taki klub.

Czy był pan blisko gry w pierwszej drużynie? 

Nie będę tu ukrywał, do pierwszej jedenastki było mi daleko. W tym czasie (Zlatan Alomerović był w Borussii w latach 2006-2015 - dop. red.) Borussia Dortmund odnosiła wielkie sukcesy i miała bardzo dobrych bramkarzy. Wtedy Roman Weidenfeler był numerem jeden, a Mitchell Langerak też robił bardzo dobrą robotę. Ja sam skupiłem się na treningach i na tym, by się rozwijać w drugim zespole. Trudno było mi znaleźć miejsce w składzie. 

Był pan w Borussii podczas, gdy występowali w niej Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek. Czy ma pan z nimi jeszcze jakiś kontakt?

Tak, do teraz mam kontakt z Łukaszem Piszczkiem, z Lewandowskim i Błaszczykowskim już nie. Gdy spotkamy się z Łukaszem, zawsze jest okazja do żartów. Pamiętam, że jak przechodziłem do Korony Kielce, to życzył mi wszystkiego najlepszego i był zadowolony z tego, że trafiłem do Polski.

Jak pan traktuje grę w Polsce? Czy to dowód na straconą szansę w Niemczech, czy jednak nowe wyzwanie?

Motywacji nie straciłem, bo jestem typem człowieka, który wszystko robi na sto procent. Polska to kraj, w którym żyję, a Lotto Ekstraklasa to liga, w której gram. Daję z siebie wszystko i teraz wiem, że muszę tak do tego podchodzić, by być w pierwszym składzie.

Gdy przeszedł pan do Lechii Gdańsk wielu ludzi od razu wpisywało pańskie nazwisko do wyjściowego składu tego zespołu. W pierwszych dwóch kolejkach grał jednak tylko Dusan Kuciak.

Przyszedłem do Lechii, by być bramkarzem numer jeden i jest to mój główny cel. Trener na razie zdecydował że będę zaczynał od ławki. Ja swoją postawą będę chciał mu udowodnić, że była to błędna decyzja.

Czy trudno będzie wygryźć Dusana Kuciaka ze składu?

Nie podchodzę tak do tego, z nikim nie chcę walczyć. Swoją dobrą postawą muszę przekonać trenera. Może się wydawać, że wszystko w rękach Dusana Kuciaka, ale ja każdego dnia przychodzę na treningi, by dostać swoją szansę. Daję z siebie wszystko. Nie kładę się na plaży, czekając na nie wiadomo co.

Cierpliwości panu nie zabraknie?

To sytuacja zero-jedynkowa. Albo bronisz, albo nie. Inni piłkarze mogą wejść w trakcie meczu, dać dobrą zmianę i w kolejnym spotkaniu być w wyjściowej jedenastce na swojej pozycji lub innej, na której sobie poradzisz. Znam jednak tę profesję, takie jest życie bramkarza.

Komentarze (1)
Marek Cesarczyk
3.08.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dobrze powiedział.Ten kto w życiu nie był głaskany od dzieciństwa i miał ekstremalnie złe momenty z których sam musiał wyjść zawsze ma szansę zostać też wybitnym graczem.Życie i sport to walka Czytaj całość