Gorącym orędownikiem gry w Stanach Zjednoczonych jest szef La Liga, Javier Tebas. Gościnne występy hiszpańskich drużyn za Oceanem to jeden z elementów nawiązanej przed sezonem współpracy między La Liga a firmą Relevent, która ma na celu promowanie hiszpańskiego futbolu w Ameryce Północnej.
Problem w tym, że środowisko jest w tej sprawie mocno podzielone. W sierpniu przeciwko lotom do Stanów Zjednoczonych opowiedziało się Stowarzyszenie Hiszpańskich Piłkarzy (AFE). Po naradzie z udziałem kapitanów La Liga szef AFE, David Aganzo ogłosił nawet, że zawodnicy są gotowi rozpocząć strajk, byleby nie dopuścić do gry za Oceanem. Więcej o tym TUTAJ.
Władzom La Liga udało się jednak przekonać do swojego pomysłu Gironę i Barcelonę. Spotkanie 21. kolejki z udziałem tych drużyn miałoby się odbyć pod koniec stycznia na mogącym pomieścić 64 tys. widzów Hard Rock Stadium w Miami. Entuzjazmu La Liga nie podziela hiszpański związek piłki nożnej (RFEF), co jego prezes, Luis Rubiales oznajmił w przesłanym Tebasowi liście. Sternik La Liga jest jednak przekonany o tym, że jego pomysł zostanie zrealizowany. Więcej o tym TUTAJ.
Jeśli Tebasowi uda się doprowadzić do rozegrania ligowego meczu w Stanach Zjednoczonych, pozostałe kluby La Liga mogą mieć związane ręce i nie będą mogły odmówić gościnnych występów za Oceanem. Mimo to prezes Realu Madryt, Florentino Perez zapowiedział, że jego klub nie będzie uczestniczył w tego typu promocji hiszpańskiej ligi.
- Nie będziemy latać do Stanów Zjednoczonych. Nie wiem, w czyim jest to interesie, bo na pewno nie klubów i kibiców. Kategorycznie odmówimy udziału w tych spotkaniach - przyznał Perez.
Już wcześniej w podobny sposób, choć nie tak kategorycznie, o pomyśle La Liga wypowiedział się trener Królewskich, Julen Lopetegui: - To wpłynie na wyniki rozgrywek. Każdy zespół powinien grać na tych samych stadionach.
ZOBACZ WIDEO Primera Division: Szalony mecz w Vigo! 6 goli i stracona szansa gospodarzy [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]