[tag=8815]
Dinamo Zagrzeb[/tag] to nie tylko najlepsza drużyna w Chorwacji, aktualny mistrz i zdobywca pucharu, ale też znana na całą Europę fabryka piłkarskich brylantów. To klub, który w każdym okienku zarabia na sprzedaży zawodników kilkanaście lub kilkadziesiąt milionów euro. W to lato prezesi sprzedali do Leicester obrońcę Filipa Benkovicia za 14,5 mln euro. Dziesięć lat temu klub wypuścił w świat Lukę Modricia do Tottenhamu (kosztował 21 mln euro). Za rekordowe 23 mln euro sprzedał dwa sezony temu Marko Pjacę do Juventusu. Nie są to kwoty, które na kimkolwiek w Zagrzebiu robią wrażenie. Stały się normą.
Na taśmę produkcyjną jednej z najlepszych fabryk na świecie trafił Damian Kądzior. Dynamiczny lewoskrzydłowy, który jeszcze dwa lata temu występował w I lidze w Wigrach Suwałki. Polak przyszedł do nowego zespołu z urazem. Po transferze z Górnika Zabrze szybko odnalazł się w nowym otoczeniu. W dwóch ostatnich meczach w lidze miał dwie asysty. Jedna mogła zachwycić. Ze Slavenem Belupo podał koledze na czterdzieści metrów za plecy obrońców. Armin Hodzić tylko dopełnił formalności.
Nenad Bjelica wymyślił sobie transfer Polaka jeszcze gdy pracował w Lechu. Chciał go do Poznania ściągnąć latem. Tyle, że został z Lecha zwolniony i szybko objął Dinamo. - Bjelica dużo mi pomógł, przede wszystkim mentalnie. Nawet jak miałem kontuzję, to cały czas utwierdzał mnie, że w Dinamie na mnie liczą. Mówił, że wie, jaki mam potencjał, umiejętności i że widzi mnie w swojej drużynie. Jego wsparcie czuję od pierwszego dnia, kiedy odebrałem od niego telefon. Zawsze pyta jak się czuje, czy potrzebuję pomocy, jak miewa się moja żona. Koledzy też fajnie mnie przyjęli. Nie tylko w szatni. Nabrali też dużego szacunku, jak zobaczyli mnie na boisku. Podczas meczów wykonuję stałe fragmenty gry. Fajnie, że dostałem od drużyny takie zaufanie - opowiada nam zawodnik.
ZOBACZ WIDEO Cztery bramki w starciu Swansea - Leeds. Cały mecz Mateusza Klicha [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Do klubu przyjechał w połowie lipca. Przez kontuzję najpierw pracował na basenie i siłowni. Powoli wracał na swój odpowiedni poziom przygotowania fizycznego. Pierwsze 90 minut po urazie odczuwał w nogach, teraz nie ma już z tym problemu. Bjelica wprowadza Kądziora ostrożnie. W lidze chorwackiej daje mu pograć, w pucharach wpuszcza na końcówki. Jak z Astaną czy Young Boys Berno w eliminacjach Ligi Mistrzów. Dinamo ma szeroką kadrę, liczącą trzydziestu zawodników, około trzech na jedną pozycję.
Do taktyki Dinama przygotowały go... Suwałki. - W Dinamie gramy inaczej, niż w Górniku Zabrze. Teraz w każdym meczu jesteśmy faworytem, mamy posiadanie piłki ok. 70 procent. 4-5 zespołów jest na bardzo dobrym poziomie, gra się z tymi drużynami jak równy z równym. W pozostałych spotkaniach musimy raczej burzyć mur, bo rywale ustawiają się w dziesięciu na trzydziestym, czterdziestym metrze od swojej bramki. Gramy atakiem pozycyjnym. Podobnie jak w Wigrach, w I lidze. W Suwałkach większość asyst i goli miałem właśnie po akcjach, kiedy długo rozgrywaliśmy. W Górniku nauczyłem się grać z kontry. Zdarzały się czasem mecze, że mieliśmy posiadanie piłki ok. trzydziestu procent i wygrywaliśmy 3:0. U trenera Brosza rozwinąłem się pod względem taktycznym, zwłaszcza jeżeli chodzi o organizację w defensywie. Zawsze miałem z tym problem, poprzedni rok dużo mi pod tym względem dał. W Wigrach i Górniku nauczyłem się grać w dwóch stylach, co pomaga mi w Zagrzebiu - komentuje.
Piłkarz porównuje poziom ligi i treningów do polskiej ekstraklasy. W Chorwacji stawiają na wyszkolenie techniczne, gra się mniej fizycznie. - Nie ma tu tylu starć w powietrzu, kontaktu z przeciwnikiem. Nawet słabsze zespoły starają się grać od tyłu, nie panikują. W Dinamie każdy trening mamy z piłką. Nawet podczas zajęć regeneracyjnych. W Polsce zawodnicy są lepiej przygotowani fizycznie od Chorwatów. W Górniku jest na przykład Wojtek Hajda. Chłopak z rocznika 2000, a fizycznie wygląda, jakby grał kilka lat w seniorach. Tutaj nie stawia się na to w pierwszej kolejności. Piłkarze są bardzo drobni, szczupli, ale pod względem technicznym są przygotowani znakomicie. Piłka nie przeszkadza, potrafią podać za plecy, dać prostopadłą, uderzyć z dystansu. I co charakterystyczne: umieją grać dwiema nogami. Ja widzę u siebie pod tym względem rezerwy. OK - lewa noga fajna, ale prawą mógłbym poprawić - dostrzega różnice.
Opowiada też o dużej konkurencji, czego brakuje w polskich drużynach. Jest to jeden z głównych problemów, przez które poziom naszej piłki się nie podnosi, a z roku na rok nasze zespoły coraz słabiej spisują się w europejskich pucharach. Lub po prostu kompletnie się kompromitują. - Dużo zależy od potencjału ludzkiego. Często trenerzy w Polsce, których mamy też bardzo dobrych, nie mają załóżmy dwudziestu dobrych zawodników. Albo stopera, który wprowadza piłkę, lub bocznych obrońców grających ofensywnie, z fajnym dośrodkowaniem - mówi. Zdaniem Kądziora wielu dobrych piłkarzy nie potrafi się przebić w naszej lidze właśnie przez specyfikę gry. - Jest przede wszystkim fizyczna. Czasem przychodzą do nas zawodnicy, którzy w ligach, w których nie trzeba się rozpychać i grać ciałem, są panami piłkarzami, a u nas mają problem. Niektórzy z Dinama też mieliby kłopoty w Polsce - twierdzi.
W Dinamie doskonale odnalazł się za to Nenad Bjelica, który w Polsce był raczej wyszydzany z powodu zachowania poza boiskiem i różnych kontrowersyjnych opinii. Z Lecha został zwolniony, gdy drużyna miała jeszcze matematyczne szanse na wywalczenie tytułu mistrza Polski. 15 maja, pięć dni po przymusowym odejściu, zatrudniło go Dinamo. Prezesi podpisali z trenerem czteroletni kontrakt, Bjelica w końcówce sezonu wywalczył mistrzostwo i puchar kraju. - W klubie mówią, że to najlepszy transfer drużyny od kilku lat. Wszyscy powtarzają, że to odpowiedni trener na odpowiednim miejscu, że fajnie ułożył drużynę. Wydaje mi się, że jeśli Bjelica odejdzie z Zagrzebia, to do lepszego klubu. Dinamo grało słabiej w poprzednim sezonie, przyszedł Bjelica, zdobył dwa puchary, mamy już zagwarantowany udział w fazie grupowej Ligi Europy, walczymy o Ligę Mistrzów. Trener ma w Chorwacji zupełnie inną pozycję niż w Polsce - opowiada Kądzior. Determinacja szkoleniowca sprawiła, że w wakacje odmówił Lechowi i wyjechał do Chorwacji.
Piłkarz chce jesienią zadebiutować w reprezentacji. W poprzednim sezonie Adam Nawałka powołał go do kadry trzy razy. Kądzior nie zagrał jednak nawet minuty. Selekcjoner nie zabrał go również na mistrzostwa świata do Rosji. - Wiedziałem, że będzie ciężko pojechać na mundial. Trener miał swoich zawodników, którym zaufał. Mam nadzieję, że mój czas nadejdzie. Z trenerem Brzęczkiem jeszcze nie rozmawiałem, ale to nic nie oznacza. Powołania od trenera Nawałki też się nie spodziewałem, nie kontaktował się ze mną, a tu nagle dostałem informację, że mam się stawić na zgrupowaniu. Reprezentacja to mój cel, marzenie. Mam nadzieję, że któregoś dnia się spełni - kończy piłkarz.