Różne opinie ekspertów krążą w zachodnich i wschodnich telewizjach. Jedni uważają, że nawet mimo straty Cristiano Ronaldo zespół z Madrytu wciąż jest w stanie powalczyć o kolejne - już czwarte z rzędu - zwycięstwo w rozgrywkach. Bo jest odblokowany Benzema, bo jest Bale, bo jest wielu gigantów za ich plecami. Dla innych z kolei wyjęcie Portugalczyka ze składu to wyprowadzenie z pierwszej linii frontu armaty siejącej największe spustoszenie, niezwykle skutecznej w krytycznych momentach sezonu. Szczególnie w Lidze Mistrzów. W ostatnim sezonie LM Ronaldo wpakował przecież 15 goli. Dwa sezony temu - 12. Trzy - 16. Za każdym razem zostawał królem strzelców. Taka strata na pewno nie może nie być bolesna.
Inni faworyci? FC Barcelona (Leo Messi udzielił już kilku wywiadów, z których jasno wynika, że zwycięstwo w Champions League to dla niego priorytet na najbliższe miesiące), wzmocniony CR7 Juventus Turyn, wygłodniały sukcesów Manchester City.
Nasi tu byli
Bayern Monachium z Robertem Lewandowskim w składzie? Bawarczycy na krajowym podwórku nie mają godnych siebie przeciwników, nawet wliczając w to Borussię Dortmund. Kolejne mistrzostwo kraju powinno im przyjść z łatwością, więc największe wyzwanie to znów Liga Mistrzów. Co jednak ciekawe, władze klubowe nie dokonały praktycznie żadnych wzmocnień, Bayern znów bił się będzie w niemal identycznym składzie. I trudno przypuszczać, że wywalczą tym składem puchar, tym bardziej że znów sporym problemem okazują się kontuzje. Kolejny sezon to jednak kolejna szansa przed Lewym. Choć to piłkarz wybitny, to wciąż bez trofeum w europejskich pucharach. I ten brak musi mu mocno doskwierać.
Z polskiej perspektywy nowy sezon w Lidze Mistrzów powinien być niezwykle ciekawy nawet mimo braku polskiej drużyny w fazie grupowej. W kadrach ekip, które zagrają w Champions League figuruje dziewięciu polskich zawodników, z czego ośmiu ma ogromne szanse na grę w pierwszych składach swoich drużyn. Chodzi rzecz jasna o Lewandowskiego (Bayern), Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskiego (Napoli), Wojciecha Szczęsnego (Juventus), Łukasza Piszczka (Borussia D.), Kamila Glika (Monaco) oraz Macieja Rybusa i Grzegorza Krychowiaka (Lokomotiw). W kadrze Liverpoolu znalazł się z kolei Kamil Grabara, choć akurat on na występy ma nikłe szanse. Bayern nowy sezon w Lidze Mistrzów rozpocznie od meczu w Lizbonie z Benfiką. Monaco zmierzy się z Atletico Madryt, Borussia z Club Brugge, a Lokomotiw z Galatasaray. Juventus zagra na wyjeździe z Valencią. Napoli powalczy w Belgradzie z Crveną Zvezdą, a spotkanie poprowadzi Szymon Marciniak ze swoim zespołem.
Kasa misiu, kasa
Champions League to liga gigantów, więc i kasa musi być gigantyczna. Już w minionych latach najlepsze zespoły kasowały niebywałe wręcz kwoty. UEFA do podziału między wszystkich uczestników przeznaczała 1,4 miliarda euro. Najwięcej w historii w trakcie jednej edycji zarobił Juventus Turyn w sezonie 2016/17. Nawet mimo porażki w finale z Realem, dzięki korzystnemu czynnikowi "market pool" (czynnik będący składową wielkości rynku telewizyjnego w kraju, z którego pochodzi zespół, zajmowanego miejsca w lidze oraz liczby drużyn uczestniczących w europejskich rozgrywkach) zainkasował ponad 100 milionów euro. Dla porównania triumfator - Real - dorobił się wówczas niespełna 90 milionów.
Teraz, dzięki rekordowym umowom podpisanym ze sponsorami oraz wpływom pochodzącym ze sprzedaży praw telewizyjnych Liga Mistrzów stanie się ligą jeszcze bardziej opasłych bogaczy. W sezonie 2018/19 premie podskoczą o 30 procent, bo do prawie 2 miliardów wzrosła pula przeznaczona przez UEFA na nagrody. Już za sam awans do fazy grupowej można było zarobić 15 milionów. UEFA wprowadziła także nowość w rozliczeniach - ranking historyczny - czyli wysokość premii będzie także zależeć od wyników osiąganych w ostatnich 10 latach. W najbardziej optymistycznym wariancie drużyna uczestnicząca w Lidze Mistrzów już za komplet zwycięstw i pierwsze miejsce w grupie będzie bogatsza o 80 milionów. A gdzie reszta premii i przelewów? Triumfator rozgrywek (wielki finał rozegrany zostanie 1 czerwca na stadionie Atletico w Madrycie) będzie mógł łącznie zarobić ponad 100 milionów euro.
Nowe realia TV
Polskie kluby rzecz jasna tej uczcie przyglądać się będą z miną obdartusów proszących o dwa złote pod dyskontem. Nic jednak dziwnego, skoro jedyny nasz przedstawiciel w eliminacjach dostał łomot od mistrza Luksemburga i skompromitował się do cna. Pozostałe drużyny z ekstraklasy zostały z kolei odesłane do domów spod drzwi do Ligi Europy. Jeśli więc zarabiać, to tylko na sprzedaży biletów na ligowe granie i podwawelskiej z grilla. Pracownicy Legii czy Lecha zajmujący się kopaniem piłki będą więc mogli oglądać prawdziwych piłkarzy z Ligi Mistrzów tak jak my wszyscy - w telewizji.
A tu przecież również zmiany, przynajmniej na polskim rynku. Po wielu latach transmisji w NC+ prawa do pokazywania zarówno Champions League, jak i Ligi Europy przejęła stacja Polsat. Nowy nadawca otworzył dwa nowe kanały - Polsat Sport Premium 1 i Polsat Sport Premium 2 oraz dodatkowo cztery kolejne w systemie pay-per-view. Wszystko po to, by pokazywać wszystkie mecze na żywo. Jeden mecz w kolejce - środowy - będzie dostępny w telewizji otwartej (TVP).
Warto również przypomnieć, że od tego sezonu mecze Ligi Mistrzów rozgrywane będą o dwóch godzinach. Pierwsza partia startować będzie o godzinie 18:55, druga - o 21:00. Tegoroczne rozgrywki zainaugurują starcia Barcelony z PSV oraz Interu z Tottenhamem. Dwie godziny później na boiska wybiegną pozostałe drużyny. Największy hit wtorku? Liverpool FC - Paris Saint-Germain. Środy: Real - Roma.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Świetna asysta Milika. Drągowski zatrzymał Zielińskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]