Marcin Bułka: Będę pierwszym bramkarzem Chelsea

Getty Images / Albert Perez / Na zdjęciu: Marcin Bułka
Getty Images / Albert Perez / Na zdjęciu: Marcin Bułka

Nie spalam się psychicznie, jestem gotowy, by zagrać już teraz w Premier League - mówi nam Marcin Bułka. 18-latek latem zagrał w meczach sparingowych Chelsea. I ma dużą szansę, żeby wystąpić w spotkaniach o punkty jeszcze w tym sezonie.

W tym artykule dowiesz się o:

[b][tag=59756]

Mateusz Skwierawski[/tag], WP SportoweFakty: Rozmawiam z przyszłym numerem 1 Chelsea?[/b]

Marcin Bułka, bramkarz Chelsea FC: Tak.

Na jakiej podstawie pan tak twierdzi?

Podczas okresu przygotowawczego pokazałem, że potrafię bronić, grać z chłopakami w pierwszym zespole i nie spalam się psychicznie. Jestem gotowy, by zagrać już teraz w Premier League.

Odważnie.

Ale spokojnie. Jestem pewny siebie, znam swoją wartość, ale jestem też świadomy pewnych rzeczy. Wydaje mi się, że na tę chwilę nie zdołałbym rozegrać całego sezonu jako pierwszy bramkarz w takim klubie. Po prostu. Nie. Mam tu na myśli bardziej sferę mentalną. Co w przypadku, gdy zdarzy się jeden, drugi błąd? Drużyna gra o najwyższe cele, jest duża presja. Myślę, że potrzebuje jeszcze czasu, żeby się z tą atmosferą otrzaskać. Mam dopiero 18 lat.

W okresie przygotowawczym rozegrał pan cztery mecze w pierwszej drużynie. Co pan po nich usłyszał od trenera Maurizo Sarriego?

Powiedział, że jest bardzo zadowolony z mojej pracy. Że gram bardzo dojrzale jak na swój wiek. A ja przecież wcześniej nie występowałem w seniorskich zespołach. Tyle. Nie czekałem na ciepłe słowa od trenera. Nie lubię, jak ktoś zbyt bardzo mnie chwali, głaszcze. Moja gra została zauważona, zainteresował się jeden klub z Włoch.

ZOBACZ WIDEO Krychowiak wymienił, czego zabrakło Polakom w spotkaniu z Włochami. "To jest tylko zremisowany mecz"

Nie wolał pan odejść i grać?

Drużyna z Serie B chciała mnie wypożyczyć, jej przedstawiciele zadzwonili bezpośrednio do trenera Sarriego. Powiedział jednak, że nigdzie nie idę. Że jeżeli będę się tak dalej rozwijał, to dostanę szansę już w tym sezonie. Dobrze słyszeć takie słowa bezpośrednio od szkoleniowca. Sarri jest bossem, on decyduje, on wybiera skład. Myślę, że nie zatrzymał mnie w klubie po to, by zahamować mój rozwój. Więc wydaje mi się, że w klubie wiedzą, co robią.

Dostał pan gwarancję typu: zagrasz w krajowym pucharze?

Gwarancji nie, ale otrzymałem jasny przekaz, że jeżeli będę tak pracował, jak do tej pory, to zadebiutuję. Wydaje mi się, że nie trzymaliby w klubie młodego zawodnika na siłę, jeżeli nie widzieliby dla niego przyszłości. Takich jak ja jest tu przecież kilku.

Obecnie jest pan... którym bramkarzem?

Jestem włączony do pierwszego zespołu, z którym od tego sezonu regularnie trenuję. Codziennie. Jestem nawet na zgrupowaniach przedmeczowych. Jeżdżę też na wyjazdy, siedzę na trybunach. Na pewno będę rozgrywał spotkania w zespole Chelsea do lat 23. I walczę o skład pierwszej drużyny. Kepa jest numerem 1. Willy Caballero numerem 2. A Robert Green jest ze mną numerem 3. Myślę, że mam szansę przesunąć się w hierarchii na drugiego bramkarza jeszcze w tym sezonie.

Jest pan pewny siebie, ale nie sprawia wrażenia bufona.

Jestem świadomy tego, co robię, jak wyglądam na boisku. Nie sugeruje się tym, co piszą o mnie media. Słucham trenerów, którzy przekazują mi informacje. Sam też używam mózgu, analizuję je, mam swoje zdanie. Potrafię rozróżnić, czy to odpowiednie wskazówki dla mnie. Nikt raczej przypadkowo nie wpisał mojego nazwiska w protokole meczowym.

I to aż cztery razy. W okresie przygotowawczym zagrał pan z Perth Glory, Interem Mediolan, Arsenalem i Lyonem. Nie wierzę, że 18-latek nie czuł stresu.

W pierwszym meczu nie. Później może trochę nazwa drużyny mogła wywołać dodatkowe emocje. Ale od chłopaków z zespołu usłyszałem w szatni krótką radę: graj tak, jak w Australii (z Perth Glory), a będzie OK. Posłuchałem się. Starałem się nie robić niczego ekstra, tylko skupić się na swojej robocie. Bo jak chcesz się za bardzo pokazać, to często wychodzi odwrotnie. Myślę, że dałem radę.

Ta szansa gry w Chelsea nastąpiła szybko czy raczej naturalnie?

Naturalnie. Rok temu pojechałem z drużyną na obóz przygotowawczy do Azji. Wiedziałem, po co: uczyć się, trenować, zobaczyć, jak to wszystko wygląda od środka. W to lato wiedziałem, że pora postawić kolejny krok i zebrać kilka minut na boisku. Nie zastanawiałem się: kurde, co ja tutaj robię, co się za chwilę stanie... Raczej tłumaczyłem to sobie tak, że skoro dostałem szansę, to na nią zasłużyłem. To był mój czas, wiedziałem, że muszę się spisać, ale nie spaliłem się psychicznie. Czułem, że dobrze wypadnę, byłem gotowy.

Thibaut Courtois był wtedy na wakacjach po mistrzostwach świata, później odszedł do Real Madryt. Myślał pan przez chwilę: może to dla mnie szansa?

Tak. Do momentu, kiedy przyszedł Kepa Arrizabalaga z Athletic Bilbao... Wiadomo: jeżeli płacisz za zawodnika 80 milionów euro, no to musi grać. Nawet jak zrobi błąd, to wszyscy w klubie będą go wspierać, bronić, wykażą się cierpliwością. Podobnie jak w przypadku Davida de Gei w Manchesterze United. Na początku kibice mówili, że to fatalny transfer. Teraz wiedzą, że się mylili.

Czego się pan nauczył od Courtois?

Ma jedną bardzo dobrą cechę: nie dopuszcza do siebie myśli, że popełnił błąd. Odcina się, jakby się dana rzecz w ogóle nie przytrafiła, jakby stał obok wszystkiego z boku. To cecha bardzo pomocna, zwłaszcza bramkarzowi. Lepiej, gdy nie analizujesz, nie zadręczasz się wpadką. Oczywiście: jesteś świadomy błędu, ale idziesz dalej. Ja staram się nie myśleć. To niepotrzebne, przeszkadza. Im dłużej to robisz, tym później częściej wybierasz na boisku bezpieczniejsze wariant gry. To cię z kolei blokuje, żeby wskoczyć na wyższy poziom. Gdy koncentrujesz się na uniknięciu błędu, na pewno go zrobisz.

Szatnia Chelsea jest...?

Na pewno wesoła. Są żarty, jak wszędzie, są grupy, które wiodą prym, jest wiele charakterów. Na pewno nikt nie powiedziałby, że N'Golo Kante w lipcu wywalczył z Francją tytuł mistrza świata na mundialu w Rosji. Strasznie skromny człowiek. Nigdy nie widziałem, żeby się wywyższał. Po tym, jak się zachowuje, jak się ubiera i czym jeździ, niewielu zgadłoby, że jest piłkarzem. Chodzi w dresach adidasa, jeździ Mini Cooperem. W szatni cichutki, jest raczej z boku. Nie potrzebuje być w centrum uwagi. A na boisku geniusz.

Krążą legendy, że w klubowym budynku unosi się dym papierosów, które namiętnie pali Maurizio Sarri.

Pewnego dnia w klubie włączył się alarm pożarowy. Nikt nie wiedział, o co chodzi. Co się pali. Okazało się, że wywołał go właśnie trener. Nie wytrzymał i zapalił papierosa. Każdy wie, że uwielbia tytoń. Ponoć pali do 80 papierosów dziennie! Nawet zaraz po trening zdarza się mu sięgnąć po fajka. Podczas meczów ligowych odcina sobie filtr od papierosa i żuje. Ma zakaz palenia, ale w klubie walczą, żeby mu to umożliwić.

W Chelsea jest pan już drugi rok. W 2016 roku odrzucił pan ofertę Barcelony.

W Barcelonie byłem najpierw tydzień, później przyjechałem jeszcze na trzy tygodnie. Trenowałem z zespołem u-19, zagrałem z nimi dwa mecze, a później ćwiczyłem z Barceloną B, czyli drugą drużyną. Z pierwszą nie miałem kontaktu. Czułem jednak, że chcę przejść do Anglii. Dostałem od Chelsea plan, jak chcą mnie poprowadzić, jaką ścieżkę rozwoju dla mnie przewidują. Wiadomo: słyszysz Barcelona, myślisz: Messi, Pique, Suarez i inni. Trenowałem tam, patrzyłem, co dzieje się na zewnątrz, wewnątrz. I czułem: Chelsea. To był mój wybór.

Przeprowadził się pan do Londynu w wieku 16 lat i zamieszkał z brytyjską rodziną zastępczą, co jest popularne wśród zawodników z akademii. 

Zanim przyleciałem do Anglii podpisać umowę, pracownicy klubu już przyporządkowali mnie do rodziny. Z "moją" rodziną mieszało jeszcze dwóch młodych chłopaków z Chelsea. Taka droga znacznie ułatwia start, przystosowujesz się do nowych warunków naturalnie. W wieku 16 lat mogłem mieć problem z odnalezieniem się w Londynie, w tak ogromny mieście. Mieszkamy w dużym domu, każdy z nas ma swój pokój. Prowadzi go małżeństwo mające jeszcze trójkę dorosłych dzieci. Zastępcza rodzina odwiedza nas od czasu do czasu, ale zazwyczaj jesteśmy sami. Pytają nas, co mamy ochotę zjeść i o której godzinie. Do posiłków siadamy razem, z chłopakami z drużyny. Nikt nie mówi nam: proszę wrócić przed 22. Czuję komfort jak we własnym domu.

Języka uczył się pan od podstaw?

Po przyjeździe dużo rozumiałem, nigdy nie miałem problemów z komunikacją. Chodziło tylko o podszkolenie płynności i te dwa lata dużo mi dały. Dziś jestem gotowy, żeby się w pełni usamodzielnić. Jestem na etapie szukania mieszkania, chce pójść na swoje.

Tak jak na boisku. Kiedy możemy spodziewać się jakiś konkretów w pana wykonaniu?

Do zimowego okna transferowego mam mocno harować na treningach. Zimą trener podejmie decyzję, co dalej.

Źródło artykułu: