Kto naprawdę odpowiada za klęskę na Mundialu w Rosji? Nie do końca wiadomo, bo nie ma raportu. Znaczy ponoć jest, ale to tzw. raport Yeti. W każdym razie dziś wiemy tyle, że sztab widzi bardziej winę piłkarzy, piłkarze widzą winę sztabu. Konkretnie przygotowania fizycznego.
Tymczasem Marek Koźmiński, wiceprezes PZPN do spraw szkoleniowych, udzielił bardzo ciekawego wywiadu "Przeglądowi Sportowemu". Sugeruje on, podobnie jak zawodnicy, że winnym klęski jest Remigiusz Rzepka, trener od przygotowania fizycznego.
"Byłem z tą kadrą od przylotu do Rosji do końca. Pewne rzeczy dało się odczytać choćby ze sposobu poruszania się piłkarza. Sam uczestniczyłem w niektórych treningach, kiedy na przykład z powodu kontuzji brakowało zawodnika do zajęć i zwróciłem na to uwagę" - mówi Koźmiński.
Nie rozumiem czegoś. Jak to jest możliwe, że wiceprezes PZPN, teoretycznie fachowiec, 45-krotny reprezentant Polski, widzi co się dzieje i nie reaguje? Statek wpływa na mieliznę, zaraz się przewróci i pogrzebie pond 30 milionów marzeń, a ten nic?
ZOBACZ WIDEO Serie A: Karol Linetty blisko szczęścia w polskim meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 3]
Oczywiście ktoś powie: "Przecież działacz nie może wpływać na pracę selekcjonera". To nawet celny argument, ale czy lepiej nie wpływać i patrzeć jak statek tonie czy jednak podjąć interwencję? Moim zdaniem Koźmiński, nie zabierając głosu, bierze na siebie część odpowiedzialności, przyznaje że popełnił grzech zaniechania.
I kolejny cytat: "Poza tym we wspomnianym wywiadzie Remek mówi, że każdego inaczej traktowali. Ja byłem na co dzień w Soczi i tego nie widziałem. A każdy zawodnik miał inne potrzeby."
A więc to co widział gołym okiem Orest Lenczyk. Stary wyjadacz ligowy od razu powiedział, że wszystkich wrzucono do jednego worka.
Koźmiński mówi: "Remek odpowiadał za przygotowanie w 2012, 2016 i 2018 roku. Pierwszy i ostatni turniej łączy jedna rzecz - drużyna fizycznie wyglądała słabo. Jeżeli tak doświadczony, ukształtowany, doskonale znający swój organizm zawodnik jak Łukasz Piszczek mówi, że w meczu z Senegalem nogi mu "nie kręciły", to co? Nie chciało mu się? Przecież w tym przypadku ewidentnie było widać problem fizyczny".
To wszystko to jakiś ponury żart z kibica. Czy wiceprezes PZPN powiedział wcześniej głośno, że należy nadzorować trenera przygotowania fizycznego, by nie powtórzyć błędów z 2012 roku? Musimy cały czas mieć z tyłu głowy słowa Koźmińskiego, że on był, widział i wiedział. Gdyby chociaż powiedział: "Ostrzegałem, ale powiedzieli, żebym się nie wtrącał". Ale nie. On wiedział, ale zachował wiedzę dla siebie.
Czy piłkarze z topowych europejskich klubów nie byli w stanie pójść do selekcjonera i powiedzieć mu: "Trenerze, czuję, że te treningi mi nie służą". Aż trudno w to uwierzyć, że wszyscy ochoczo poszli na rzeź.
Nie wiem, czy Koźmiński postanowił po prostu wystawić kibicom kozła ofiarnego, czyli Rzepkę. Przecież jego już nie ma, a piłkarze są. Dlatego ich Koźmiński broni. Wiele osób zauważa, że był problem z przygotowaniem, ale powiedzenie, że zawalił Rzepka byłoby chyba mocno naciągane. Polski zwyczaj jest taki, że jeśli bankrutuje wielka firma to na pewno winna jest sprzątaczka, albo inny pracownik niższego szczebla.
Nie widzimy już braku zaangażowania piłkarzy, ich żenujących błędów w meczu z Senegalem czy z Kolumbią. Nie zauważamy błędnej taktyki trenera Nawałki. A przecież już w meczu towarzyskim z Chile było oczywiste, że nie czujemy się dobrze z dwoma napastnikami i jednym defensywnym pomocnikiem próbującym dodatkowo rozgrywać.
Ważne, żeby góra miała czyste kapcie. Brakuje w tym wszystkim nie tylko reakcji, ale też klasy. Elegancki garnitur niewiele tu zmienia, panie Marku.