Dramat Rafała Kośca rozegrał się dokładnie 24 marca 2016 roku, gdy po meczu z Ursusem piłkarz Polonii Warszawa zbiegał do samochodu po torbę. Poślizgnął się na schodach. Złamał kręgosłup oraz poważnie uszkodził rdzeń kręgowy. Groziła mu nawet amputacja kończyn.
Na OIOM-ie towarzyszyły mu najgorsze myśli. Zastanawiał się nawet, by prosić przyjaciela o pomoc w odebraniu sobie życia. Kolejna myśl: eutanazja. - Jeśli bym wtedy usłyszał, że zostanę w takim stanie do końca życia, zażądałbym eutanazji. Nie wybaczyłbym rodzinie, gdyby chcieli mnie powstrzymać. Uprzykrzałbym im życie tak długo, aż by się zgodzili. Nikt jednak nie powiedział mi wprost, że nie mam szansy. Nawet nie wiem, w którym momencie stwierdziłem, że jednak się nie poddam. Odbiłem się, zacząłem walczyć. Podjąłem najważniejszą decyzję: chcę żyć - mówi Kosiec w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Kosiec próbował różnych metod leczenia, odwiedził gabinety kilkunastu specjalistów. Tylko przez pierwszy rok wydał ponad 200 tysięcy złotych. Przez dwa lata poprawił się jego stan fizyczny. Neurologiczny pozostaje bez zmian.
Każdego dnia Kosiec walczy z wielkim bólem. Nie ma czucia powierzchownego. Nawet na chwilę nie jest w stanie zapomnieć o swoich problemach. - Codzienność jest najgorsza... Fatalnie jest z narządami wewnętrznymi: jelitami, pęcherzem. Chętnie zjadłbym burgera, coś dobrego, ale nie mogę, każdy posiłek odchorowuję. Cierpię, czasem trochę mniej, czasem bardziej. Ale walczę. Najgorsze jest, gdy sam przestaję wierzyć, że może być lepiej. Wtedy popadam w depresję. Kilka tygodni temu to przechodziłem, co jakiś czas mam napady takich myśli. Na każdym kroku czuję, w jak fatalnym jestem stanie. Gdy jem, gdy się położę, chcę zasnąć. Non stop - tłumaczy.
Wychowankowi Agrykoli Warszawa nie są w stanie pomóc lekarze w Polsce, odbił się też od ściany w Szwajcarii. Teraz stara się o wsparcie specjalistów od neurochirurgii w USA. Wysłał dokumenty, czeka na odpowiedź. Jeśli dostanie zielone światło, konieczne będzie zebranie środków na leczenie.
- Na razie o tym nie myślę. Dziś mógłbym mieć miliardy na koncie, a i tak niczego by to nie zmieniło. Jakiś czas temu odezwał się do mnie ktoś od Roberta Lewandowskiego z informacją, że chcą mi pomóc, dostałem nawet jego koszulkę. Ale gdyby przyszedł i chciał mi dać pieniądze, to i tak bym ich nie wziął. Bo na razie mnie nie wyleczą. Czekam, aż znajdzie się człowiek, który będzie chciał mnie zoperować. Spróbuje mi pomóc. Jeśli się pojawi opcja, jak w USA się zgodzą, wznowię akcję na fundacji - wyjaśnia Kosiec.
ZOBACZ WIDEO Bundesliga: Neuer obronił karnego, ale sędzia zarządził powtórkę. Piękny gol Robbena, bandycki faul Bellarabiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]